Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aneta Todorczuk-Perchuć: Żyję na wysokich obrotach

Róża ADAMCIO
Aneta Todorczuk-Perchuć, czyli Agnieszka Dunin z "Samego Życia", przyznaje, że choć ciężko jej pogodzić życie rodzinne z zawodowym, nie byłaby szczęśliwa, siedząc w domu. Nie przeszkadza jej nawet i to, że z mężem Marcinem - także aktorem, tworzy burzliwy związek wrażliwców.

- Lato w pełni, a my spotykamy się na planie "Samego Życia" w przerwie między ujęciami. Czy w tym roku planujesz urlop?

- Pod koniec sierpnia jadę na dwa tygodnie z mężem do Chorwacji i Czarnogóry. Moje dziecko w tym czasie spędzi wakacje u dziadków.

- A co nowego będzie się działo u twojej bohaterki we wrześniowych odcinkach?

- Zapowiada się najciekawszy wątek w życiu Agnieszki Dunin - a mianowicie pojawi się poważny konflikt między pracą a rodziną. Agnieszka rozpocznie pracę w dziale społeczno-interwencyjnym redakcji. Będzie pisała artykuły na poruszające tematy, na przykład o sprzedaży organów na czarnym rynku. To spowoduje, że całkowicie zaangażuje się w pracę i pomoc potrzebującym, na czym ucierpi jej rodzina.

- Domyślam się, że mąż Agnieszki Pino nie będzie zachwycony takim obrotem spraw...

- Pino, który został wychowywany według włoskiego modelu rodziny, będzie oczekiwał od Agnieszki zupełnie innej postawy. Zarzuci jej pęd do kariery kosztem rodziny. Nie będzie mógł zrozumieć, że żona poprzez swoje artykuły ma misję do spełnienia. A mojej bohaterce trudno będzie pogodzić wymagania Pina z pracą w redakcji. Jak to wszystko dalej się potoczy, nie zdradzę, ale zapewniam, że będzie bardzo interesująco. Tym bardziej że poruszymy problemy bliskie ludziom.

- No właśnie, pewnie także tobie niejednokrotnie z trudem przychodziło godzenie życia prywatnego z zawodowym...

- Aktualnie - faktycznie, bywa ciężko (śmiech). W końcu na pytanie, co łączy mnie z serialową Agnieszką Dunin, mogę odpowiedzieć, że oprócz posiadania dziecka, także dylematy związane z próbą połączenia pracy z rodziną. Myślę jednak, że moja bohaterka, podobnie jak ja, byłaby nieszczęśliwa, gdyby nie mogła spełniać się zawodowo.

- Jak sobie poradzić, gdy praca koliduje ze szczęściem rodziny?

- Sama nie wiem. Aktorstwo to bardzo nieprzewidywalny zawód. Trudne momenty należy przeczekać, bo panuje w nim kompletna sinusoida, czyli raz praca jest, raz jej nie ma. Jednak zdecydowanie wolę tę pierwszą opcję. Ostatnio na przykład nałożyły mi się trzy sprawy - główny wątek w serialu, główna rola w filmie oraz dubbing do głównej postaci - Ireny Sendler w "Odważne serce Ireny Sendlerowej". Na szczęście dziecko wysłałam do dziadków na wakacje, a z mężem - niestety - trzeba przeczekać ten intensywny zawodowo czas. Zresztą on także obecnie jest zajęty, bo pracuje na planie serialu "Cold feet".

- Jak dajesz radę z tyloma obowiązkami?

- Zabawne, ale nawet lepiej mi się pracuje w takim natłoku zajęć, śpiąc po kilka godzin na dobę. Mimo zmęczenia zawsze podkreślam, jak to cudownie, że mogę działać w zawodzie.

- Wspomniałaś o filmie, w którym występujesz w głównej roli. Co to takiego będzie?

- Niedawno skończyłam zdjęcia do filmu "Milczenie jest złotem" w reżyserii debiutującej Ewy Pytki. Postać, w którą się wcielam, była dla mnie dużym wyzwaniem, ponieważ 80 procent filmu zagrałam bez użycia głosu. Moja bohaterka to emitatorka dźwięku oraz muzyk. Pracuje w radiu, tam montuje nagrane wcześniej miejskie brzmienia. To wrażliwa osoba, która nie odnajduje się we współczesnym świecie. W obrazie pojawi się także ten drugi. On również jest artystą, pracuje jako rysownik komiksów. Na początku filmu wręczy mojej bohaterce kwiaty i pocałuje ją w usta. Zaskoczona dziewczyna straci głos. Na etapie scenariusza zapowiada się fajna opowieść, która momentami idzie w kierunku bajkowości. Liczę, że dzięki temu nasz film będzie inny niż klasyczne produkcje romantyczne.

- Było już o serialu i filmie, a co ze śpiewaniem? Myślisz o nowym recitalu?

- Powoli zaczynam o tym myśleć. Mam nawet mnóstwo zebranych utworów, które mogłyby nadawać się na płytę. Aby zrealizować ten zamiar, potrzebuję jednak przede wszystkim pieniędzy. Bez nich w ogóle nie chcę się za to zabierać. Pamiętam, ile mnie nerwów kosztowało, gdy na czwartym roku studiów - jeszcze jako idealistka - zrobiłam mój pierwszy recital. Teraz mam rodzinę, na którą muszę pracować. Dlatego jeżeli nadarzy się komfortowa okazja, to ją wykorzystam. Na duchu podtrzymuje mnie wiele miłych słów na temat tego, co robię, więc wiem, że to ma sens.

- W jakim stylu miałaby to być płyta?

- Zebrałam bardzo pozytywne i energetyczne piosenki. Mam nadzieję, że tak też zostaną odebrane.

- Czy śpiew towarzyszy ci w dniu codziennym, gdy jesteś szczęśliwa lub smutna?

- Drę się jedynie w samochodzie. Dochodzi do tego, że moje dziecko prosi mnie, żebym przestała wyć. Dlatego w domu śpiewa tylko Zosia. Sama wymyśla sobie piosenki i wierszyki. Jestem ciekawa, w jakim kierunku rozwinie się jej pasja.

- Jak działasz w wychowaniu Zosi - według poradnika książkowego, porad mamy czy intuicyjnie?

- Różnie z tym bywa. Na przykład rozmawiałam kiedyś zupełnie na luzie z psychologiem na temat, jak poradzić sobie z atakiem histerii u dziecka. Myślę, że w wychowaniu należy obserwować swoją pociechę i mocno wsłuchiwać się w jej emocje i potrzeby. Tak działamy z mężem. Odnieśliśmy nawet dzięki temu kilka małych sukcesów.

- Czy Zosia sprawia problemy?

- Nie! Jest idealnym, bo bardzo grzecznym i mądrym dzieckiem. Super się z nią współpracuje. Ostatnio zapytała, czy jak pójdzie do nieba, to czy jej nóżki i rączki też (śmiech).

- Myślisz o pomnożeniu potomstwa?

- Jasne! Byle jak najszybciej!

- Porozmawiajmy teraz o małżeństwie. Twój mąż Marcin Perchuć to także aktor. Jak to jest, gdy pod jednym dachem żyją artyści?

- Tworzymy burzliwy związek wrażliwców. Szczególnie teraz to odczuwam, gdy oboje bardzo intensywnie pracujemy, a spotykamy się zmęczeni dopiero wieczorem. Zazwyczaj było u nas z tym naprzemiennie. Dlatego bywa między nami emocjonalnie, ale jakoś mimo wszystko dajemy radę (śmiech). Nie mamy wyjścia (śmiech). Dwoje lekarzy pewnie też dogaduje się ze sobą w specyficzny sposób. Dlatego my nie stanowimy wyjątku.

- Wracając jeszcze do twoich zdolności instrumentalno-wokalnych. Nie żałujesz, że nie poświęciłaś się całkowicie muzyce?

- Na szczęście mogę godzić śpiew z aktorstwem. Ale jeżeli chodzi o instrument - nie starczyłoby mi cierpliwości na granie na nim, bo mój temperament by mi na to nie pozwolił. W aktorstwie podoba mi się ciągły kontakt z ludźmi. Technikę aktorską można ćwiczyć samemu, ale także z partnerem. W przypadku gry na instrumencie należy zamknąć się na wiele godzin w samotności i wytrwale ćwiczyć. To chyba przeważyło, że nie zdecydowałam się zostać muzykiem. Mimo wszystko jestem wdzięczna moim konsekwentnym rodzicom za umożliwienie nauki w szkole muzycznej, bo dużo mi dało muzyczne wykształcenie.

- Nigdy im się nie przeciwstawiałaś?

- Jest taki moment w życiu każdego dziecka, gdy zaczyna się buntować. Zamiast ćwiczyć wiele godzin w samotności wolny czas wolałam spędzać z towarzystwem. W takich momentach rodzice zawsze pytali: "Chcesz być taka jak wszyscy? A może chcesz zrobić w życiu coś fajnego?". To na mnie działało. Poza tym szkoła muzyczna nauczyła mnie bardzo wcześnie szacunku do pracy. Jako nastolatka zarabiałam grając, później śpiewając w knajpach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Aneta Todorczuk-Perchuć: Żyję na wysokich obrotach - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie