Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki kłopot z porzuconymi aktami pracowniczymi w Zbydniowie

Zdzisław Surowaniec
Zdzisław Surowaniec
Małgorzata Studniarz może tylko przez okno zaglądnąć do wnętrza własnego budynku, gdzie złożone są akta
Małgorzata Studniarz może tylko przez okno zaglądnąć do wnętrza własnego budynku, gdzie złożone są akta Zdzisław Surowaniec
Sołtys Zbydniowa, Piotr Bednarz został przypadkiem wplątany w sprawę akt pracowniczych, kiedy jeszcze nie był sołtysem, ale kupił stodołę, w której (o czym nie wiedział) akta się znajdowały. Dziś akta są w garażu.

Zobacz także: "Dokumenty od Sasa do Lasa". IPN ujawnia teczki agentów z tajnego zbioru

(Dostawca: x-news)

Do dziś do sołtysa Bednarza zgłaszają się ludzie, którzy chcą mieć dostęp do akt pracowniczych po upadłych spółkach. To dla wielu z nich dokumenty na wagę wysokości renty czy emerytury.

Tyle, że dziś akta pracownicze znajdują się w garażu w Stalowej Woli na prywatnej posesji i właścicielka walczy z urzędami, aby te akta ktoś wziął, bo podlegają ochronie danych osobowych. Człowiek związany ze spółką, która wzięła pieniądze za przechowanie akt, zupełnie się tymi aktami nie interesuje. Można je potraktować jak porzucone. I nikt z zainteresowanych osób nie może mieć do nich dostępu.

Ale po kolei. W Zbydniowie mieszkała do wojny rodzina Horodyńskich. Niemal wszystkich wymordowali Niemcy, a po wojnie majątek po rodzinie został upaństwowiony. Na części folwarku powstała Spółdzielnia Usług Wytwórczych Władza państwowa z ziemiańskimi obiektami się nie pieściła, także te w Zbydniowie zostały mocno wyeksploatowane. Spółdzielnia padła razem z komunizmem. Majątek przejęła rodzina, która założyła firmę Koniczynka. Chcieli zrobić biznes na produkcji żółtych serów. Zamieszkali w stodole, gdzie z pomieszczeń dało się wydzielić pokoje. Interes z produkcją serów nawet ruszył. Mleko pochodziło od miejscowych krów. Ale w pewnej chwili rodzina pośliznęła się na serach. To, co miało być kwitnącym biznesem, zamieniło się w bankructwo. Koniczynka padła.

Nadzorowaniem majątku upadłej Koniczynki zajął się Zbigniew Mazur. To on zrobił sobie w stodole składnicę akt, jako reprezentant prywatnej spółki pod nazwą Regionalna Składnica Akt Niearchiwalnych Spółdzielni Wielobranżowej Kooperacja w Stalowej Woli. W składnicy znalazły się dokumenty kilkudziesięciu upadłych spółek, takich jak Wer-Moza, Bu, Qualite, Kraina Zabawek, Stalpol, Uni-Max. A także po nieboszczce Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, z komitetów wojewódzkich partii z Rzeszowa i Krosna oraz tarnobrzeskiej Socjaldemokracji Rzeczpospolitej Polskiej. Pracownicy, starający się o renty i emerytury, dla potrzeb Zakładu Ubezpieczeń Społecznych mogli je otrzymywać właśnie od Kooperacji, która miała archiwum pod swoją opieką, za co otrzymała pieniądze.

Jak tłumaczył Mazur, bez jego wiedzy komornik wystawił na licytację dawny folwark. Kupiła go rodzina Kwitkowskich. W 2008 roku Kwitkowscy podzielili folwark i sprzedali nieruchomości po kawałku, bo tak było łatwiej i szybciej. Na stodołę skusił się Piotr Bednarz. Spisał z Kwitkowskimi akt notarialny. W dokumencie znalazło się ważne zapewnienie, że "przedmiotowa nieruchomość jest nieobciążona, wolna od praw i roszczeń osób trzecich i że nie zachodzą żadne okoliczności, ograniczające swobodę rozporządzania jej własnością".

- To daj mi klucze do stodoły - powiedział Piotr po zapłaceniu należności za działkę i budynek. - Jakie klucze? Wszystko jest otwarte - usłyszał. Kiedy poszedł do już swojej stodoły, zastał jednak zamknięte drzwi od północnej strony. Przez powybijane w oknach szyby na parterze zobaczył setki akt. To go przystopowało. Bo od znajomego prawnika usłyszał ostrzeżenie, żeby się nie dotykał tych dokumentów. Podlegały bowiem specjalnej ochronie, jako że zawierały dane osobowe. - Zresztą, jak się miałem dotykać, jak wszystko było zamknięte - mówi.

- Zabiłem okna deskami, żeby jakoś zabezpieczyć obiekt i nic tam nie ruszałem - zapewnia. O znalezisku powiadomił policję, ale - jak wspomina - policji nie było pilno zająć się archiwum. Dopiero kontakt z Państwowym Archiwum w Warszawie dał jakiś efekt. Po kilku ponagleniach przysłali delegata z Kielc, żeby obejrzał dokumenty. Potwierdziły się informacje, były to akta personalne pracowników upadłych spółek. Jakimś cudem udało się Piotrowi złapać kontakt ze Zbigniewem Mazurem, któremu dokumenty podlegały. Jednak był problem ze sprowadzeniem go na wspólne oględziny z pracownikami Państwowego Archiwum. Udało się to w końcu zrobić w kwietniu 2009 roku. Kontroli towarzyszyła policja, gdyby miało dojść do incydentu.

Ale Mazur ani myślał zabierać dokumentacji. Piotr Bednarz zainteresował sprawą poseł Renatę Butryn (wygłosiła w tej sprawie interpelację w Sejmie), w końcu złożył doniesienie do prokuratury. Efekt był taki, że po kontroli urzędników z Archiwów Państwowych, akta związane z działalnością Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i tarnobrzeskiej Socjaldemokracji Rzeczpospolitej Polskiej przejął Instytut Pamięci Narodowej i trafiły do składnicy akt do Sandomierza. Dopiero w grudniu 2009 roku Mazur, dociśnięty przez prokuratora, wziął ze stodoły akta personalne. Od tej pory Piotr Bednarz mógł się poczuć prawdziwym właścicielem stodoły i rozwinął tam biznes razem z synem.

Akta Mazur przewiózł do garażu stojącego na posesji przy ulicy Sienkiewicza w Stalowej Woli. Był współwłaścicielem piętrowego domu z garażem. W 2011 roku sąd na skutek postępowania spadkowego zniósł współwłasność i przyznał Małgorzacie Studniarz - bratanicy Mazura, w całości prawo wieczystego użytkowania posesji. Mazur został spłacony i zobowiązany do opuszczenia posiadłości w ciągu miesiąca. A że się ociągał z opuszczeniem domu, nieruchomość została odebrana Mazurowi na skutek komorniczej egzekucji. Jednak kiedy komornik wszedł do garażu i zobaczył akta pracownicze, opieczętował drzwi i wstrzymał usunięcie dokumentacji. Jako komornik nie miał prawa zajmować się „ruchomościami” jakimi są akta.

Komornik skierował do sądu wniosek o złożenie do depozytu akt leżących w garażu. Jednak sąd oddalił wniosek. Przy okazji wyszło na jaw, że właścicielem nieruchomości jest nie Zbigniew Mazur tylko jego brat na podstawie umowy z 2012 roku. Komornik powiadomiła więc prokuraturę w sprawie uszkodzenia przez Zbigniewa Mazura akt osobowych oraz dokumentacji pracowniczej. Jednak prokuratura we wrześniu 2016 roku odmówiła wszczęcia dochodzenia wobec „braku znamion czynu zabronionego”.

Czas leciał i okazało się, że właściciel Spółdzielni Kooperacja nie dopełnił formalności i nie dokonał wpisu spółdzielni do Krajowego Rejestru Sądowego do końca 2015 roku, co automatycznie doprowadziło do wykreślenia Kooperacji z sądowego rejestru spółdzielni. Kooperacja jako przechowawca dokumentacji, utraciła więc byt prawny. Od tej pory nie ma kogo pociągnąć do odpowiedzialności za porzucone akta.

- Zgłaszają się do mnie zrozpaczeni ludzie, którzy mają do mnie pretensje, że nie udostępniam im akt, przez co nie mogą w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych wykazać okresu zatrudnienia. Ten stan trwa od blisko czterech lat - ubolewa Małgorzata Studniarz, którą też pokarało i nie może korzystać z połowy pomieszczeń gospodarczych.

Nie pomogła nawet interwencja u marszałka podkarpackiego. Kobieta złożyła skargę do Generalnego Inspektora Danych Osobowych. I nic. Temat nieco się ruszył, kiedy w lutym sprawą zainteresowany został Naczelny Dyrektor Archiwów Państwowych w Warszawie. Zlecił ekspertyzę porzuconej przez Kooperację dokumentacji Archiwum Państwowemu w Kielcach. - Dopiero po otrzymaniu niezbędnych informacji dokonam rozstrzygnięcia - zapowiedział dyrektor z warszawskiej centrali. Ale zastrzegł, że dokumentacja osobowa i płacowa podlega jedynie czasowemu przechowywaniu, tym samym nie stanowi materiałów archiwalnych.

I rzeczywiście przed tygodniem na posiadłości Małgorzaty Studniarz pojawiła się komornik, która otwarła zapieczętowane pomieszczenie, a inspektorzy z Kielc spisali jakie dokumenty tam się znajdują. Być może nawet byli to ci sami, którzy spisywali akta w 2009 roku w stodole w Zbydniowie.

Na razie zaległa cisza. A w tej głuchej ciszy ocenić można niemoc urzędników państwowych i organów stojących na straży porządku prawnego. Spróbowaliśmy się skontaktować ze Zbigniewem Mazurem. Jednak po pierwszym telefonie kontaktowym więcej już telefonów od nas nie odbierał.

Naczelny Dyrektor Archiwów Państwowych może wydać decyzję nakazującą złożenie dokumentacji osobowej i płacowej zgromadzonej przez przedsiębiorcę (przechowawcę) na podstawie umów cywilnoprawnych na odpłatne przechowywanie we wskazanym archiwum państwowym, jeśli przedsiębiorca został wykreślony z Krajowego Rejestru Sądowego, a ponadto istnieje zagrożenie zniszczenia zgromadzonej przez przedsiębiorcę dokumentacji, w szczególności na skutek oddziaływania czynników atmosferycznych lub bezprawnego działania osób trzecich, a brak jest podstaw prawnych do jej przekazania innemu podmiotowi do dalszego przechowywania. Podjęcie przez Naczelnego Dyrektora Archiwów Państwowych decyzji poprzedza postępowanie wyjaśniające, mające na celu ustalenie wytwórcy dokumentacji, stanu organizacyjno-prawnego podmiotu i - o ile to możliwe - okoliczności, w których doszło do porzucenia dokumentacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie