Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobry sąsiad to skarb

Zdzisław Surowaniec
Kiedyś przed blokami można było spotkać wielu sąsiadów, teraz większość zamyka się w domu i nie zna sąsiadów.
Kiedyś przed blokami można było spotkać wielu sąsiadów, teraz większość zamyka się w domu i nie zna sąsiadów. Z. Surowaniec
Bliskie kontakty między mieszkańcami to już chyba przeszłość. Stajemy się coraz bardziej anonimowi.

Jak dobrze mieć sąsiada, jak dobrze mieć sąsiada, on wiosną się uśmiechnie, jesienią zagada, a zimą ci pomoże, przy węglu i przy koksie i sama nie wiesz kiedy, ułoży wam rok się... Piosenka Alibabek to przebój z innego świata, ze świata, którego już nie ma.

Kiedyś sąsiad był wspaniałą instytucją, kimś, na kim można się było oprzeć w czasach, kiedy sklepy zamykane były o godzinie siedemnastej, a w domu zabrakło soli. Było się, do kogo zwrócić, a przy okazji pogadać, poplotkować, wymienić doświadczenia i przepisy na ciasta. To w zasadzie już przeszłość.

ŻYCIE KIPIAŁO

Kiedyś przed blokami kipiało życie. Całe rodziny wylegały na ławki, wszyscy wszystkich znali w całym bloku. Jeśli coś się wydarzyło, wszyscy naokoło wiedzieli dokładnie, co komu i kiedy. Ale to już było i nie wróci więcej - chciałoby się przypomnieć kolejny przebój. Na tablicach w klatkach wiszą spisy lokatorów, ale ze względu na ochronę danych osobowych tylko tych, którzy sobie tego życzą. Dostęp do klatek utrudniają zamknięcia i wejść można tylko przy użyciu domofonu.

Świat się zmienił. Ludzie już nie wiedzą nawet jak się, kto nazywa w ich klatce, za ścianą, nie mówiąc o bloku. Przy bloku numer 13 przy ulicy Metalowców w Stalowej Woli poznikały ławki, które były miejscem wysiadywania sąsiadów. O likwidację poprosili administrację sami lokatorzy. Bo ze sklepu monopolowego naprzeciwko przychodziły na ławki watahy pijaków, przesiadywali przez całe noce i dnie, pijąc, klnąc i sikając po klatkach. Ludzie chcieli mieć święty spokój, nawet kosztem tego, że już ze sobą nie przesiadywali przed klatką.
NIE ZNAJĄ SĄSIADA

W tym samym bloku w jednej klatce w krótkim czasie zmarła cała rodzina na parterze - starszy mężczyzna, jego żona i córka, a dwóch synów pożeniło się i wyjechało w świat. Mieszkanie stoi puste. Na piętrze nagle zmarł mężczyzna, na kolejnych piętrach pomarło kilka osób, kilka wyjechało do innych miast. Nagle wszystko się zmieniło. Pojawiają się nowi ludzie i nikt nie wie jak się nazywają.
W bloku przy ulicy Siedlanowskiego w Stalowej Woli starsza kobieta pamięta czasy, kiedy stosunki sąsiedzkie były bogate, ludzie się ze sobą spotykali.

- Teraz jeden drugiemu zazdrości samochodu. Wszyscy się gdzieś spieszą, nie mają ochoty na spotkania. A młodzi całymi dniami siedzą przy komputerach i nie wychodzą na podwórko - zauważa.

Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Stalowej Woli Halina Czubak z własnego doświadczenia wie, że zmieniły się czasy, że sąsiedztwo nie jest już traktowane tak jak dawniej, że zmalała jego wartość. - To fakt, nie ma już przesiadywania na ławkach przed blokiem, coraz mniej jest osobistych kontaktów między lokatorami, sąsiadami. Kiedyś takie kontakty były jak telenowele. Teraz telenowele każdy ma do wyboru w telewizji i to w wielkich ilościach - uważa.

ZALEŻY OD LUDZI

Przeor tarnobrzeskich dominikanów ojciec Paweł Barszczewski ocenia, że jeśli chodzi o kontakty międzysąsiedzkie, wszystko zależy od ludzi. - Odwiedzając różne domy spotykam klatki, gdzie wszyscy się ze sobą znają, gdzie jeden drugiemu pomaga i pilnuje, gdy ktoś wyjeżdża - przyznaje. Ale dodaje: - ale są i takie klatki schodowe, gdzie każdy zamyka się w swoim mieszkaniu i nie ma czasu dla nikogo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie