Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nokaut Stali w 13 minut (zdjęcia)

Piotr Szpak
Piłkarze Stali Stalowa Wola (z prawej Krzysztof Trela), bardzo się w sobotę starali, ale w ich poczynaniach było za dużo chaosu.
Piłkarze Stali Stalowa Wola (z prawej Krzysztof Trela), bardzo się w sobotę starali, ale w ich poczynaniach było za dużo chaosu. M. Radzimowski
Piłkarze Stali Stalowa Wola przegrali z ostatnim dotychczas w tabeli Dolcanem Ząbki. Trenerowi gości talizman przyniósł szczęście.

Miało być łatwe zwycięstwo, tymczasem była porażka. Ale "Stalówka" wcale nie zagrała tak źle, jak po meczu twierdzono. Miejscowi "przespali" początek, później najzwyczajniej w świecie zabrakło im szczęścia. Dwa stracone gole w ciągu 13 minut okazały się dla miejscowych nokautem, po którym się podnieśli, ale pokonać rywala już nie potrafili.

Wiadomo, kibic rozlicza zespół z wyniku, a ten dla Stali był niekorzystny. Jednak twierdzenie, że miejscowi zagrali bez ładu i składu, a przede wszystkim bez ambicji, było totalną bzdurą.

LEBIODA NA TRYBUNACH

Kiedy kilka minut przed meczem obrońca Stali Krystian Lebioda wyszedł w cywilnym ubraniu i zajął miejsce na trybunach, zaskoczenie wśród kibiców było olbrzymie. Okazało się, że Lebioda zachorował, podobnie zresztą jak bramkarz Stali Tomasz Wietecha. Tomek zdecydował się jednak wybiec na boisko, ale trudno mu było o koncentrację. W 5 minucie wespół z Bartłomiejem Piszczkiem popełnili błąd i grający na "szpicy" w zespole gości Marcin Tataj kopnął piłkę do pustej bramki. W 13 minucie Tataj popisał się pięknym strzałem głową, po którym było już 2:0 dla przyjezdnych. Rywal się nie cofnął do obrony, grał odważnie. Ale od 20 minuty miejscowi zaczęli łapać wiatr w żagle. Gra Stali była coraz lepsza, ale brakowało zdecydowania pod bramką rywali. Okazje do strzelania goli były, ale szczęście było przy przyjezdnych.

BRAWA DLA SZALIKOWCÓW

Trzeba przyznać, że gospodarzom przy stanie 0:2 grało się ciężko, kibice zamiast dopingu nie żałowali miejscowym uszczypliwości. Wyjątek stanowili szalikowcy "Stalówki", którzy w niezbyt licznej obsadzie przyszli na ten mecz, ładnie dopingowali miejscowych do boju. Kiedy młodzi chłopcy zdzierali gardło, na trybunie dla VIP-ów boiskowe wydarzenia mocno przeżywał sponsor zespołu Tadeusz Kwieciński. Widać było jak mocno jest on związany z drużyną. Nie można powiedzieć tego o jednym ze stalowowolskich ViP-ów, który tradycyjnie już robił wiele, by zwracać na swoją osobę uwagę. Zachowywał się żałośnie, a już "przegiął" w drugiej połowie, kiedy to w kierunku znoszonego na noszach piłkarza gości powiedział: "Do Złomeksu go!" Zachowanie żenujące, skandaliczne i zasługujące na szczególne potępienie.

FATALNE SĘDZIOWANIE

W drugiej połowie Stal zagrała odważnie, były kolejne sytuacje, ale gol padł dopiero po rzucie karnym. Na zdobycie wyrównującej bramki zostało 19 minut, Stal atakowała, ale w grze przeszkadzał sędzia. Prowadził mecz fatalnie, nieprawdą jest, że przeciwko "Stalówce", mylił się w obie strony. Z ośmiu żółtych kartek, spokojnie sześciu nie musiał pokazać, a z odgwizdanych w całym meczu 53 rzutów wolnych, ponad połowę podyktował za "dotknięcia" rywali i za "krzyki". Chwilami żal było patrzeć na męczącego się arbitra. Dodajmy, że w pierwszej połowie było 4,15 min. przerwy, a pan sędzia doliczył do czasu gry minutę. W ostatnich minutach gospodarze grali zbyt nerwowo, goście o dziwo mądrze się bronili. Najsprawiedliwszym wynikiem byłby remis, ale sprawiedliwości tym razem nie stało się zadość. Po meczu szkoleniowiec gości trzymał w ręce malutkiego słonika, który przed wyjazdem do Stalowej Woli dostał od swojej córki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie