Z tarasu sklepu w tuniskiej medinie można oglądać okolicę.
(fot. M. Kądziela)
Półtoramilionowa stolica Tunezji, Tunis, tętni życiem całą dobę. Może najmniej w południe, gdy letni upał doskwiera mieszkańcom, kupcom, turystom, którzy robią sobie sjestę. Wtedy aleja Burgiby, główna arteria miasta, staje się mniej ruchliwa, zaś kawiarnie i restauracje ulokowane przy niej bardziej zapełnione.
W Medynie, starej części stolicy mam wrażenie, że czas zatrzymał się dawno temu. Maleńkie sklepiki przy wąskich do granic możliwości uliczkach oferują wszystko - od mięsa, warzyw, wyrobów skórzanych, dywanów po najdroższą biżuterię. Zapewne nie zmienił się też Wielki Meczet, ale nie możemy tego sprawdzić, bo wstęp dla innowierców jest wzbroniony. Możemy za to oglądać starówkę z tarasu jednego ze sklepów, na którego ścianie zobaczyliśmy naszą dawną parę prezydencką: Jolantę i Aleksandra Kwaśniewskiego, którzy oglądali tutejsze dywany.
Chcemy cofnąć się w czasie jeszcze bardziej, dlatego zaglądamy do muzeum Bardo, największego w Tunezji słynącego między innymi z ogromnej kolekcji mozaik z okresu rzymskiego.
Miasteczko Sidi Bou Said znajduje się nad malowniczą zatoką pełną jachtów.
(fot. M. Kądziela)
Biało -błękitne miasteczko
Aby nacieszyć oczy pięknymi widokami, uciekamy do oddalonego o dziesięć kilometrów od stolicy Sidi Bou Said, znanego w świecie jako miasteczko biało - błękitne. A to ze względu na białą barwę budynków z niebieskimi okiennicami, bramami, kratami i parkanami. Sidi Bou Said położone jest na szczycie wzgórza nad zatoką morską. Już w IX wieku doceniono to miejsce budując ribat (twierdzę) mający bronić kraj przed morskimi najeźdźcami. Na początku XX wieku w mieście o brukowanych uliczkach i kwiecistych ogrodach wylądował baron Rudolf Erlanger.
Zachwycony architekturą i pięknym krajobrazem podjął się klasyfikacji wszystkich budynków, a występujący wszędzie kolor niebieski nazwał "błękitem Sidi Bou Said". Miętowa, słodka herbata smakuje najlepiej w "Cafe des Natles" ulokowanej na jednym z tarasów widokowych. Na wygodnych siedziskach wyłożonych matami można siedzieć bez końca patrząc na zatokę, jachty i zieleń wzgórza.
Wielki Meczet w Kairuan
(fot. M. Kądziela)
Najważniejszy meczet
Tunezja to kram muzułmański. Jakże więc nie odwiedzić najważniejszej świątyni - Wielkiego Meczetu w Kairuan? Meczet Sidi Okba powstał w 670 roku, ale to, co oglądamy, jest młodsze o 200 lat. Możemy przebywać jedynie na dziedzińcu, a do wnętrza wyściełanego dywanami, z 400 kolumnami i modlącymi się wiernymi tylko ukradkiem zaglądamy.
Według legendy miasto wzniesiono w miejscu, gdzie koń mężczyzny o imieniu Ukba, potknął się na złotym gobelinie zasypanym piaskiem. Gobelin był jednym z tych, które w tajemniczy sposób zaginęły przed laty z Mekki. Kiedy podniesiono kobierzec, pod nim wytrysnęło źródło. A w źródle tym płynęła woda zaopatrująca świętą studnię Zem- Zem w Mekce.
Jeden z najlepiej zachowanych rzymskich amfiteatrów w El Dżem.
(fot. M. Kądziela)
Jak za czasów Rzymian
Aby poznać czasy, gdy Tunezją rządzili Rzymianie, udajemy się do El Jem. Tam bowiem znajduje się jeden z najlepiej zachowanych amfiteatrów na świecie. Zbudowany prawdopodobnie w latach 230-238 n.e. mieścił około 30 tysięcy widzów. Aż trudno w to uwierzyć, bo dzisiejsze El-Dżem liczy zaledwie 10 tysięcy mieszkańców.
Za czasów rzymskich osada nie była większa, dlatego można sądzić, iż na walki gladiatorów czy sportowe igrzyska przybywali widzowie także z innych części kraju. Liczący 138 metrów długości i 114 metrów szerokości, wysoki na 30 metrów budynek wzniesiono za czasów Gordiana, afrykańskiego konsula, a zarazem właściciela ziemskiego i mecenasa sztuki.
Dom troglodytów w Matmacie.
(fot. M. Kądziela)
Podziemne domy
Równie ciekawe są domy troglodytów w Matmacie. Wśród księżycowego krajobrazu, który wykorzystał między innymi twórca filmowych "Gwiezdnych wojen" spotykamy ogromne "dziury", a w nich całe posesje - kamienice wykute w ziemi, piętrowe i parterowe, z podwórkiem, kuchnią, pokojami, spiżarniami.
Berberowie budowali swe domy w ziemi ze względu na niemiłosiernie palące pustynne słońce. Tu panuje przyjemny chłód i cień. Obecnie wiele z domostw zamieniono na hoteliki i restauracje. A restauracje specjalizują się w typowych dla regionu potrawach, takich jak kuskus (drobna kaszka) z warzywami i mięsem oraz brik - rodzaj cienkiego naleśnika pieczonego w głębokim tłuszczu z farszem ze szpinaku, surowego jajka, mięsa baraniego lub tuńczyka.
Spacer w karawanie
Aby zakosztować prawdziwych uroków pustyni, trzeba dotrzeć na Saharę. Douz, znane z wielbłądzich targów, to miasteczko zwane "wrotami Sahary". I nie ma co się dziwić, bo z okien hotelu widać bezkres żółtego piasku. Po wydmach najprzyjemniej podróżuje się na grzbiecie wielbłąda, z turystyczną karawaną. Najbardziej odpowiednią porą to takiej przejażdżki jest wschód słońca. Wtedy na wydmach pojawiają się pierwsze promienie układające się w fantastyczne cienie. Wtedy też można najlepiej pojąć, co oznacza gorąco pustynne. Zanim słońce wzniesie się znad linii horyzontu, panuje tu chłód. W kilka minut po wschodzie temperatura powietrza gwałtownie wzrasta.
Najlepsze daktyle
Pustynia byłaby prawie martwym obszarem, gdyby nie oazy. A najbardziej znaną, przede wszystkim ze względu na przepyszne daktyle, są okolice Touzer. Jadąc do miasta od strony wschodniej, można przy odrobinie szczęścia zobaczyć fatamorganę nad słonym jeziorem Szott el-Dżerid.
Oaza Touzer jest drugą co do wielkości w Tunezji. Na obszarze ponad 10 km kw. rośnie około 250 tys. drzew palmowych. Można tu obserwować przykład typowej piętrowej techniki upraw nawadnianych prawie 60 milionami litrów wody dziennie z ponad 200 źródeł. Wodę rozprowadza się przez skomplikowany system irygacyjny, wymyślony w XIII wieku przez matematyka Ibn Szabbata. Piętrowa uprawa polega na tym, że pod naturalnym dachem z palm (osłaniającym od promieni gorącego słońca) sadzi się zboża i warzywa, korzystające z tego samego systemu nawadniania. W oazie Touzer uprawia się daktyle najwyższej jakości - deglet en-nour.
Kilometry piaszczystych plaż przyciągają turystów z Polski
(fot. M. Kądziela)
Pożyteczne oliwki
Tak jak mieszkańcy południa kraju dumni są z daktyli, tak mieszkańcy północy przechwalają się "najlepszymi na świecie" oliwkami. Te najdorodniejsze rosną w okolicy Sousse. Podstawowym produktem wytwarzanym z oliwek jest oliwa, którą się sprzedaje i pozostawia na użytek własny. Tunezyjczycy w swej tradycyjnej kuchni nie używają innego tłuszczu. Owoce drzewa oliwnego kwasi się domowym sposobem, zalewając je słoną wodą. Najlepsze są takie, które można kupić na targu, prosto z beczki. Owoce zbiera się w sposób tradycyjny, zakładając na palce rąk rogi baranie i zgrabiając oliwki na leżącą pod drzewem płachtę. Gospodynie preferują zasadę, iż nic nie powinno się zmarnować, dlatego wykorzystywane jest wszystko, co powstaje w procesie wyciskania oliwy. Tę część, która nie nadaje się już do spożycia, używa się do produkcji mydła.
A z drewna oliwnego rzemieślnicy potrafią wystrugać piękne misy, dzbany, figurki, puzderka, a nawet części biżuterii.
Wyspa garncarzy
Misy i dzbany tworzą także mieszkańcy wyspy Dżerba, jednak ich tworzywem nie jest drewno lecz glina. Dżerba zwana jest często wyspą garncarzy, bowiem w wielu domostwach znajdują się malutkie warsztaty, w których powstają naczynia nie tylko dla turystów, ale do codziennego użytku Tunezyjczyków. Mieliśmy okazję zwiedzić jeden z wielu warsztatów w Guellala - wiosce garncarzy. Na naszych oczach powstawały filiżanki, dzbanki i miseczki. Pokazano nam również dawny sposób wyciskania oliwy z oliwek. Do tej czynności potrzebny był wielbłąd lub koń zaprzężony w kierat i prasa składająca się z okrągłych mat.
Na Dżerbę można dotrzeć trzema drogami: powietrzną, morską i lądową. Szczególnie ta ostatnia robi wrażenie. Wybudowana w 273 r. p.n.e. przez Rzymian siedmiokilometrowa szosa do dziś służy przemieszczającym się z półwyspu Zarzis na wyspę i z powrotem. Dżerba zajmuje powierzchnię około 500 km kw. i dlatego bardzo łatwo zwiedzić ją nie tylko w grupach zorganizowanych, ale i samodzielnie. Bez trudu można pożyczyć rower, motorower czy samochód.
Kilometry plaż
Tunezyjskie wybrzeże o długości 1200 kilometrów zawiera aż sto kilometrów piaszczystych żółtych plaż. A przy nich hotele różnej klasy. Te najlepsze, od trzech gwiazdek w górę, oferują cudowne baseny, ogrody, sporty wodne, korty tenisowe, gabinety odnowy biologicznej, siłownie. I naprawdę trudno wybrać, które miejsce jest najlepsze do letniego wypoczynku. Ja mam zasadę, że z hotelu, w którym spędzam urlop, musi być w miarę blisko do największych atrakcji turystycznych. Bo przecież wakacyjnego kraju nie da się poznać wyłącznie z perspektywy plaży, morza czy basenu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?