Jest źle. Piłkarze "Stalówki" w dwóch pierwszych wiosennych spotkaniach w drugiej lidze wywalczyli ledwie jeden punkt. Z ostatnią i przedostatnią drużyną w tabeli. W Zabierzowie nasi "sprawili" radochę miejscowym kibicom, bo Kmita wygrał... pierwszy w sezonie mecz na własnym stadionie.
Po remisie Stali na inaugurację wiosny u siebie z ostatnim w drugoligowej stawce Pelikanem Łowicz 0:0, stalowowolanie odgrażali się, że zrekompensują sobie tę wpadkę w Zabierzowie. Nastroje były bojowe, choć martwiła kolejna absencja podstawowego bramkarza zespołu Tomasza Wietechy, który wprawdzie wrócił po kontuzji do treningów, ale nadal odczuwał ból w nodze. No, ale popularny "Balon" ma godnego następcę, bo rezerwowy zazwyczaj Stanisław Wierzgacz z Pelikanem zachował czyste konto i pokazał, że można na niego liczyć. W pojedynku z Kmitą zabrakło też dochodzącego do zdrowia pomocnika Krzysztofa Treli.
NIE TRAFIŁ W BRAMKĘ
W pierwszej połowie meczu w Zabierzowie trudno nie było być optymistą. Stal grała z werwą i odważnie, nie bała się opromienionej wygraną w pierwszym wiosennym meczu ze Śląskiem we Wrocławiu 3:1 Kmity. W 12 minucie po dobrym podaniu Abela Salamiego w świetnej sytuacji w polu karnym znalazł się Przemysław Pałkus, ale... nie trafił w bramkę. Ponadstuosobowa grupa kibiców "Stalówki", która zjechała do Zabierzowa dwoma autokarami, mogła złapać się za głowy. Także za moment, bo tym razem strzelał Salami, a bramkarz gospodarzy Tomasz Laskowski, "wypluł" piłkę przed siebie.
Z dobitką pospieszył Janusz Iwanicki i głową z kilku metrów przeniósł piłkę nad poprzeczką. Jeśli dodać do tego niecelną główkę Salamiego w 15 minucie, to śmiało można powiedzieć, że początek meczu należał do Stali. Oczywiście rywale też próbowali się odgryzać, strzelali między innymi byli piłkarze... Stali, Jan Cios i Piotr Powroźnik, a także Marcin Makuch i doświadczony Dariusz Romuzga, znany z występów w pierwszej lidze w Hutniku Kraków i Wiśle Płock. Ale Wierzgacz był na posterunku. Może parę razy miał kłopoty z dośrodkowaniami, ale bez konsekwencji. A na listę zmarnowanych szans w "Stalówce" wpisali się do przerwy jeszcze Salami i Iwanicki. Nic dziwnego, że były prezes Stali, a obecnie prezes Wodeksu, firmy sponsorującej nasz zespół, Bronisław Żak, przed drugą połową był dobrej myśli.
- Jest nieźle - mówił w przerwie oglądający mecz z trybun prezes. - Szkoda, że nie udało się trafić do bramki Kmity, ale powinno być lepiej w drugiej połowie.
GWÓŹDŹ DO TRUMNY
Niestety, przeczucie prezesa tym razem zawiodło. Bo choć znowu pierwsi groźnie zaatakowali "Stalowcy", a kolejną swoją szansę zmarnował grający jako wysunięty napastnik Salami, główkując po dośrodkowaniu Longinusa Uwakwe z kilku metrów nad poprzeczką, to potem nastąpiła katastrofa. W 57 minucie meczu Krystian Lebioda pozwolił dośrodkować z prawej strony Dariuszowi Gawęckiemu Krystian Lebioda, a w polu karnym nasi obrońcy nie upilnowali Sebastiana Kurowskiego i "stało się".
Pomocnik Kmity, który przed sezonem był testowany w... Stali, ale został odesłany do domu, trafił do siatki głową z kilku metrów, w porę nie zdążył zareagować Wierzgacz. Co gorsze, choć goście stracili gola, wcale nie było widać, że z determinacją walczą o wyrównanie. "Stalowcy" sprawiali wrażenie, jakby już opadli z sił, a pod bramką rywali nie byli w stanie stworzyć groźniejszej sytuacji. Musieli się za to odsłonić i to kosztowało ich drugiego gola, którego po kontrze zdobył z pola karnego stojący sam przed Wierzgaczem Gawęcki. To był gwóźdź do trumny "Stalówki", teraz wypada tylko wierzyć, że na tym koniec smutnych historii naszego zespołu na początek wiosny. W sobotę do Stalowej Woli przyjeżdża GKS Katowice...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?