Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Remont kuchni według blondynki (I)

Anna NIEDZIELSKA
Na górnym zdjęciu szafki przed oklejeniem ich tapetą, a na dolnym po.
Na górnym zdjęciu szafki przed oklejeniem ich tapetą, a na dolnym po.
Czyli jak tanim kosztem zmienić wygląd trzydziestoletnich mebli kuchennych.

Do małej kuchni w bloku trudno kupić gotowe meble, które będą pasować wymiarem. Zamówienie nowych kosztuje - przy trzech szafkach dolnych, jednej z szufladami i dwóch wiszących - około 3 tysięcy złotych. Takiej kwoty w kuchnię, która jest do remontu nie ma sensu inwestować. Na własnej skórze przekonałam się więc, że można samemu doprowadzić szafki do stanu używalności. Kosztowało to około 300 złotych i dwa tygodnie roboty popołudniami.

Stan pierwotny kuchni, przyznam się, był opłakany. Ściemniałych i częściowo obłażących z lakieru listewek, którymi były obite jakieś 30 lat temu szafki, nie dało się umyć żadnym sposobem. Także blaty pozostawiały sporo do życzenia: przy zlewie lekko rozchodzące się brzegi, na blacie roboczym ślady po nożach. Uchwyty, praktycznie każdy z innej parafii, często własnym sumptem naprawiane, raz na jakiś czas odpadały.

Do takiego wyzwania trzeba było się zabrać systematycznie, Zaczęliśmy od wymierzenia blatów.

BLATY

I tu dobra wiadomość: okazało się, że samodzielne odnawianie blatów nie ma sensu. W supermarkecie budowlanym metr najtańszego standardowego blatu o szerokości 60 centymetrów kosztuje od 36,90 złotych w górę.

Oczywiście połyskliwe, udające kamień i co tu kryć zdecydowanie lepsze gatunkowo, mogą kosztować nawet ponad 100 złotych za metr, ale mojej kuchni - z boazerią, drewnianymi półkami i koszykami z wikliny - wyglądałyby jak kwiatek do kożucha.

Kupiliśmy więc prawie 3 metry bieżące blatu za około 100 złotych razem. Pocięcie i dobrą radę żeby wykończyć je gotowymi listwami z aluminium powleczonego emalią dostaliśmy gratis w supermarkecie. Posłuchaliśmy, wykończenia - 6 sztuk - kosztowały prawie 80 złotych. Śrubki do ich przykręcenia jakieś 2 złote. Potem dwa popołudnia użerania się ze starymi blatami, które trzymały się szafek nadzwyczaj mocno…

DRZWI Z NIESPODZIANKĄ

Drzwiczki od szafek dały nam w kość. Wymagały niestety nie tylko zakupów, ale przede wszystkim żmudnej dłubaniny. Po ocenieniu stanu listewek zapadła decyzja: trzeba to zerwać, bo malować nie da rady. Później okazało się, że nierówna powierzchnia ze śladami po gwoździach, którymi były przybite listewki, jeszcze bardziej nie nadaje się do pokrycia farbą. Coś trzeba było wymyślić.

Podczas wyprawy do marketu budowlanego kupiliśmy po kolei szpachlę, papier ścierny i samoprzylepną okleinę - plastikowa tapeta, występuje w kilkudziesięciu wzorach, od białej, przez drewnopodobne, aż po jaskrawe kolory. Tutaj uczulam wszystkich chcących wykorzystać ten pomysł na dokładne wymierzenie drzwiczek. Okleiny kosztują od około 7 do 20 złotych za metr bieżący - w zależności od szerokości i czasem bardziej opłaca się kupić węższą. Nam wyszło nieco ponad 100 złotych za białą tapetę szerokości 90 centymetrów, która sami przecinaliśmy na pół.

NA CZTERY RĘCE

Najtrudniejsze było przygotowanie drzwi do oklejania. Pod samoprzylepnymi tapetami widać każdą nierówność. Dziurki po gwoździach trzeba było wiec zaszpachlować - pudełko szpachli do drewna i wyrobów drewnopodobnych kosztuje około 7 złotych, szpachelka 4 złote - i odczekać dobę żeby wyschło. Drogą prób i błędów doszliśmy do tego, że lepiej nakładać cienką warstwę, a nadmiar ściągać szpachelką jeszcze kiedy jest plastyczna. Potem jest zdecydowanie mniej pracy z docieraniem papierem ściernym, ale z większych ubytków szpachla może się skruszać.

Do wyrównywania płyt można było oczywiście użyć szlifierki oscylacyjnej …jeśli byłaby w domu. W naszym przypadku sprawdziły się kostki ucięte z pozostałości blatu i dopasowany do nich papier o ziarnistości 80. Nie wiem czego to jednostka, ale taki kazał kupić pan w supermarkecie i miał rację! Wygodniej pracuje się w rękawiczkach, bo papier sam się "ich trzyma". Ręce i ramiona bolą tak samo jak po pracy bez rękawiczek.

Po dotarciu nierówności trzeba je odpylić wilgotną ścierką. Po wyschnięciu można oklejać, ale tutaj też trzeba się zastanowić jak to zrobić najwygodniej. Przede wszystkim nie wolno zostawiać za wielkich zapasów okleiny - lepiej pracuje się, gdy jest ona z każdej strony o około 8 do 10 centymetrów szersza od drzwiczek. To pozwala na naciągnięcie jej i podklejenie od spodu.

Na wierzch najlepiej nakładać bryt tapety we dwie osoby - jedna trzyma ją w powietrzu powoli odklejając folię, druga dociska ją do oklejanej powierzchni. Nie wolno dopuszczać do powstania pęcherzyków powietrza, ale jeśli się już tak stanie nie trzeba wpadać w panikę i odklejać całości. Delikatnie nakłuty szpilką pęcherzyk - dziurka ma być niewidoczna - można rozetrzeć miękką ścierką. Ścierka w ogóle jest niezbędna do doklejania tapety, bo tak robi się to najwygodniej. Ja użyłam spranego ręcznika do wycierania rąk.

KOSMETYKA

Przy ścianach bocznych i wnętrzach szafek poszłam na łatwiznę - tam na szczęście nie było listewek, więc zostały tylko odtłuszczone i przemalowane olejną farbą na biało. Poszła puszka za 13 złotych i wałeczki z gąbki za jakieś 5 złotych w zestawie.
Żeby odnowiona całość miał ludzki wygląd kupiliśmy nowe uchwyty i okazało się, że może być z tym problem. Stare miały zupełnie inny rozstaw śrub niż obecnie produkowane. Poza tym uchwyty kosztują nawet ponad 10 złotych za sztukę, a nasz robiony własnym sumptem remont mebli w założeniu miał być tani. W końcu kupiliśmy proste plastikowe klamki, po niespełna 2 złote za sztukę, bo dało się je tak przykręcić do drzwiczek, żeby zasłoniły stare otwory.

Okazało się, że zawiasy w kuchennych szafkach są na tyle porządne, że wymieniać ich nie trzeba. Jednak przy okazji odkręciliśmy i wymieniliśmy na nowe wszystkie magnesy przytrzymujące zamknięte drzwi. Zestaw 4 sztuk kosztuje 5 złotych.
Na tym radosną działalność remontową postanowiliśmy zakończyć. Przynajmniej na jakiś czas, bo teraz kolej na odnawianie krzeseł z giętego drewna po ciotecznej babci. Część niezbędnych narzędzi i preparatów już kupiłam. Rozpoczęcie prac planuję na weekend, Co udało się z nimi zrobić, napisze za dwa tygodnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Remont kuchni według blondynki (I) - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie