Przez cztery dni przetrzymywał zwłoki w mieszkaniu. I pił... - Nie nam oceniać, rozgrzeszać. Prawda jest taka, że nasz sąsiad popełnił mord. Najgorszemu wrogowi nie życzyłbym takiej śmierci. Wciąż jednak zadajemy sobie pytanie, dlaczego zabił - mówi jeden z bliższych znajomych zabójcy.
W sprawie szokującego zabójstwa, do jakiego doszło ponad tydzień temu w Mielcu, wciąż jest wiele znaków zapytania. Przypomnijmy, że do morderstwa doszło we wtorek 5 sierpnia - 68-letni mężczyzna zabił swoją 42-letnią konkubinę, uderzając ją trzy razy w głowę kluczem francuskim. Powiadomienie o prawdopodobnym popełnieniu zabójstwa zostało zgłoszone policji przez sąsiada dopiero w piątek. Cały ten czas mężczyzna przetrzymywał zwłoki kobiety w swoim mieszkaniu, nie ruszał ich, nie zatarł też żadnych śladów. W momencie wejścia policji i prokuratury do mieszkania przedmiot zbrodni leżał na bardzo widocznym miejscu. Mężczyzna od razu przyznał się do zabójstwa.
W poniedziałek, decyzją Prokuratury Rejonowej w Mielcu, został aresztowany na trzy miesiące. Jak mówi Wiesław Kluk, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Mielcu, najprawdopodobniej będzie mu postawiony zarzut zabójstwa, za który, według polskiego prawa, grozi najwyższy wymiar kary - dożywocie.
Sąsiedzi niemal jednomyślnie twierdzą, że nigdy nie przypuszczaliby, iż tak porządny człowiek będzie zdolny do tak bestialskiego kroku. - Wstaję rano i zastanawiam się, jak mogło do tego dojść. Czasem wydaje mi się, że to jakiś zły sen... - mówi roztrzęsiony jeden z nich.
SPOKOJNE, USTABILIZOWANE ŻYCIE
Jak mówią sąsiedzi, mężczyzna bardzo zmienił się pod wpływem 42-letniej kobiety. Wcześniej wiódł spokojne, ustabilizowane życie emeryta. Zakończył karierę zawodową 10 lat temu, przez długi okres życia pracował w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu. Mieszkanie w bloku przy ulicy Drzewieckiego zajmował od 25 lat. Sąsiedzi mówią, że rzadko spotykał się z kobietami. - Czasem zaprosił jakąś koleżankę z pracy na kawę. I to wszystko.
Codziennie natomiast lubił sam spacerować po swoim osiedlu Lotników. - To był taki jego rytuał. Przechadzki urządzał sobie zawsze przed południem. Kłaniał się znajomym, porozmawiał, dla każdego miał czas - mówi sąsiadka z IX piętra.
Wtrąca też, iż mężczyzna był "złotą rączką". - Potrafił wszystko: uprać, ugotować, posprzątać. Na pewno stanowił dobrą partię…
68-latek był też osobą wierzącą. - Co roku przyjmował księdza po kolędzie, często chodził też do kościoła - mówi mieszkaniec IX piętra.
Czasem miał gorszy okres i zdarzyło mu się zajrzeć do kieliszka, ale zawsze potrafił nad sobą panować. - Jak każdy facet, czasami wypił. Na pewno jednak nie był alkoholikiem. On nie.
TO BYŁ DZIWNY ZWIĄZEK
42-letnia kobieta wprowadziła się do mieszkania mężczyzny zimą, na początku tego roku. Jak jednak mówią sąsiedzi, para zachowywała się dość dziwnie. - Nigdy nie widzieliśmy, żeby razem spacerowali, trzymali się pod rękę. Ona osobno, on osobno.
Mieszkańcy XI piętra przyznają, że kobieta miała poważne problemy z alkoholem. - Nieraz widziałam, jak wręcz zataczała się… Z tego, co wiemy, piła już od wielu lat.
Lokatorka mieszkania na XI piętrze podkreśla, że najgorzej było na wiosnę tego roku. - Zmienił się bardzo. Nie, nie pił. Wyglądał natomiast jak dziad. Chodził w łachmanach. Pewnie nie miał już nawet na proszek.
Dodaje też, iż często widziała mężczyznę, jak szukał w śmietnikach suchych bułek. - Nie miał już ani grosza. My byśmy mu nawet pożyczyli, ale on nigdy nie prosił. Miał swoje zasady.
CHODZIŁO O PIENIĄDZE?
Mężczyzny nikt z jego rodziny nie odwiedzał. Jedyną spokrewnioną z nim osobą, z którą utrzymywał jeszcze kontakt, była jego siostrzenica. - Ona nawet, jakieś 10 lat temu, mieszkała u niego, bo tutaj miała bliżej do szkoły. Dbał o nią, szykował jej obiady. Traktował jak córkę.
Dziewczyna była dla mężczyzny jedyną bliską osobą. I to właśnie jej 68-latek zamierzał zapisać swoje mieszkanie. - To było dokładnie tydzień przed morderstwem. Jechałem z nim windą - mówi bliski znajomy mężczyzny. - Widziałem, że się spieszy. Powiedział, że jedzie do sądu, bo musi pilnie zapisać mieszkanie na swoją siostrzenicę.
Jak dodaje sąsiad, jego zdaniem, mężczyzna był przez kobietę zastraszany. - Musiało tak być, wcześniej żył jak człowiek, nie grzebał po śmietnikach. A teraz cała emerytura szła na wódkę.
TAJEMNICA WTORKU
Jak mówi Wiesław Kluk, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Mielcu, w ubiegły wtorek najprawdopodobniej między parą doszło do sprzeczki. Co ją spowodowało? Mieczysław Włoszczyna, zastępca prokuratora generalnego w Mielcu, mówi, iż trwają przesłuchiwania świadków i rodziny obu stron. Mężczyzna będzie też poddany badaniu przez biegłego psychiatrę.
Sąsiedzi natomiast podkreślają, że od pamiętnego wtorku mężczyzna był widziany na terenie osiedla, są pewni, że był trzeźwy. - Nawet w czwartek wybrał się na stadion. Był inny niż zwykle, jakby nie wiedział, co ma z sobą zrobić. Dodają, że najprawdopodobniej nie wytrzymał i powiedział komuś o zabójstwie, ten zawiadomił policję.
Prokurator Włoszczyna podkreśla, że ustalenie przebiegu wtorkowych zdarzeń może potrwać dłuższy czas. Sprawa jest bowiem wielowątkowa, trudna, pogmatwana.
Sąsiedzi nie potrafią zrozumieć jednego - dlaczego mężczyzna wymierzył sprawiedliwość na własną rękę. Przecież są policja, prokuratura. Wystarczyło zawiadomić. Gdyby poprosił nas o pomoc w tej sprawie, nie odmówilibyśmy. A tak, jest już za późno... - mówi jeden z sąsiadów, spuszczając głowę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?