Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Nie wszyscy wrócimy - mówili wylatując do Afganistanu

Andrzej PLĘS Wojciech ZATWARNICKI
Lotnisko w Jasionce. Sobota, godz. 13.40. Lot do Afganistanu.
Lotnisko w Jasionce. Sobota, godz. 13.40. Lot do Afganistanu. Fot. Wojciech Zatwarnicki
- Tataaa! Weź karabin na prawdziwe kulki i laserowy też weź - sześciolatek przyciska twarz do siatki, odgradzającej go od płyty lotnika w Jasionce. Próbuje przekrzyczeć ryk silników odrzutowca North American, którym w sobotę do Afganistanu odleciało 200 Podhalańczyków.

Na płytę lotniska wstęp mieli tylko mundurowi, choć dzień wcześniej zapewniano dziennikarzy, że z bezpośredniej odległości będą mogli obserwować wejście żołnierzy na pokład. Nieoficjalnie zmianę decyzji tłumaczono: to nawet nie jest zakaz gen. Tomasza Bąka, dowódcy 21 Brygady Strzelców Podhalańskich. Rozkazy przyszły z ministerstwa, tak życzyli sobie Amerykanie. Nie wolno także podawać nazwisk żołnierzy.

LECĄ, ŻEBY ZAROBIĆ NA ŻYCIE

Żegnających przez siatkę ogrodzeniową członków rodzin było znacznie mniej niż odlatujących żołnierzy.
- Siedmioro ich mam, syn poleciał, bo chciał zarobić na życie - opowiada pani Anna, matka jednego z żołnierzy. - Strasznie się boję o niego.

Nikt z żegnających nie potrafił ukryć strachu o najbliższych.

- Powiedziano im wprost: to nie jest misja stabilizacyjna czy pokojowa, panowie lecicie na wojnę - pani Jola ma łzy w oczach. - Mój z własnych pieniędzy kupił wyposażenie, żeby być bezpieczniejszym.
Opowiada, że "misjonarze" (tak nazywani są uczestnicy misji w Afganistanie) między sobą mówili: nie wszyscy wrócimy. Choćby dlatego, że mają obowiązek konwojować vipów. Na tydzień wcześniej w bazie wszyscy już wiedzą, kiedy, dokąd, jaką trasą. I nie wiadomo, do kogo taka informacja wycieknie.

CZTERY MINUTY ROZMOWY DZIENNIE

- Po raz pierwszy widziałem płaczących zbiorowo facetów - Krzysiek kręci głową. Jego brat właśnie odleciał na wojnę. - Ze strachu. Kolega brata chciał włożyć rękę w drzwi i przytrzasnąć. Ze złamaną by go nie wysłali.

Pani Grażyna stara się unikać złych myśli. - Mąż przed wylotem powtarzał: jak wrócę zrobimy to, zrobimy tamto. Ucinałam te plany. Powtarzałam: najpierw wróć.

- A mnie tata kazał dobrze się uczyć - dorzuca córka Jola.

Zmiana, która w sobotę wyleciała do Afganistanu, ma tam spędzić pół roku. Ani żołnierze ani ich rodziny nie są pewni, że zobaczą bliskich za sześć miesięcy, czy misja nie zostanie przedłużona. Mogą się usłyszeć - cztery minuty telefonicznego połączenia dziennie po linii wojskowej. To będzie sześć miesięcy nieustannego strachu i czekania na powrót tych, spośród których nie każdy chciał lecieć.

WRÓĆCIE ZA PÓŁ ROKU

- Miała to być operacja dla ochotników, a mój mąż jest zawodowym - opowiada Anna. - Powiedziano mu, że za pół roku będzie reorganizacja jednostki i niech się zastanowi nad swoją karierą. Co miał robić? Całe życie spędził w wojsku, gdzie teraz znajdzie inną robotę?

One znają zagrożenia tej wojny nie gorzej niż ich mężowie, bracia, synowie, choć - na szczęście - tylko w teorii. Anna opowiada o szkoleniu z prawnikami, jakiemu żołnierze zostali poddani przed wyjazdem.
- Było takie pytanie z sali: co zrobić, kiedy będą mieli przed sobą dziecko z karabinem? - mówi Anna. - Jak nie strzelę, to sam zginę, a jak strzelę? I prawnik rozłożył ręce i powiedział, że muszą to wziąć na swoje sumienie.

Samolot oderwał się od płyty lotniska, gromada ludzi przy siatce ogrodzeniowej w milczeniu odprowadziła go wzrokiem, nieliczni machali na pożegnanie. Z nadzieją, że wrócą za pół roku. Wszyscy.

PS Imiona naszych rozmówców zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie