Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maltretowana zaprzeczała

/AD/

Konkubent bił ją młotkiem i pogrzebaczem. Mieszkańcy Malinia, podmieleckiej wioski, w której rozgrywały się te makabryczne sceny, mówią, że ranę na głowie ma od siekiery. Maltretowana kobieta mieszkała z nim trzy lata. Gdzie w tym czasie byli sąsiedzi, pracownicy opieki społecznej, policjanci? Dlaczego nikt nie przyszedł jej z pomocą?

Sprawa ujrzała światło dziennie prawie dwa tygodnie temu. 28-letnia kobieta uciekła od swojego kata. Pokrwawiona, w samej koszuli nocnej, słaniając się na nogach, zdołała dotrzeć do Trześni, sąsiedniej wioski, gdzie ludzie wezwali pogotowie. Dwa dni później policjanci zatrzymali dwa razy starszego od niej konkubenta. 20 maja został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Podejrzewa się go o znęcanie się psychiczne i fizyczne nad konkubiną.

Para ma dwójkę dzieci - dwuletnie i pięciomiesięczne. Kurator rodzinny zdecydował o umieszczeniu ich w rodzinie zastępczej.

Mieszkańcy Malinia znają przeszłość kryminalną mężczyzny. Mówią, że co najmniej osiem lat temu dopuścił się gwałtu na 17-latce. Poszedł za to siedzieć. Miał żonę. Kiedy był w więzieniu, uciekła od niego, bo wcześniej ją bił. Dlaczego więc ludzie teraz nie reagowali? Mogli przewidzieć co się dzieje w domu mężczyzny.

- Do niego nikt wstępu nie miał. Na bramce kłódka, na podwórzu psy - mówi sołtys wioski, Jan Trojnacki. Twierdzi, że mieszkającą z nim kobietę widział tylko raz, bo nie podchodziła do ludzi, najwyżej wyjrzała na chwilę z domu i to wszystko.

Rodzina z Malinia korzystała z pomocy opieki społecznej. W związku z tym jej dom odwiedzali pracownicy socjalni, żeby przeprowadzać wywiad środowiskowy. Sprawdzali jak ci ludzie żyją. Nie widzieli śladów pobicia na ciele kobiety?

- Od roku dostrzegaliśmy niepokojące sygnały - przyznaje Marzena Rabiniak, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tuszowie Narodowym. Tłumaczy jednak, że sygnały a oświadczenia samej pokrzywdzonej to dwie różne sprawy. Jeśli kobieta wyraźnie nie powie, że dzieje się jej krzywda, nic nie można zrobić. - Wielokrotnie były interwencje z naszej strony i ze strony policji, ale kobieta nie reagowała. Kończyło się więc na niczym - mówi kierowniczka.

Na ślady pobicia zwrócili uwagę lekarze, kiedy 28-latka rodziła na oddziale położniczym swojego obecnie pięciomiesięcznego synka. Zawiadomili policję. Sprawa trafiła do prokuratury, ale została umorzona. Pokrzywdzona zaprzeczała, jakoby bił ją konkubent.

28-latka wychodzi dzisiaj ze szpitala. Według relacji jej rodziców, zarzeka się, że już do Malinia nie wróci. Zamieszka w swoim domu rodzinnym w osiedlu Smoczka w Mielcu. - Ona teraz mówi tylko o dzieciach. Chce, żeby już z nią były - mówi matka Elżbiety. Czy dzieci zwrócić matce, czy nie - zadecyduje sąd rodzinny. Wcześniej zbada dokładnie, czy 28-latka będzie mogła zapewnić maluchom odpowiednie warunki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie