Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dakowie odkopani z piasku

Zdzisław Surowaniec
Archeolog Monika Kuraś prezentuje zwęglone pasmo po stosie, na którym spalone zostało ciało zmarłego Daka.
Archeolog Monika Kuraś prezentuje zwęglone pasmo po stosie, na którym spalone zostało ciało zmarłego Daka. Z. Surowaniec
Starożytny kurhan koło Rudnika nad Sanem wypatrzył z pociągu lubelski archeolog. To był ślad pobytu tutaj Daków.

Dakowie zatrzymali się z ciałem zmarłego człowieka na polanie, ułożyli stos z drewna, położyli na nim ciało i podpalili. Kiedy ogień spopielił zwłoki, na zwęglonym miejscu usypali z ziemi kopiec i odeszli.

Po półtora tysiąca lat do wnętrza kurhanu zajrzała wyprawa archeologów ze Stalowej Woli. Nie musieli jechać daleko. Kurhan znajduje się na terenie Rudnika nad Sanem koło Niska, na osiedlu Stróże. Jest dowodem na to, że w naszym regionie przed wiekami tętniło życie. Właśnie dobiegły końca badania archeologiczne kurhanu.

OKO ARCHEOLOGA

Kurhan w formie stożkowatego pagórka wypatrzył przypadkiem naukowiec dr Marek Florek z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Odbyło się to w niezwykły sposób. Jechał pociągiem i kiedy mijał Rudnik nad Sanem, na skraju lasu jego uwagę przyciągnęło wzniesienie pokryte darnią. Zapaliło mu się czerwone światełko. Takie wzniesienie na płaskim terenie mogło być kurhanem. Trafił w dziesiątkę!

- Oko archeologa jest tak wyćwiczone, że zwraca uwagę co się dzieje w terenie. Na przykład na pagórek porośnięty darnią, nie naturalny, tylko stworzony przez człowieka - tłumaczy Monika Kuraś, archeolog z Muzeum Regionalnego w Stalowej Woli.
W smutnym roku 1982 (stan wojenny) lubelski naukowiec przebadał ćwiartkę kurhanu o średnicy 12 metrów i wysokości nieznacznie przekraczającej metr. Archeologom dopisało szczęście. Znaleźli przepalone belki i kawałki drewna oraz skupiska węgli drzewnych, które można interpretować jako pozostałość stosu, na którym spalono szczątki zmarłego człowieka. Udało się odkryć także kawałek ludzkiej kości i skorupę garnka.
KRYJE TAJEMNICĘ

To niewiele, ale na tyle dużo, żeby uzyskać materiał badawczy. A badania izotopowe dowiodły, że kurhan usypano w trzecim, albo czwartym wieku naszej ery, w okresie późnego cesarstwa rzymskiego. Wszystko na to wskazuje, że ceremonię pogrzebową urządzili Dakowie. To lud mieszkający niegdyś na terenie dzisiejszej Rumunii.

Kurhan kryje tajemnicę. Kim była osoba, która zmarła, w jakich okolicznościach doszło do jej śmierci? Po co Dakowie dotarli na tereny dolnego Sanu? - Była to zapewne grupa karpackich Daków, szukająca zimowych pastwisk dla swych stad - twierdzi Monika Kuraś, archeolog z muzeum Regionalnego w Stalowej Woli.
Po dwudziestu pięciu latach od pierwszej penetracji kurhanu, Monika Kuraś, jako kierownik badań, mogła zająć się tym, co uwielbia - wziąć się za kopanie i szukanie śladów przeszłości. Jej praca miała dać odpowiedź na pytanie, czy rzeczywiście jakaś grupa pasterzy z dackiego plemienia Karpów, którego archeologicznym odpowiednikiem jest kultura kurhanów karpackich, w początkach III wieku znalazła się nad dolnym Sanem i jaki charakter miał tutaj ich pobyt. Zadanie było bardzo ambitne, a wszystko zależało od tego, co archeolodzy mieli znaleźć w grobie.

Poszukiwacze dali spokój

Kurhan znajdujący się na terenie wsi Przędzel pobudzał wyobraźnię nie tylko naukowców. Za kopanie wzięli się także domorośli poszukiwacze skarbów. Na szczycie kurhanu wykopali już dołek, dokładnie w miejscu, gdzie mieli kopać archeolodzy. Ale zniechęciła ich ciężka praca - musieli się przekopywać przez korzenie sosen i dębów. Dali sobie spokój. Na szczęście, bo skarbów by nie znaleźli, a zniszczyliby cenne ślady pobytu ludzi z okresu późnego cesarstwa rzymskiego.

Doktor Florek mógł łatwo wypatrzyć kurhan, bo kiedy jechał pociągiem, z okna nie widział wielu drzew. Przed kilkunastu laty nadleśnictwo Rudnik wzięło się z taką ochota za zadrzewianie i powstał piękny las. Sosny i dęby posadzono nawet na kurhanie. Uporać się z tym musiała nowa wyprawa archeologów.

- Nie można zostawiać miejsc nie do końca przebadanych - tłumaczy Monika Kuraś, sens kolejnego przekopywania fragmentu kurhanu. Do odkrycia miała dwie ćwiartki ziemnego grobu. No, nie sama miała machać łopatą. Mieli jej pomagać pracownik muzeum, Marcin Szymała i jego dwaj synowie Bartek i Przemek. - Doskonale poradzili sobie z techniką rozkopywania kurhanu - wystawia im laurkę pani Monika. Natomiast z nieba spadł pani Monice świeżo upieczony absolwent wydziału archeologii z Uniwersytetu Rzeszowskiego, Tomasz Tokarczyk z Niska.

Kurhan na stażu

- Dwa dni przed wyjazdem zgłosił się do muzeum na staż. To był szczęśliwy zbieg okoliczności. Natychmiast zabrałam go do odkrywania kurhanu - opowiada uradowana pani Monika.

Dopisała im pogoda. Przez dwa tygodnie świeciło słońce. Pracę zaczęli od… przeniesienia dwóch mrowisk spod kurhanu i od wykarczowania okazałego dębu rosnącego dokładnie w miejscu, gdzie zamierzali kopać. Potem było już żmudne, powolne usuwania ziemi, centymetr po centymetrze i dokumentowanie każdej warstwy. Wiernymi towarzyszami wyprawy były komary.

Najlepiej efekty pracy widać na profilu, czyli pionowej ścianie kurhanu, jaka utworzyła się w wykopie. Zwęglona warstwa, jaka została po kremacji ciała, to cienki, ciemny ślad w warstwie piasku o pomarańczowym kolorze.
Pobranych zostało sześć próbek węgla. - Oddamy je do analizy metodą C14, do laboratorium w Gliwicach przy Politechnice Śląskiej - mówi pani Monika. Badania izotopowe pozwolą ustalić ich wiek. To droga analiza. Przebadanie jednej próbki to wydatek tysiąca złotych.

- Udało się stwierdzić, że spalone drewno w dwóch ćwiartkach jest takie samo, jakie znalezione zostało podczas pierwszych badań. Teoria, że to mogą być resztki stosu pogrzebowego, na którym spalono ciało pochowanej osoby, jest prawdopodobna - stwierdza Monika Kuraś.

ROZPUSZCZONE W PIASKU

I dodaje: - Niestety, nie udało się odkryć szczątków po spaleniu zmarłego osobnika. Prawdopodobnie piasek, który znajduje się we wnętrzu kurhanu, ma takie właściwości, że kości mogły ulec całkowitemu rozpadowi przez naturalne warunki. Nie ma też żadnych zabytków, które by potwierdzały, że tam rzeczywiście jego ciało się znajdowało i że dostał na drogę w zaświaty jakieś wyposażenie, naczynia, ozdoby, elementy uzbrojenia. Nie znaleźliśmy zabytków, ale jest efekt badawczy.

Tym efektem może być potwierdzenie, że w tym regionie przebywali Dakowie. Rewelacją archeologiczną może, więc być to, że kurhan w Rudniku nad Sanem jest najdalej wysuniętym na północ świadectwem pobytu Daków.
Tę hipotezę potwierdzić teraz mają badania próbek węgla. Pozostał, więc dreszczyk emocji, co badania przyniosą. Na wiosnę przyszłego roku rozkopana zostanie ostatnia ćwiartka. Kurhan zostanie odtworzony, aby był świadectwem historycznym. Będzie przy nim można prowadzić lekcje muzealne dla uczniów. Żeby wiedzieli, że mieszkają w ciekawym terenie, które już przed wiekami przyciągało osadników.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie