Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tylko krok od katastrofy

Sławomir CZWAl, Zdzisław Surowaniec
W Stanach mieszkańcy odgradzali wieś od wielkiej wody.
W Stanach mieszkańcy odgradzali wieś od wielkiej wody. Z. Surowaniec
Zalana droga na Maziarnię. Traktorami przewożeni byli ludzie, którzy musieli być ewakuowani.
Zalana droga na Maziarnię. Traktorami przewożeni byli ludzie, którzy musieli być ewakuowani. Z. Surowaniec

Zalana droga na Maziarnię. Traktorami przewożeni byli ludzie, którzy musieli być ewakuowani.
(fot. Z. Surowaniec)

Łęg - rzeka, w której latem brodzi się po kostki w wodzie, w piątek przed północą zaczęła rozlewać się szeroko po gminie Bojanów w powiecie stalowowolskim. Zalała kilkadziesiąt gospodarstw, podtopiła setkę obejść. Z zalanych terenów ewakuowano kilkadziesiąt ludzi i zwierząt. Tylko krok dzielił region od katastrofy, bo zapora na zalewie w Wilczej Woli, zasilanym przez Łęg, była na granicy wytrzymałości z powodu gwałtownego przyboru wody.

W Bojanowie Grzegorz Piekarz ratował swoim pontonem dobytek babci.
W Bojanowie Grzegorz Piekarz ratował swoim pontonem dobytek babci. Z. Surowaniec

W Bojanowie Grzegorz Piekarz ratował swoim pontonem dobytek babci.
(fot. Z. Surowaniec)

Taka woda w Bojanowie przed wojną

Tak wysoką wodę widziano w Bojanowie ostatni raz przed wojną. Wielu mieszkańców powtarza opinię, że katastrofalną falę wypuściły osoby nadzorujące zaporę w Wilczej Woli. - Nawet nas nie ostrzegli, tylko nocą spuścili wodę - powiedział starszy mężczyzna z Bojanowa.

- Nieprawda - zaprzecza kategorycznie stalowowolski starosta Bronisław Tofil. Starosta był w sobotę na miejscu i sprawdził. W zbiorniku w Wilczej Woli było tak dużo wody z roztopów, że do stanu krytycznego brakowało kilka centymetrów. W zaporze powstały tak wielkie naprężenia, że groziły katastrofalnym zniszczeniem betonowej konstrukcji. Zbiornik nie był w stanie pomieścić większej ilości wody. Woda przelewała się więc przez awaryjną śluzę, a że było jej dużo, wystąpiła z brzegów. Szeroko się rozlała i podtopiła co było na jej drodze - domy, pola, drogi. Fala szła od Wilczej Woli, zalewając po kolei wioski Spie, Laski, Bojanów, Stany, Kozły, Kołodzieje, Przyszów, Burdze.

Starosta Bronisław Tofil zwołał powiatowe centrum zarządzania kryzysowego. Do akcji pomocy włączyła się straż pożarna, zjechało wojsko z Niska i ochotnicze straże pożarne z Bojanowa i sąsiednich gmin. Sztab kryzysowy powołał wójt gminy Zygmunt Grzywacz. Do pomocy powodzianom przybyły rodziny z okolic gminy. Strażacy używali profesjonalnych łodzi do przewożenia ludzi i zabezpieczania majątku, ludzie pływali także na czym mogli, na przykład na pontonach.

- Przyjechałem pomóc babci. Zabezpieczamy przed zalaniem odzież, sprzęt elektroniczny, meble i co się da - powiedział 20-letni Grzegorz Piekarz.

Woda rosła do godzin popołudniowych w sobotę. Mieszkańcy zwozili piasek, napełniali nim worki, układali zapory, żeby zabezpieczyć domy we wsi. - Ratujemy co możemy - usłyszeliśmy od wójta Grzywacza. Jednak dla ewakuowanych nie trzeba było organizować specjalnych miejsc noclegowych. Osoby z zalanych gospodarstw przyjęte zostały przez innych mieszkańców.

72-letni Józef Kozioł ocenił, że tak wielkiej wody dawno nie było. Przypomniał jednak, że przed wojną było olbrzymie oberwanie chmury i Łęg tak wylał, że tu gdzie dziś stoi suchą nogą na brzegu rozlewiska, wody było po brzuch - pokazuje ręką.

Pod wieczór w sobotę powódź zaczęła się wolno cofać. Wczoraj w południe poziom wody opadł już o trzydzieści centymetrów. Jak nam powiedział wójt Grzywacz, rozpoczęło się wypompowywanie wody z piwnic podtopionych domów. - Sytuacja jest opanowana, już nic gorszego nie powinno się wydarzyć - stwierdził wójt.

Żniwo Jeżówki

Jak już informowaliśmy w sobotę, wylewająca się woda z koryta rzeki Jeżówka rozpoczęła swoje niszczące żniwo w powiecie niżańskim w piątkowy ranek, gdzie mały potok zamienił się w rwącą rzeką. Woda rozlała się do 500 metrów od jej koryta wdzierając się do ponad 100 domów i zalewając około 1500 hektarów, a w akcji przeciwpowodziowej brało udział ponad 80 strażaków. Fala kulminacyjna przeszła przez Jeżowe w piątek nad ranem i na szczęście obeszło się bez ewakuacji zagrożonych gospodarstw. Od tamtej pory woda stopniowo zaczęła opadać, a strażacy wzięli się do wypompowywania jej z zalanych piwnic i domów.

Po zagrożeniu powodziowym w gminie Jeżowe następnym miastem, który stanął na drodze wysokiej fali był Rudnik nad Sanem. Tam wylała Stróża oraz podtopione zostały budynki gospodarcze w okolicy Domu Dziecka. Niebezpieczna sytuacja była również w obrębie ulicy Kopernika, gdzie woda wdarła się na kilka posesji mieszkańców.

Wraz ze wzrostem poziomu wód w mniejszych rzekach wzrastało zagrożenie, jakie niósł San. W piątek stan jego wynosił 320 centymetrów, a już w sobotę przekroczył stan alarmowy, czyli ponad 5 metrów i starosta niżański ogłosił alarm powodziowy dla gminy Krzeszów, Rudnik nad Sanem, Ulanów i Nisko.

- W niedzielny poranek wysokość wody na Sanie ustabilizowała się i wynosiła 540 centymetrów w Zarzeczu wyjaśniał Jan Sułkowski, naczelnik Wydziału Zarządzania Kryzysowego w powiecie niżańskim. Na razie przyboru wody nie ma, a jeśli są, to bardzo małe. Na terenie powiatu zalane zostały łąki i nieużytki. Graniczną wartością będzie wysokość 6 metrów na Sanie i wówczas woda może podchodzić do posesji w Nisku na Malcach oraz Kępie Rudnickiej.

San przekroczył stan alarmowy

Także San przekroczył stan alarmowy. Alarm powodziowy ogłoszony został w gminach Stalowa Wola, Pysznica, Zaleszany i Radomyśl. Powstały tam tylko rozlewiska i nie doszło do takich zniszczeń, jakie nawiedziły Bojanów. Jednak fala kulminacyjna na Sanie spodziewana była wczoraj około północy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie