Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie 3-latki z Ćmielowa uratował pies

Michał Leszczyński współpraca, /pawie/
Mama bierze Kasię z radiowozu. Widać, że kobieta za córką bardzo się stęskniła. - Nie spaliśmy całą noc - mówi matka.
Mama bierze Kasię z radiowozu. Widać, że kobieta za córką bardzo się stęskniła. - Nie spaliśmy całą noc - mówi matka. M. Leszczyński
Na poszukiwania trzylatki z Ćmielowa, która zaginęła i nie wróciła na noc do domu patrzyła cała Polska.

W fabryce porcelany już powstaje figurka suki Lory. Być może to właśnie ona uratowała dziewczynkę.

Jak bardzo trzyletnia Kasia z Ćmielowa bała się, spędzając noc w lesie, trudno opisać. Ale nie była sama. Towarzyszyła jej Lora, suka sąsiadki. Dziecko po 16 godzinach poza domem znalazł przez przypadek w lesie gajowy.

Kiedy w poniedziałkowy poranek tuż nad rzeką pod lasem w Ćmielowie stu policjantów rozpoczynało poszukiwania 3-letniej Kasi, nikt nie sądził, że ta historia zakończy się fantastycznym happy endem. Przez chwilę oczy całej Polski zwróciły się w stronę świętokrzyskiego Ćmielowa, dotąd słynącego z porcelany. Tymczasem już po szczęśliwym finale, okryta kocem dziewczynka czekała na rodziców w ciepłym radiowozie. Policjanci pasażerkę poczęstowali czekoladowym batonikiem. Jadła, uśmiechała się, coś pokazywała siedzącemu za kierownicą policjantowi. Kasia czuła się bezpieczna. Jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej, w środku ogromnego lasu, leżała zmarznięta na trawie.

PIES UJADAŁ NA GAJOWEGO

Kasia w niedzielne popołudnie bawiła się z Sebastianem, 5-letnim bratem, koło domu położonego pod lasem i przy rzece, na peryferiach Ćmielowa. Chłopczyk na chwilę stracił z oczu młodszą siostrę. 5-latek z resztą rodzeństwa pobiegł oglądać po sąsiedzku konie. 3-letnia Kasia została sama. I zniknęła. Wtedy rozpoczął się koszmar. Rodzeństwo próbowało szukać siostry, nawoływali, jednak bezskutecznie.

Dziecko pokonało aż 2,5-kilometrowy dystans, trafiając do głębokiego lasu. Jak to się stało? Tego nie wie nawet matka.

- Zwykle, kiedy spacerowaliśmy, od razu wołała na ręce. Do chodzenia skora nie była. Różne myśli przychodzą człowiekowi. Może ją ktoś wywiózł - spekuluje kobieta. Czy w czasie wędrówki Kasia była w poważnym niebezpieczeństwie? Pewnie tak. Trudno opisać jak dziecku nocą było źle w ciemnym lesie. Płakała, nie miał jej kto przytulić. Zapadł zmrok. Czy w nocy z zimna się obudziła? Wołała, "mama"? Usnęła ze zmęczenia i strachu? Jak bardzo się bała - wie tylko ona. Pośród wyrobiska, na niewielkim trawiastym wzniesieniu widać wygniecioną ściółkę. Towarzyszyła jej Lora, suka sąsiadki zza płotu.

- Jestem bardzo szczęśliwa, że dobroć i mądrość Lory uratowała dziecku życie - mówi z dumą Grażyna Warszawska, właścicielka psa. - Chcę wykorzystać te pięć minut sławy suczki i zaapelować do ludzi, którzy mogliby pomóc rodzinie Kasi. Byłoby wspaniale, gdyby ktoś zapewnił stałą pracę ojcu i wspomógł go przy remoncie domu - dodaje kobieta. Kasia z Lorą często się bawiła. Pies dziecku ufał.

Teraz nie dość, że Lora nocą ogrzewała małą dziewczynkę, to przechodzącemu tędy 65-letniemu gajowemu, Robertowi Wójcikowi dała znak. - Popatrzyłem, coś szczeka. Tuż za czworonogiem, widzę, leży dziecko - opowiada podekscytowany mężczyzna.
Dziewczynka leżała na ziemi nieruchomo. Gajowy sądził, iż nie żyje. - Wziąłem na rękę. Płacząc, tuliła się strasznie. Swoją czapkę założyłem na małą główkę.

Prowadząc rower i trzymając dziecko szedłem przez las do drogi. Asfaltem jechał radiowóz, zatrzymałem - relacjonuje gajowy, a jednocześnie ojciec policjanta pracującego w Ostrowcu Świętokrzyskim. - Koniec poszukiwań, dziecko się znalazło - oznajmił głośno Robert Wójcik na placu, gdzie parkowało kilkanaście samochodów, stali policjanci, strażacy, cywile. Nikt nie wiedział, co się stało, niewielu zauważyło, jak 3-latkę przywiózł radiowóz. Wszyscy zamarli. Zamilkli. Tylko szum rzeki Kamiennej burzył spokój miejsca. - Żyje - dodał po chwili gajowy. - Ale gdzie jest? - dopytywali mniej zorientowani. Wtedy ratownicy podchodzili do auta i zaglądali przez szybę, bo nie wierzyli. Ludzie mieli łzy w oczach. Z wnętrza służbowych pojazdów dobiegał głos radiostacji: "koniec akcji, dziecko żyje".

3-letnia Kasia swoje życie prawdopodobnie zawdzięcza Lorze - suczce pani Grażyny Warszawskiej z Kielc.
(fot. Ł. Zarzycki)

TULIŁA MISIA DO TWARZY

Znad lasu wyleciał policyjny śmigłowiec. Zatoczył dwa koła i wylądował na łące. - Wezwijcie pogotowie, powiadomcie matkę - ktoś krzyczał. W tym czasie 3-letnia Kasia siedziała już w ciepłym radiowozie. Owinięta w koc z uśmiechem pokazywała policjantowi dłonie, a ten z dzieckiem rozmawiał. Kasia pewnie nie bardzo wiedziała skąd ten cały zgiełk. Mała, potargana główka ledwo wystawała znad siedzenia, a ciemne oczka spoglądały z zaciekawieniem przez szybę auta. Wreszcie przyjechali lekarze i mama. Medycy zbadali dziecko i zdecydowali o zabraniu do szpitala. Dotąd spokojna Kasia, miała wyraźnie zaniepokojoną minę. Mama wzięła z radiowozu dziecko na ręce. Wtedy córka zaczęła płakać, tuląc do twarzy brązowego misia.
Karetka odjechała w stronę Ostrowca.

65-letni gajowy Robert Wójcik pilnuje miejscowego lasu. Co jakiś czas odwiedza wśród wielkich drzew głębokie wyrobiska. Miejscowi nielegalnie pozyskują stąd kamień. Wiele razy wypłoszył "górników".- Rano coś mnie tknęło, pojechałem w las. Wcale nie musiałem, bo wcześniej pogoniłem kamieniarzy i myślę, tak prędko nie przyjdą - zdradza leśnik.

Jeszcze przed pracą gajowy wsiadł na rower i udał się w stronę kopalni. Cud sprawił, że 65-latek przypadkiem znalazł dziecko. Nie wiadomo, po jakim czasie dotarliby tutaj ratownicy i czy w ogóle ktoś zajrzałby w rejon dołów. Bo kto się spodziewał, że 3-letnie dziecko przemaszeruje taki kawał drogi. Jak długo wytrzymałoby kolejne godziny po nocy spędzonej pod gołym niebem? Jak mówi mama 3-latki, dziecko nie zawsze reagowało na wołanie po imieniu. Jest jeszcze zbyt mała.

- Kiedy szedłem z dzieckiem na ręku, drugą prowadząc rower, nie miałem już siły. Mam problemy z sercem i krążeniem. Jakoś wytrzymałem - dodaje bohater. Zaraz po szczęśliwym finale chciał szybko jechać do pracy. Skromnego leśnika rozchwytywali znajomi, potem media. Dziesiątki psów by nie pomogły, jeśli na czas przy wyrobisku nie zjawiłby się gajowy Wójcik.

Wszystkie siły na ratunek

Niedzielno-poniedziałkowa akcja poszukiwania 3-letniej Kasi z Ćmielowa była w ostatnim czasie jedną z większych na terenie naszego województwa. Do miasta ściągnięto dwa śmigłowce z Krakowa i Warszawy. Stróże prawa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach dzwonili po helikoptery aż do kolegów z komendy głównej. Okazało się, iż przylecą dwie maszyny. W naszym województwie bardzo rzadko używa się śmigłowców. W ciągu kilku minionych lat w ten sposób szukano raptem kilka razy.

- Użycie maszyn z kamerami termowizyjnymi ma sens wówczas, gdy na dworze panuje o wiele niższa temperatura, niż ciepłota ludzkiego ciała - wyjaśnia sierżant Anna Krzyżyk z biura prasowego świętokrzyskich policjantów. - Poszukiwania są możliwe w zasadzie wiosną, jesienią, zimą. Latem obraz w kamerze jest czarną plamą, nic nie widać.

Policjanci, jak mówi podinspektor Michał Domaradzki, komendant powiatowy policji w Ostrowcu Świętokrzyskim, zgłoszenie o zaginięciu dziecka otrzymali w niedzielę około godziny 19. Komendant natychmiast ogłosił alarm, pełną mobilizację. Wszystkich policjantów, nawet będących w domach po służbie, ściągnięto na miejsce.

Ostrowieccy policjanci spisali się na więcej niż na złoty medal. Mimo iż dziecka nie znalazł żaden z policjantów, tylko przypadkiem gajowy, to i tak zaplanowana z wielkim rozmachem akcja uratowała 3-latkę. Gajowy prawdopodobnie był ciekawy i pojechał zobaczyć szukających policjantów, strażaków z bliska. Przy okazji postanowił zajrzeć do kamieniołomu. Stąd miał blisko i dodatkowo poruszał się rowerem.

NIE BYŁO ZDJĘCIA

W niedzielę do Ćmielowa przybyło prawie siedemdziesięciu mężczyzn. Strażacy bosakami z łódek przeczesali kilometrowy odcinek rzeki Kamiennej. Gajowy mówił, że wiele razy widział nad wartkim strumieniem bawiące się dzieci. Już w poniedziałkowy poranek przyjechało do Ćmielowa z Kielc kilka policyjnych transporterów z mundurowymi na pokładzie. Wzięli z sobą specjalnie szkolone psy.

Na miejsce dotarli strażacy - nurkowie ze Starachowic. Mieli szukać pod wodą. I w niedzielę, i w poniedziałek szukało w sumie ponad pół setki strażaków ochotników i zawodowców. Tymczasem policjantom brakowało zdjęcia zaginionej dziewczynki. Jak mówią, rodzina fotografii nie miała. - Wizerunek jest niezbędny, bowiem zdjęcie zostałoby wysłane w świat - wyjaśniają policjanci. A jeśli ktoś porwał dziecko? Jak je rozpoznać? Fotografię w poniedziałek rano dostarczyła śledczym dalsza rodzina 3-latki.

W kilka godzin po odnalezieniu, stan dziewczynki Longina Warsińska-Bogacka, ordynator Oddziału Dziecięcego szpitala w Ostrowcu Świętokrzyskim, określała jako w miarę dobry. Zmarznięta dziewczynka trzęsła się ze strachu. - Zjadła, podaliśmy kroplówkę i odpoczywa - informowała pani doktor. Tymczasem w połowie tygodnia mama powiedziała, iż Kasia ma gorączkę. Prawdopodobnie dziewczynka jest przeziębiona.

Jak noc spędzona w lesie z psem u boku odbije się na psychice 3-letniego dziecka, nie wiadomo. Oby Kasia wszystko co złe, szybko zapomniała.
Tymczasem rodzice ośmiorga dzieci prawdopodobnie mogą mieć kłopoty. Brak należytej opieki nad małym dzieckiem to łamanie prawa. Mama 3-latki niedzielnego zniknięcia córki nie może sobie wybaczyć. - Całą noc nie spaliśmy. Naprawdę o każde dziecko bardzo się troszczymy - mówi ze łzami w oczach pani Marzena. - Wkrótce kupię siatkę i plac ogrodzimy. Dziękuję Bogu za życie córki - ucina z płaczem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie