Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bieda nie znika

Zdzisław Surowaniec
Kazimierz Wojas jest doktorem nauk medycznych, specjalistą chorób skóry. Jest na emeryturze, ale nadal prowadzi praktykę lekarską. Były dyrektor szpitala. Społecznik, przewodniczący Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej w Stalowej Woli. Ostatnio uhonorowany przez prezydenta miasta za zasługi dla Stalowej Woli.
Kazimierz Wojas jest doktorem nauk medycznych, specjalistą chorób skóry. Jest na emeryturze, ale nadal prowadzi praktykę lekarską. Były dyrektor szpitala. Społecznik, przewodniczący Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej w Stalowej Woli. Ostatnio uhonorowany przez prezydenta miasta za zasługi dla Stalowej Woli. Z. Surowaniec
Rozmowa z doktorem Kazimierzem Wojasem, przewodniczącym Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej w Stalowej Woli.

* Oddział Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej w Stalowej Woli istnieje już pięćdziesiąt lat. Dlaczego warto przypomnieć o tym jubileuszu?

- Komitet niesie olbrzymią pomoc ludziom opuszczonym i biednym, kalekim, często chorym. Ludziom, którzy nie z własnego wyboru mają takie życie, która stawia ich na marginesie tego, co się w Polsce dzieje. To życie ludzi bezdomnych, nie mogących zapracować na swoje utrzymanie, nie potrafiących odnaleźć się w naszej rzeczywistości. Przez obchody jubileuszu chcemy przypomnieć jak wielką pomoc otrzymali potrzebujący dzięki komitetowi.

* Nie byłaby możliwa ta pomoc gdyby nie wolontariusze, nieznane osoby, które bezinteresownie pomagają innym.

- Naturalnie. Na wolontariacie jest oparta działalność i praca PKPS, nie tylko u nas w Stalowej Woli, gdzie mamy na etacie do pomocy tylko jednego pracownika skierowanego przez Urząd Pracy, ale we wszystkich oddziałach w Polsce. Tych ludzi trzeba widzieć, pokazywać, chwalić. Tych ludzi, którzy bez dodatkowych wynagrodzeń, bez żadnych podziękowań, służą społeczeństwu jak mogą.

* Jakie były początki działalności PKPS w Stalowej Woli?

- Początki były bardzo trudne, bo komitet nie miał własnego lokalu i mieścił się przy Ośrodku Pomocy Społecznej. Bardzo często przez całe miesiące nie było ludzi, którzy chcieliby pracować. Szukało się wolontariuszy. Bardzo dużo pracy w pierwszych latach włożył nieżyjący już doktor Stanisław Jaśkiewicz, który pracował z panią Walerią Plutową, teraz ciężko chorą, kombatantem, uczestniczką Powstania Warszawskiego. Po tej dwójce pracą w Komitecie zajmował się nie żyjący Wiesiu Morawiec, lekarz, który piastował funkcję przewodniczącego, ciągle we współpracy z panią Plutową. Później prezesem PKPS była pani doktor Ludmiła Żugajowa. Dopiero w 1994 roku przy ulicy Stalingradu, teraz Wyszyńskiego, Komitet otrzymał lokal łącznie z PCK. W 2004 roku, dzięki Urzędowi Miasta, dostaliśmy już własny lokal przy ulicy Hutniczej. Mieści się tu magazyn banku żywności i dwa pokoje biurowe.

* Teraz zmienia się praca wolontariuszy, bo nie trzeba chodzić z czapką po prośbie. Duża pomoc dla biednych płynie z Unii Europejskiej.

- Tak, to bardzo ważne. Od 2004 roku w ramach Unii Europejskiej napływa dużo produktów spożywczych, które rozdziela PKPS. W Polsce upoważnione są trzy instytucje do rozdziału i rozdawnictwa tej żywności - Centralny Bank Żywności, Caritas i właśnie PKPS.

* Ilu osobom pomógł stalowowolski oddział PKPS?

- Mamy pod opieką przy rozdawnictwie środków unijnych osiem tysięcy ludzi ze Stalowej Woli i powiatu. Miasto w większości inwestuje w funkcjonowanie PKPS. Bardzo ładnym gestem ze strony pana prezydenta było danie nam wyremontowanego magazynu na środki spożywcze przy ulicy Energetyków. Wcześniej korzystaliśmy uprzejmości pana Tymofiejewicza, który udzielił nam magazyn przy ulicy Przemysłowej.

* Dzięki Komitetowi jest mniej biedy.

- Naturalnie. Tego może nie widać, bo bieda jest wstydliwa. Ludzie się nie przyznają, że są biedni. Ludzie, którzy często korzystają z naszej pomocy, starają się wiele nie mówić o tym, nawet z nami nie chcą rozmawiać. Chcą wziąć swoje mleko, swoją kaszę, mąkę, konserwy i szybko uciekać. Owszem są osoby z marginesu społecznego, które wykorzystują pomoc. Wszędzie taki margines jest. Staramy się tym ludziom, którzy przyjdą i mówią, że są głodni, dać konserwę i bułkę, choć nie mają potwierdzenia z Ośrodka Pomocy Społecznej.

* Udzieliliście już wiele tej pomocy. Czy może pan doktor podać jakieś liczby, które by to obrazowały?

- Przez ostatnie dziesięć lat rozdaliśmy środków spożywczych na ponad dwa miliony złotych. Ale ta pomoc to kropla w morzu potrzeb. Od 2004 roku z Unii Europejskiej otrzymaliśmy 660 ton żywności. To olbrzymia ilość. Można by nią zapełnić pociąg towarowy. Te środki trzeba przyjąć, zapisać, rozdać zgodnie z zaleceniami Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. W tym miejscu bardzo serdecznie chciałbym podziękować tym, którzy bezinteresownie przychodzą i pomagają. Jak Wiesława Łukaszek, która jest sekretarzem od wielu lat, a razem współpracujemy od dwunastu lat. Chciałbym podziękować wszystkim wolontariuszom, sponsorom, władzy powiatowej i miejskiej. I prosić, żeby nie zapominali o nas. Bo bieda wcale się nie likwiduje. Ludzie, którzy z pomocy korzystają, których dochód na członka rodziny nie przekracza trzystu osiemdziesięciu złotych, starają się po cichu przychodzić po pomoc.

* Ale kiedy widzi się, że po pomoc przyjeżdża ktoś autem, to można mieć wątpliwości czy mu się ta pomoc należy.

- Czasami są krytyczne uwagi, że jakiś Cygan przyjeżdża samochodem i bierze czterdzieści litrów mleka. Ano przyjeżdża, ale ma sześcioro dzieci i przychody poniżej normy. To, że Cygan jeździ samochodem to jedno, a drugie, że dzieci są głodne. To trzeba zrozumieć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie