Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć na ogrodzeniu

Marcin RADZIMOWSKI <a href="mailto:[email protected]" target="_blank" class=menu>[email protected]</a> Zdzisław SUROWANIEC <a href="mailto
Chłopak przechodził przez to ogrodzenie. Nie było mnie wtedy w domu, nie widziałem - mówi Zbigniew Kapłan.
Chłopak przechodził przez to ogrodzenie. Nie było mnie wtedy w domu, nie widziałem - mówi Zbigniew Kapłan. M. Radzimowski

Michaś przechodząc przez ogrodzenie stracił równowagę i nadział się brzuchem na zaostrzony kątownik. Zginął na oczach kolegów. Ta tragedia wstrząsnęła wczoraj Sielcem - osiedlem Tarnobrzega. Podobny dramat wydarzył się w sobotę w Stalowej Woli. Mężczyzna nadział się na kolec bramy, przez którą przechodził.

- Co takie dziecko zrobiło, żeby Bóg go zabierał do siebie - na to pytanie mieszkańcy Sielca wciąż szukają odpowiedzi. Dramat poruszył każdego. Nawet tych, co nie znali chłopca. Michaś zostawił zrozpaczonych rodziców i dwóch braci, kolegów...

Śliwki kusiły chłopców

Tragedia rozegrała się na ogrodzeniu przy byłej szkole w Sielcu. Na placu przyszkolnym rosną drzewa owocowe. To właśnie one kusiły dzieciaki, które były tu stałymi bywalcami. Wczoraj Michałek wraz z kilkoma kolegami przyszedł do sadu, żeby urwać trochę śliwek. Wdrapał się na ogrodzenie wykonane z zaostrzonych metalowych kątowników.

- Często tutaj bawią się chłopcy. Przeganiałem ich, przestrzegałem, żeby uważali - mówi Zbigniew Kapłan, sąsiadujący z byłą szkołą.

Zofia Drożak kojarzy Michałka z widzenia. Wciąż nie może uwierzyć w to, co się stało. Jego już nie ma, poszedł do Boga...

- W tej rodzinie to nie pierwszy dramat. Wujek Michałka stracił rękę w wypadku, jego dziadek został potrącony przez ciągnik i zmarł - mówi kobieta. - I teraz Michałek.

Dzieci świadkami potworności

Ślady krwi na zaostrzonym elemencie ogrodzenia i na płytach chodnikowych są świadectwem tragedii, jaka wydarzyła się wczoraj przed godziną 16.30. 11-latek przechodząc przez ogrodzenie do sadu pośliznął się, stracił równowagę i upadł. Tak nieszczęśliwie, że drut przeszył jego ciało. Świadkami tych potworności byli jedynie jego koledzy, z którymi przyszedł się bawić. Chłopiec zdołał jeszcze zejść z ogrodzenia. Upadł.

- Widziałem, jak się nabił. Potem nie mogłem już patrzyć - mówi jeden z kolegów Michałka. - Potem widziałem, jak już leżał na chodniku.

Chłopca doskonale znały dziewczynki, które spotkaliśmy w pobliżu miejsca wypadku. Kolegował się z bratem jednej z nich, Andżeliki. Był lubiany przez wszystkich, choć lubił spłatać psikusa, a najbardziej "buszować" w sadzie. Podobnie zresztą jak inni jego rówieśnicy, którym zabawa na placu zabaw już nie wystarczała. W sadzie często bawili się w chowanego.

- Już w poniedziałek Michał prawie spadł z tego ogrodzenia, zaczepił się nogawką spodni o drut - mówi Andżelika. - Nie widziałam, co się tutaj stało. Gdy zapytałam brata, to tylko płakał...

Na pomoc za późno

Pogotowie zabrało chłopca do karetki, ale na jakąkolwiek pomoc było zbyt późno. Dokładna przyczyna śmierci będzie znana po wykonaniu sekcji zwłok. Tymczasem cały Sielec opłakuje chłopca zastanawiając się, czy musiało dojść do tej tragedii...?

Nikt nie słyszał krzyku...

Zakrwawione ciało mężczyzny wiszące na bramie głową w dół zauważył w sobotę rano pracownik magazynu z materiałami budowlanymi przy ulicy Ofiar Katynia w Stalowej Woli. Jak się okazało, ofiarą był 50-letni dozorca Przedsiębiorstwa Komunikacji Samochodowej, mieszkający w przysiółku Zapolednik koło Grębowa w powiecie tarnobrzeskim.

- Dozorca miał być na trzeciej zmianie i nie pojawił się - mówi jeden z pracowników stalowowolskiego PKS. Kiedy czekali na niego w pracy, około północy z piątku na sobotę doszło do tragicznego zdarzenia. Nie wiadomo, dlaczego mężczyzna przechodził przez bramę, przy wejściu do magazynu należącego do firmy "Polmozbyt". Jedno jest pewne, nie mógł w ten sposób ułatwić sobie wejścia na teren bazy PKS.

Nacierpiał się...

Rzecznik prasowy stalowowolskiej policji Andrzej Tokarski podaje wersję zdarzenia, która wydaje się najbardziej wiarygodna. Kiedy mężczyzna próbował przejść przez bramę wjazdową na teren magazynu na wolnym powietrzu, prawdopodobnie pośliznął się i nadział się na jeden z kolców na bramie. Długi na około 15 cm kolec przebił jego ciało w okolicy wątroby. Nieszczęśnik prawdopodobnie wzywał pomocy, ale to miejsce, naprzeciw cmentarza, jest odludne. Tym bardziej, że była północ. - Nacierpiał się - domyśla się pracownik PKS.

Prawdopodobnie mężczyzna próbował wyzwolić się z uwięzi i już mu się to udało, ale spadając z bramy zahaczył nogawką o kolec. Uderzył przy tym głową o betonowe podłoże. I to był dla niego koniec.

Osierocił pięcioro dzieci

Ciało wiszące na bramie pierwszy zauważył pracownik obsługujący wózek widłowy, kiedy przed godziną dziewiątą rano w sobotę przyszedł do pracy. Pracownice w biurze wezwały policję. - Nic z nas nie wie, dlaczego tak się stało, nic więcej nie wiemy - powiedziała nam jedna z pracownic.

Jak się dowiedzieliśmy w Urzędzie Stanu Cywilnego w Grębowie, mężczyzna był żonaty, osierocił pięcioro dzieci. Jeszcze tego samego dnia, kiedy doszło do tragedii, prawdopodobnie ktoś z rodziny zapalił znicz przy bramie magazynu. Pali się do dziś.

16-latek miał szczęście

Przed dwoma tygodniami w Stalowej Woli przebił się na płocie przy boisku szkolnym 16-letni chłopiec. Miał dużo szczęścia, bo długi stalowy pręt przebił jego ciało i przeszedł przez wątrobę, ale znaleźli się ludzie, którzy szybko udzielili mu fachowej pomocy. Szybko trafił do szpitala. Przeżył szczęśliwie operację i już na drugi dzień po operacji siedział w szpitalnym łóżku i czytał gazetę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie