Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cała rodzina zatruta czadem

Zdzisław Surowaniec
Dyspozytor pogotowia ratunkowego wysłał w sobotę cztery karetki pogotowia do jednej rodziny.
Dyspozytor pogotowia ratunkowego wysłał w sobotę cztery karetki pogotowia do jednej rodziny. Z. Surowaniec
To cud, że rodzina w Rzeczycy Długiej przeżyła niebezpieczne stężenie czadu. Poszkodowani odzyskują siły.

Śmierć otarła się o dom w Rzeczycy Długiej koło Stalowej Woli. Mało brakowało, a życie straciłaby cała rodzina. Przez długi czas nikt się nie zorientował, że w mieszkaniu roznosi się śmiercionośny czad. Aż ludzie zaczęli mdleć...

Dom graniczy z działką, na której stoi kościół pod wezwaniem św. Wojciecha. Być może to wstawiennictwo tego właśnie świętego sprawiło, że nie doszło do najgorszego. Bo to cud, że niezwykle trujący i podstępny gaz, wywołujący uśpienie i tak zwaną "cichą śmierć", nie wytruł rodziny.

NIKT NIC NIE WIE

Dziennikarskie ustalenie co się wydarzyło było trudne. Rodzina odmówiła wypowiedzi, lekarze nie chcieli nic powiedzieć na temat stanu zdrowia poszkodowanych. We wsi tylko jedna czy dwie osoby wiedziały co się stało, ale nie byli rozmowni. Domem zaopiekowała się znajoma rodziny, ale tylko machała ręką od drzwi na znak, że nie życzy sobie rozmawiać. Nawet ksiądz proboszcz, choć mieszka po sąsiedzku, zapewniał, że wie tyle, ile usłyszał od innych, a usłyszał niewiele więcej niż jest w komunikacie policji i prosi, aby nie cytować niczego, co mówił.
Niezwykle oszczędna w udzielaniu informacji była policja. Nawet w niedzielę w południe dyżurny na komendzie policji w Stalowej Woli nie zająknął się, że doszło do takiego zdarzenia.

SZYBKA POMOC

Skarbnicą informacji była dyżurna pogotowia ratunkowego i straż pożarna. Jak się okazało, koło godziny dziewiątej trzydzieści rano w sobotę dziesięcioletnia dziewczynka dostała drgawek. Starsza kobieta, która jest babką dziecka, wezwała pogotowie. Szybka pomoc uratowała dziecku życie i odzyskało siły w szpitalu.

W domu zostało starsze małżeństwo i ich córka. Nie przypuszczali, że za kilka godzin znajdą się w szpitalu. Po południu, po godzinie szesnastej prawdopodobnie do domu przyjechali znajomi rodziny. Kiedy weszli do środka, zobaczyli leżących na podłodze trójkę domowników. Powiadomili policję, a policja wezwała pogotowie ratunkowe. Przyjechały trzy karetki. Dwie kobiety trafiły najpierw pod maski tlenowe na oddział wewnętrzny szpitala, a potem leżały pod kroplówkami. Mężczyzna, którego stan był najcięższy, trafił na oddział intensywnej opieki medycznej.

NIE BYŁO NIC CZUĆ

Powtórka z omdlenia to był sygnał, że w domu dzieje się coś niedobrego, czego nikt nie podejrzewał. Że w domu, gdzie do ogrzewania używany jest gaz, ulatnia się czad, powstający z niepełnego spalania łatwopalnych substancji.

Wezwani strażacy sprawdzili stężenie tlenku węgla, którego obecności do tej pory nikt nie podejrzewał. W już wywietrzonym domu stężenie tej śmiercionośnej substancji wyniosło 202 ppm. - To niskie stężenie, którzy którym po godzinie występuje lekki ból głowy - powiedział oficer dyżurny starszy ogniomistrz Przemysław Wilk. Szacuje, że wcześniej musiało go być znacznie więcej.

Tajemnicę powstawania czadu i ulatniania się go mają teraz wyjaśnić specjaliści. Być może to wina wadliwej i nieszczelnej instalacji lub braku wentylacji. Najważniejszej jest jednak to, że nie doszło do tragedii, że rodzina przeżyła najazd "cichej śmierci".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie