Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dekada Jana Frycza

Piotr Piotrowski
Jan Frycz z żoną Małgorzatą.
Jan Frycz z żoną Małgorzatą. Oko Cyklopa
W ostatnich latach zagrał 30 ról. W wolnych chwilach zajmuje się malarstwem, jego czwórka dzieci też chce uprawiać zawód aktora!

W ciągu dziesięciu lat zagrał - w większości główne role lub ważne postacie drugoplanowe - w trzydziestu produkcjach filmowych i serialowych. Żaden z jego kolegów po fachu nawet nie zbliżył się w tym czasie do takiej liczby tytułów.

O aktorach pokazujących się tak często na ekranie mówi się, że wyskakują z każdej lodówki. Ale nie o Janie Fryczu, bo on za każdym razem naprawdę staje się postacią, w którą się wciela.

Mistrz dowcipu

- Od zawsze marzyłem, żeby spotkać go na planie - mówi Paweł Małaszyński. - Dlatego ucieszyła mnie wiadomość, że zagramy główne role w "Tajemnicy twierdzy szyfrów". Jest aktorem, który ma bardzo dobre oko. Obserwował mnie, siedząc przy monitorach, i zawsze dawał bardzo cenne uwagi. Dyskutowaliśmy o tym, jak mam zagrać niektóre sceny. Świetnie się z nim pracuje. Ma wspaniałe poczucie humoru.

Jest mistrzem w opowiadaniu anegdot. Kiedy kręciliśmy "Tajemnicę twierdzy szyfrów" na Dolnym Śląsku, spotykaliśmy się codziennie po zdjęciach. Siedzieliśmy sobie przy małym piwku i gadaliśmy o następnych scenach, które nas czekają. Przy okazji rozmawialiśmy też o przyziemnych sprawach.

Podobne korzenie i przyjaźń łączą Jana Frycza z Marianem Dziędzielem. Aktor, poproszony, by w niebanalny sposób scharakteryzował przyjaciela, zaczynał kilka anegdot, ale po chwili je przerywał - reszta jest milczeniem. - No, Frycz to Kraków, a Kraków to Frycz - mówi w końcu. - Mogę tylko powiedzieć, że cieszę się, kiedy spotykam go w pociągu z Krakowa do Warszawy - dodaje. - Janek jest znakomitym kompanem w podróży.

Razem do nagrody

W 2004 i 2005 roku byli konkurentami do gdyńskiej nagrody i Orła za główną rolę męską - Frycz za toksycznego ojca w "Pręgach" Magdaleny Piekorz, Dziędziel za gospodarza w "Weselu" Wojciecha Smarzowskiego. Każdy z nich był przekonany, że nagrodę dostanie ten drugi. Jan Frycz do tego stopnia wierzył w sukces kolegi, że nawet nie pojawił się na rozdaniu Orłów, ale - na wypadek "pomyłki" - poprosił Mariana Dziędziela, by ten… odebrał statuetkę za niego.

Chociaż Jan Frycz nie może narzekać na brak nagród, środowisko filmowe powinno tym razem mieć potężnego kaca, że nie uhonorowało jego roli w "Bezmiarze sprawiedliwości" Wiesława Saniewskiego. Aktor jednak nie przejmuje się opiniami i cenzurkami. - W tym zawodzie to intuicja nam podpowiada, czy zrobiło się coś przeciętnie czy ponad własne możliwości - mówi. - A krytyka jako taka do niczego nie jest mi potrzebna.

Tradycji nie było

Nie stoją za nim rodzinne tradycje artystyczne. Od początku mógł liczyć tylko na talent i szczęście. - Mój ojciec pragnął, abym zajął się w życiu czymś poważnym - twierdzi Jan Frycz. - Właściwie nie bardzo wiem, o co mu dokładnie chodziło i w jakim zawodzie mnie widział. Ale na pewno nie chodziło mu o to, żebym został aktorem. Tym bardziej że sam był górnikiem i tego typu rejony były mu obce.

Wątpliwości własnego ojca aktor zaczął podzielać, kiedy jego dorastające dzieci również postanowiły zostać aktorami. Ale tym razem sytuacja i argumentacja są nieco inne.

- Do końca nie mogę pogodzić się z tym, że moje dzieci idą w aktorstwo - mówi. - Niedawno nawet miałem na ten temat kolejną rozmowę z córką, która powiedziała mi tak: "Trudno wymagać, żeby któreś z nas nie poszło w twoje ślady, bo wychowaliśmy się w takiej a nie innej rodzinie". I dodała z wyrzutem: "Gdybyś był lekarzem lub prawnikiem, pewnie któreś z nas też wybrałoby bardziej konkretny zawód". I to faktycznie są argumenty, których nie mogę nie przyjąć.

Dzieci Jana Frycza już od najmłodszych lat próbują swoich sił w zawodzie. Gabriela Frycz grała ostatnio we "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" i "Pogodzie na piątek", Olga w "Królach Śródmieścia", Antoni wystąpił między innymi w "Sławie i chwale", a Michał w "Ogniem i mieczem".

Chociaż próbuje odwieść swoje dzieci od wyboru aktorskiego zawodu, sam nie kokietuje, że gdyby miał taką możliwość, dziś wybrałby inaczej.

- Natomiast jeśli w dzisiejszych czasach decydowałbym się na uprawianie tego zawodu od początku, to nastawiałbym się na szersze podejście do świata - twierdzi aktor. - Szersze w znaczeniu geograficznym. Aktorów mojego pokolenia przekreślała bariera językowa, która była nie do pokonania. Dziś myślałbym tymi kategoriami.

Pewnie wyjechałbym gdzieś do Anglii albo do Ameryki i tam próbowałbym sił. W Polsce ten zawód stał się czymś innym niż wtedy, gdy ja marzyłem o aktorstwie, ucząc się na pamięć Mickiewicza i Słowackiego.

Po godzinach

Mimo licznych zajęć w filmie i teatrze, znalazł sobie artystyczną niszę, do której publiczność nie ma dostępu - w wolnych chwilach zajmuje się malarstwem. Jak we wszystkim, co robi, i w tej dziedzinie poprzeczkę zawiesił sobie bardzo wysoko. Dlatego swoje malowanie nazywa "paćkaniem po godzinach".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dekada Jana Frycza - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie