"Stalówka" wygrała u siebie mecz "o sześć punktów" na inaugurację rundy... wiosennej. Na trybunach trwał karnawał, strzelec dwóch bramek, w tym jednej niezwykłej urody, Przemysław Pałkus dostał w nagrodę kosz wędlin, a Krystian Lebioda miał święto podwójne, bo właśnie urodził się mu syn...
Pierwsza kolejka rundy wiosennej, w tym mecz Stali z Wartą, została rozegrana już teraz, bo Polski Związek Piłki Nożnej wolał dmuchać na zimne. Co roku były kłopoty z aurą, gdy przychodziło w marcu rozpocząć rundę rewanżową, więc pierwsze dwie kolejki zostały w tym sezonie przesunięte zaraz po zakończeniu zmagań jesiennych.
I chociaż trener zespołu ze Stalowej Woli, Władysław Łach uważał do niedawna, że dla "stalowców" to mało korzystne, jednak chyba zmieni zdanie. Bo nasi są ciągle "w gazie", wygrali arcyważny mecz z Wartą, która też przed meczem miała na koncie, jak Stal, 15 punktów i też chce wydobyć się ze strefy spadkowej. To jednak stalowowolanie dopięli swego, wygrywając mecz, który powinni też wygrać już w pierwszym pojedynku obu drużyn w Poznaniu. Wtedy padł remis 1:1, chociaż Stal była dwa razy lepsza.
WRESZCIE SIĘ WPISAŁ
Mecz w Stalowej Woli dla Stali nie mógł ułożyć się lepiej. W 10 minucie w polu karnym Krzysztofa Trelę sfaulował Tomasz Magdziarz i sędzia Artur Radziszewski wskazał "wapno". Pewnym egzekutorem "jedenastki" okazał się Przemysław Pałkus i gospodarze mogli poczuć się pewniej. Najpierw jednak gremialnie wykonali "kołyskę" dla syna Krystiana Lebiody, który urodził się trzy dni przed meczem. Rywale za to musieli głowić się, jak odrobić straty i w 25 minucie, po strzale z ostrego kąta
Pawła Iwanickiego bramkarz Stali, Tomasz Wietecha musiał wyciągnąć się jak struna. O tej sytuacji jednak szybko zapomnieli kibice, gdy nadeszła 43 minuta spotkania. Wtedy z 30 metrów zdecydował się na atomowy strzał z powietrza Pałkus i ku radości trybun piłka ugrzęzła w siatce.
To był strzał z cyklu "stadiony świata", a popularny "Pałka" musiał czekać aż do rundy rewanżowej, by wpisać się wreszcie na listę strzelców Stali i to od razu dwukrotnie. Znowu była "kołyska" i wielkie brawa od kibiców, a poznaniacy mieli prawo w tym momencie się podłamać.
JEDEN "RODZYNEK"
Sympatycznie było także w przerwie meczu, gdy od jednego ze sponsorów "szalikowcy" Stali otrzymali za dobry doping w sezonie kosz wędlin. Taki sam powędrował też do fanów... gości, których kilku zameldowało się na stadionie w Stalowej Woli. Mięsny "souvenir" przypadł również potem w nagrodę dla wybranego na najlepszego piłkarza w meczu Pałkusa. A gdy sędzia wznowił grę, od mocnego uderzenia zaczęli przyjezdni.
Nie złapany na "spalonym" Krzysztof Piosik znalazł się sam na sam z Wietechą i... przegrał ten pojedynek. W tym czasie fantastycznie bawili się kibice, którzy prezentowali "meksykańską falę" i chóralne śpiewy. Znalazł się wprawdzie wśród fanów jeden "rodzynek", który dał się zapamiętać z innego powodu, bo nie chciał oddać... wykopniętej w trybuny piłki. Ale interweniowała ochrona i własność klubowa trafiła do odpowiednich rąk.
Publikę mógł uszczęśliwić jeszcze dwukrotnie Łukasz Stręciwilk, który gdyby rozważniej rozglądał się po boisku, podałby piłkę Januszowi Iwanickiemu "na czysto". W dobrych sytuacjach najpierw jednak podał źle, a następnie zdecydował się na niepotrzebny strzał. To już było jednak nieważne, gdy arbiter zakończył mecz. Oby wygrana z Wartą była zapowiedzią udanej całej rundy rewanżowej. W tym roku czeka nas jeszcze jeden mecz, z Podbeskidziem w Bielsku-Białej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?