Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z PIOTREM RUBIKIEM, muzykiem, twórcą przeboju mijającego roku

Artur SZCZUKIEWICZ

Piotr Rubik

Ma 33 lata - kompozytor i multiinstrumentalista - jest absolwentem warszawskiej Akademii Muzycznej, członkiem elitarnej Światowej Orkiestry Jeunesses Musicales. Zasłynął jako twórca oratoriów "Świętokrzyska Golgota" i "Tu Es Petrus" napisanych na zlecenie prezydenta Kielc Wojciecha Lubawskiego. Utwór "Niech mówią, że to nie jest miłość" z "Tu Es Petrus" wykonywany przez solistów i kielecki chór "Fremata" uznany został podczas Festiwalu Jedynki w Sopocie za przebój roku. Piotr Rubik jest też kompozytorem muzyki filmowej - w lutym 2006 na ekrany kin wejdzie film "Ja wam pokażę!" według powieści Katarzyny Gocholi z jego muzyką. Jest też twórcą sygnału muzycznego "Wiadomości".

* Kończy się bardzo, bardzo szczęśliwy dla pana rok. Z czym przede wszystkim będzie się panu kojarzył?

- Na pewno do końca życia zapamiętam początek mojej wielkiej przygody, czyli premierę oratorium "Tu Es Petrus". Nie zapomnę zwłaszcza atmosfery, która w czasie tej premiery panowała na Kadzielni w Kielcach. Na pewno 2005 rok będę kojarzył z wygranym Festiwalem Jedynki w Sopocie i wielkim wsparciem, jakiego doświadczyliśmy przy tej okazji od ludzi. A prywatnie? Zapamiętam wybory Miss Polonia, ponieważ dzięki nim dostałem najwspanialszą nagrodę, jaką mogłem dostać - miłość. W czasie wyborów najpiękniejszej Polki poznałem Agatę...

* O miłości porozmawiamy za chwilę, a na razie powspominajmy sopocki festiwal. Czy jadąc do Sopotu, spodziewał się pan, że pana utwór "Niech mówią, że..." zdobędzie główną nagrodę?

- Nie przypuszczałem, że wygramy. Liczyłem na przychylne przyjęcie publiczności, bo wiedziałem, że ludzie bardzo dobrze reagują na tę piosenkę, że ją lubią. Natomiast w ogóle, nawet w najśmielszych marzeniach, nie spodziewałem się, że zdobędziemy główną nagrodę. Wiedziałem, że nasz utwór przekazuje słuchaczom dobrą energię, ale miałem też świadomość, że cały przemysł muzyczny pracuje na gwiazdy dużego formatu, które konkurowały z nami. To przecież ich piosenki, a nie nasze oratorium, obecne były w mediach.

* Pamięta pan swoją pierwszą myśl, kiedy ogłoszono, że to właśnie pana utwór widzowie okrzyknęli przebojem roku?

- Przez pierwsze sekundy nie wierzyłem, że to prawda. Potem była euforia! Cieszyłem się nie tylko za siebie, ale też za tych wszystkich ludzi, którzy pracowali na nasz sukces, za Zbyszka Książka - autora przepięknych tekstów, za chór, solistów, muzyków i każdą osobę z ekipy, za prezydenta Kielc Wojciecha Lubawskiego, który był siłą sprawczą całego tego przedsięwzięcia. Byłem szczęśliwy, że efekt naszej wspólnej pracy został nagrodzony.

* Całe Kielce trzymały za pana kciuki!

- Czułem to i było mi naprawdę bardzo miło. Dziękuję i liczę na powtórkę z rozrywki w czasie głosowania do "Telekamer" (śmiech).

* Jest pan nominowany do "Telekamery" w kategorii muzyka...

- ...ale myślę, że nie o muzykę tu chodzi, a raczej o pewnego rodzaju zaistnienie w mediach i szum, jaki po Sopocie zrobił się wokół mnie.

* Niektórzy wręcz mówią o "rubikomanii".

- (śmiech) Dla mnie samego to, co stało się po Festiwalu Jedynki, jest fenomenem. Jest cała rzesza ludzi, którzy żyją naszym oratorium, spędzają na moim forum internetowym całe dnie, wiedzą o mnie więcej niż ja sam.

* Gdyby mógł pan sam sobie przyznać nagrodę, za co by się pan nagrodził?

- Chyba za to, że dzięki mojej muzyce parę osób odzyskało wiarę w życie i zrobiło coś dobrego dla innych. Byłaby to nagroda za dzielenie się dobrą energią.

* A skąd pan tę dobrą energię czerpie?

- Mam nadzieję, że ona cały czas jest we mnie. Nie wiem, skąd przychodzi. Po prostu pojawia się w momencie, gdy zaczynam komponować. A dobra energia na życie? Czerpię ją z życia! Staram się żyć pełnią życia, kochać i być kochanym, cieszyć się tym wszystkim, co mam. Oczywiście, teraz jest mi łatwiej, bo jestem - można powiedzieć - na topie, ale jednak cały czas się uczę i pracuję nad sobą. Nie zawsze było mi tak łatwo. Miałem w życiu okresy, gdy brakowało mi pieniędzy. Nawet na paczkę papierosów, kiedy jeszcze paliłem. Ale zawsze wiedziałem, że chcę robić tylko to, co robię.

* Dostał pan w Sopocie czek na 50 tysięcy złotych. Na co przeznaczył pan te pieniądze?

- Nikt z nas nie dostał ani grosza, bo nagroda poszła w całości na sfinansowanie produkcji teledysku do piosenki "Niech mówią, że to nie jest miłość" oraz na opłacenie kosztów podróży naszej ekipy do Sopotu.

* Miał pan w życiu momenty, kiedy dla pieniędzy sprzeniewierzył się pan sobie i zrobił coś, czego dziś żałuje?

- Nie. Owszem, robiłem bardzo wiele tak zwanych "chałtur" czyli prac na zlecenie, ale zawsze starałem się zachować pewien poziom, żeby potem się tego nie wstydzić. Jako student czy później, jako początkujący kompozytor, musiałem przecież z czegoś żyć! Kiedyś na przykład grałem w restauracji hotelu "Marriott" z kolegami. Nasze trio klasyczne dostawało świetne recenzje od gości kawiarni, bo graliśmy naprawdę na wysokim poziomie i ludzie często zamawiali kolejną kawę, by zostać dłużej i słuchać nas.

* Co pan czuje, kiedy kilka razy dziennie słyszy pan sygnał telewizyjnych "Wiadomości"? To pan ten sygnał skomponował...

- Czuję wielką satysfakcję i nie ukrywam, że "puszczanie" tych sygnałów w telewizji wiąże się z... pieniędzmi. A dzięki temu, że sygnał "Wiadomości" ciągle na mnie zarabia, nie muszę już "brać" każdej pracy i mogę skupić się na pisaniu nowej, trzeciej części oratorium. Nie muszę gonić w piętkę, żeby zarobić jakiś grosz, więc mam odrobinę luzu i mogę na przykład więcej czasu poświęcić na kontakt z moimi forumowiczami i fanami. Najprościej mówiąc - mogę robić tylko to, co... czuję.

* Sygnału "Wiadomości" nie musi się pan wstydzić.

- I nie wstydzę się (śmiech). Komponowanie dżingli nie jest łatwe - w kilku sekundach trzeba zawrzeć całą myśl muzyczną, którą w innej sytuacji można zmieścić w kilkuminutowym utworze. Sygnał "Wiadomości" jest prostą melodią, jak wszystkie, które piszę. Lubię prostotę i, gdyby moje kompozycje "obedrzeć" z aranżacji na orkiestrę i chór, okazałoby się, że są to tak prościutkie melodie, że można je zagrać jednym palcem na fortepianie.

* Takie jest także oratorium "Tu Es Petrus"?

- Tak. Pracowałem nad nim około pięciu miesięcy, ale wydaje mi się, że nie przekombinowałem (śmiech). Każdy wyczuwa, że to oratorim jest po prostu moje - utrzymane w moim stylu, nawiązujące do moich ulubionych motywów.

* Przypomnijmy, jak doszło do powstania oratorium "Tu Es Petrus", a wcześniej "Golgoty Świętokrzyskiej".

- Zamówił je u mnie prezydent Kielc Wojciech Lubawski. To, że powstały, jest jego zasługą.

* "Tu Es Petrus" odniosło wielki sukces. Jak pan myśli, czy śmierć Papieża "pomogła" w jakiś sposób w zaistnieniu tego oratorium w świadomości ludzi?

- Nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Przecież kiedy powstawało oratorium, nikt z nas nie wiedział, że Jan Paweł II umrze. Jego śmierć jednak pozwoliła nam wszystkim inaczej spojrzeć na teksty Zbyszka Książka, zrozumieć je.

* Miał pan to szczęście spotkać Ojca Świętego?

- Niestety, nigdy. Miałem wielką nadzieję, że będę miał zaszczyt zagrać dla Niego "Tu Es Petrus". Był taki plan, by wystąpić przed Papieżem w dniu Jego urodzin. Nie udało się, ale wierzę, że Ojciec Święty słyszał nas tam, na górze. Gdy w Łagiewnikach wykonywaliśmy utwór "Ojciec Świata", będący zresztą przeróbką tematu "Wiadomości" zrobioną już po śmierci Papieża, to wiatr nagle zaczął przewracać kartki w partyturze, tak, jak w czasie Jego pogrzebu przewracał kartki Pisma Świętego złożonego na trumnie. A sam utwór, który jest przecież częścią całości, rozpoczął się dokładnie o 21.37. Nikt tego nie planował. Dlatego wierzę, że Papież był na tym koncercie.

* Wierzy pan w przeznaczenie?

- Tak. To, co stało się w moim życiu w tym roku, na pewno było mi pisane, bo inaczej by się nie stało.

* Wie pan już, kiedy odbędzie się premiera trzeciej części oratorium?

- Jest planowana na 11 września 2006 roku. Odbędzie się oczywiście w Kielcach. Z okazji rocznicy tragedii w Nowym Jorku nastąpi odsłonięcie pomnika i przy okazji koncert premierowy "Psałterza wrześniowego".

* Jest pan jeszcze bardzo młodym człowiekiem. Niektórzy na taki sukces, jaki pan odniósł, czekają latami...

- Ja wcześnie zacząłem (śmiech).

* Czy sukces zmienił pana?

- Jako człowieka - nie; jako muzyka - tak. Nie muszę teraz robić wszystkiego, mogę wybierać najlepsze propozycje, mam większy komfort zawodowy. Wciąż jednak zachowuję się tak samo, jak wcześniej. Na szczęście nie odbiła mi palma. Jedyne, co zmieniło się w życiu prywatnym po sukcesie w Sopocie, to ilość wolnego czasu. Praktycznie teraz nie mam go wcale.

* Myślę, że można podzielić pana życie na czas sprzed premiery oratorium i czas po niej. "Przed" - pana nazwisko znane było w środowisku muzyków; "po" - stało się nazwiskiem przez wszystkich kojarzonym z konkretną twarzą.

- To bardzo ważne, bo dzięki temu ludzie sięgają po rzeczy, które robiłem wcześniej. Mam szansę wreszcie pokazać to, na pokazaniu czego mi zależało. Dawniej traktowano mnie jak kogoś, kto stoi z boku. Teraz stoję na froncie - mogę dopilnować wielu spraw. Nie pozwalam już sobie na przykład na jakieś kompromisy artystyczne. Dając komuś do wykonania utwór, mogę dziś kontrolować, co się z nim dzieje i dzięki temu mieć szansę na "trzymanie" jakości. W przeszłości takiej możliwości nie miałem.

* Z których wykonań swoich utworów z okresu "przed oratorium" jest pan najbardziej zadowolony?

- Jestem dumny z piosenki "Dotyk" wykonywanej przez Edytę Górniak, z "Dove vai" Małgorzaty Walewskiej, Fiolki i Michała Bajora, z "Chciałbym" Bajora. Te wykonania bardzo bliskie były temu, co chciałem zawrzeć w swoich utworach.

* Utrzymuje pan jeszcze kontakt z Edytą Górniak?

- Od wielu lat nie mam z nią żadnego kontaktu. Szkoda, bo naprawdę byłoby mi bardzo miło, gdyby zaśpiewała jeszcze coś mojego.

* Porozmawiajmy teraz o miłości. Powiedział pan na początku naszej rozmowy, że w mijającym roku znalazł ją pan na wyborach Miss Polonia.

- Tak. Zadzwonił do mnie reżyser koncertu finałowego Miss Polonia - kielczanin Konrad Smuga, który, zauroczony premierą "Tu Es Petrus", chciał, żebym zrobił "oprawę" muzyczną koncertu. Zgodziłem się i trafiłem na spotkanie z finalistkami Miss Polonia.

* I wtedy "trafiło" pana...

- Trafiło. Od razu mnie trafiło (śmiech).

* To była miłość od pierwszego wejrzenia?

- Z mojej strony tak. Podobno ze strony Agaty również, ale potem musiałem się solidnie napracować, żeby "trafienie" przekształciło się w coś poważniejszego.

* Spędzi pan święta z Agatą?

- Mieszkamy dosyć daleko od siebie, więc nie będziemy razem w Wigilię. Ja spędzę ją ze swoją rodziną, Agata ze swoją, ale spotkamy się już w pierwszy dzień świąt i będziemy razem do sylwestra.

* Co w świętach Bożego Narodzenia lubi pan najbardziej?

- Prezenty (śmiech). I wcale nie chodzi mi, żeby były wielkie i drogie. Chodzi o niespodziankę, o oczekiwanie na nią, o przyjemność rozpakowywania podarunków.

* Woli pan prezenty dawać czy dostawać?

- Chyba dawać. Wszystkie rzeczy, jakimi się interesuję, zazwyczaj mam od razu, więc z prezentami dla mnie jest ciężko (śmiech). Ale bardzo lubię dostawać prezenty niespodzianki...

* Ma pan już przygotowane prezenty dla swoich najbliższych?

- Nie, ale mam już pomysły na te prezenty. Zrobię teraz szybkie uderzenie na odpowiednie sklepy. Nie mam czasu, by chodzić po centrach handlowych i szukać prezentów. Właściwie od czasu premiery oratorium na Kadzielni w ogóle nie miałem wolnego czasu, ani jednej chwili wytchnienia.

* Pana ulubione gry wideo czekają na pana...

- Wcześniej rzeczywiście poświęcałem im naprawdę dużo czasu, ale odkąd zafascynowałem się motocyklami, to - jeśli już mam się zajmować jakimiś "zabawkami" - wolę pojeździć na motocyklu niż grać.

* Lubi pan szybką jazdę?

- Bardzo lubię, ale wydaje mi się, że jeżdżę bezpiecznie i nie szarżuję bezmyślnie.

* Jakim motocyklem pan jeździ?

- Wróciłem do swojego pierwszego motocykla "suzuki sv650s". Przez jakiś czas jeździłem "suzuki gsx-r 1000", ale pech chciał, że miałem wypadek na jednej z warszawskich ulic i go skasowałem. Potem przez sześć tygodni byłem w gipsie - miałem złamany obojczyk, żebro i nogę, a gdy wydobrzałem, kończył się sezon i nie było sensu kupować nowego motocykla. Na początku następnego sezonu kupię sobie jakiś fajny model.

* Czego można panu życzyć na progu nowego roku?

- Najważniejsze jest zdrowie, więc zdrowia, a dalej szczęścia i natchnienia, bez którego nic nie da się zrobić.

* Tego właśnie panu życzę na zakończenie naszej rozmowy.

- Ja także chciałbym złożyć wszystkim najserdeczniejsze życzenia świąteczne i noworoczne - przede wszystkim bardzo dużo miłości w nowym roku i szczęścia, choćby malutkiego, ale w każdym dniu. I głosujcie na mnie w "Telekamerach" (śmiech).

* Dziękuję za rozmowę.

O Janie Pawle II

Gdy w Łagiewnikach wykonywaliśmy utwór "Ojciec Świata", będący zresztą przeróbką tematu "Wiadomości" zrobioną już po śmierci Papieża, to wiatr nagle zaczął przewracać kartki w partyturze, tak, jak w czasie Jego pogrzebu przewracał kartki Pisma Świętego złożonego na trumnie. A sam utwór, który jest przecież częścią całości, rozpoczął się dokładnie o 21.37. Nikt tego nie planował. Dlatego wierzę, że Papież był na tym koncercie.

O... "Wiadomościach"

Dzięki temu, że sygnał "Wiadomości" ciągle na mnie zarabia, nie muszę już "brać" każdej pracy i mogę skupić się na pisaniu nowej, trzeciej części oratorium.

We wrześniu kolejne wielkie wydarzenie

Piotr Rubik i kielecki chór "Fermata" 11 września 2006 roku zaprezentują w Kielcach trzecią część oratorium - "Psałterz wrześniowy". Z okazji rocznicy tragedii w Nowym Jorku nastąpi odsłonięcie pomnika i koncert premierowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rozmowa z PIOTREM RUBIKIEM, muzykiem, twórcą przeboju mijającego roku - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie