Te makabryczne wydarzenia miały swój początek tydzień temu, ale dopiero teraz ujrzały światło dzienne.
- 53-letni Andrzej K. wraz z kilkoma innymi mężczyznami pracował przy wycince drzew rosnących przy lokalnej drodze z Łańcuta do Krzemienicy. Jedno z drzew nie zabezpieczone linami, upadło na niego. Przygnieciony 53-latek zginął na miejscu - relacjonuje nadkomisarz Mariusz Skiba, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji w Rzeszowie.
Inni pracujący przy wycince mężczyźni, nie powiadomili o wypadku ani pogotowia ratunkowego, ani policji. Schowali zwłoki w fordzie transicie, przykryli wykładziną i… kontynuowali wycinkę. Po skończonej pracy pojechali jeszcze na kawę. Gdy zapadł zmrok, dwóch z nich pojechało na most na Sanie w okolicy Rzuchowa. Tam pozbyli się zwłok - ciało tragicznie zmarłego kolegi wrzucili do rzeki.
Dopiero trzy dni temu jeden z obecnych przy wycince mężczyzn, przyszedł do łańcuckiej komendy i opowiedział o całym zdarzeniu. Policja zajęła się wyjaśnianiem wszystkich okoliczności makabrycznej sprawy, oględzinom poddano wskazane miejsca i samochód, którym przewożono zwłoki.
- Przesłuchani zostali wszyscy mężczyźni, biorących udział w pechowej wycince. Dwaj z nich zostali zatrzymani, decyzją sądu trafili do tymczasowego aresztu - dodaje nadkomisarz Skiba. - Grozi im do pięciu lat pozbawienia wolności.
Policjanci i strażacy przeszukiwali odcinek Sanu od Rzuchowa w dół biegu rzeki. Ciała mężczyzny do wczoraj nie odnaleziono.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?