Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Stalowej Woli hutnicy strajkowali

Zdzisław Surowaniec
Pracownicy huty zamknęli na dwie godziny bramy wjazdowe do zakładu i nikogo nie wpuszczali.
Pracownicy huty zamknęli na dwie godziny bramy wjazdowe do zakładu i nikogo nie wpuszczali. Z. Surowaniec
W piątek w Hucie Stalowa Wola pracownicy przeprowadzili dwugodzinny protest. Nie obyło się bez incydentów.

Właściciel kuźni próbował staranować zamkniętą bramę wjazdową.
Od godziny 9 do 11 strajkowali w piątek pracownicy w Hucie Stalowa Wola. Robotnicy zablokowali bramy. W ten sposób domagali się podwyżki wynagrodzenia.
Konflikt eksplodował, kiedy związkowcy, mający poparcie załogi, zażądali podwyżki płac o 300 złotych. Od prezesa dostali obietnicę dwa razy mniejszego wzrostu płac. - To są warunki nie do przyjęcia - powiedział w imieniu komitetu strajkowego szef hutniczej Solidarności Henryk Szostak. Strajk był legalny.

BEZ RUCHU

O godzinie 9 stanęły maszyny na wydziałach zakładu, ustał transport. Huta wyglądała jak wymarła. Obok ochroniarzy przy bramach pojawili związkowcy z czterech central. Nie przepuszczali aut, przez bramy zakładu można było jedynie przejść pieszo.

Przy bramie numer 4, zwanej transportową, ustawił się długi sznur pojazdów ciężarowych. Przypominało to obrazki, jakie nadawała telewizja ze wschodniej granicy podczas protestu celników. Właśnie tu doszło do ostrego sporu.
Pół godziny od rozpoczęcia strajku do bramy okupowanej przez 30 osób podjechał luksusowy czarny nissan murano. Z okna wychylił się siedzący za kierownicą Lesław Kwitkowski i zażądał przepuszczenia go, bo chciał dojechać do kuźni i odlewni, której jest właścicielem. Kuźnia znajduje się na terenie huty i nie ma jeszcze do niej wjazdu z ominięciem bramy zakładu.

- Powołałem się na decyzję o strajku i powiedziałem, że wjazd będzie możliwy o godzinie 11 - wspomina Krzysztof Borek, który stał najbliżej bramy. Pracownicy opowiadają jeden przez drugiego, co się potem stało. Kwitkowski wyskoczył z auta i zdarł z bramy kartkę z informacją o strajku - relacjonują.

WYZYWAŁ OD NIEROBÓW

- Wyzywał nas od nierobów - skarży się Borek, a inni potakują, że tak właśnie Kwitkowski krzyczał. - Straszył nas, że pojedynczo nas załatwi - stwierdza jeden z mężczyzn.

- W pewnej chwili - opowiada Borek - Kwitkowski wsiadł do nissana i wjechał nim w bramę. Auto maską otarło się o siatkę i wybrzuszyło ją. Uderzenie było na tyle silne, że puścił skobel w bramie. Ja bym nawet swoim "maluchem" nie wjechał, bo bym się bał go uszkodzić, a on takim autem taranował bramę - opowiada jeden ze strajkujących.

Dalej kontynuuje kobieta: - Wyskoczył z auta, szarpnął bramą, jakby chciał nią uderzyć w auto. Ale bramę przytrzymał jedne ze związkowców Solidarności. Krzyczał, że mu zniszczyliśmy samochód, wskazał na mnie, bo byłam blisko. Taki mi zrobił prezent na 8 marca.

Potem - zapewniają - Kwitkowski kazał staranować bramę ciężarowemu KIA, które przy nim jechało. Wtedy strajkujący stanęli ciasno grupą, a jeden z nich krzyknął: "To spróbuj przejechać po nas!". Kierowca skapitulował.

KAMERA NAGRAŁA

Ludzie widzieli jak Kwitkowski wyciągnął telefon komórkowy. Odnieśli wrażenie, że dzwoni na policję, bo krzyknął: "Przyślij mi tu radiowóz, bo nieroby blokują bramę!". I wkrótce pojawiła się policja. Funkcjonariusze obejrzeli lekko zarysowane auto i odjechali. Kwitkowski zadzwonił po sekretarkę, a kiedy przyjechała, odjechał z nią. - Wszystko jest nagrane - pokazują strajkujący na kamerę przy strażnicy.

- Takiej arogancji jeszcze w życiu nie widziałem - skomentował starszy wiekiem pracownik. - Potraktował nas jak zużytą miotłę. Wie, że po tylu latach pracy nie mamy gdzie pójść, bo przepracowaliśmy tu całe życie - żali się.

- Tak, to wszystko prawda - potwierdza wydarzenia przy bramie szef hutniczej Solidarności Henryk Szostak, który został wezwany do incydentu. - To była prowokacja. Podamy pana Kwitkowskiego do sądu za obrazę i poniżenie godności osobistej, za wyzywanie nas od oszołomów i nierobów - zapowiedział.
PONIÓSŁ STRATY

Lesław Kwitkowski zaprzecza, że obrażał ludzi, zapewnia, że nic nikomu nie mówił. Relacje strajkujących nazywa pomówieniem. - Naruszone zostało moje prawo do swobodnego poruszania się. Pracownicy w moim zakładzie nie strajkowali. Tymczasem transport z surowcami dla mojej kuźni i odlewni miał stać dwie godziny. Musiałem wstrzymać pracę pieców, co naraziło mnie na straty - ubolewa.

- Mój klient z Niemiec śmiał się ze mnie, że jak może robić ze mną interesy, kiedy nie mogę wjechać do mojego zakładu - mówi Kwitkowski. Zapowiedział, że za straty, jakie poniósł, a które właśnie oblicza, poda do sądu związkowców i zarząd huty, który nie zapewnił mu wjazdu.

Na bramie numer 1 zatrzymane zostało auto właściciela ciągarni i sprężynowni Tomasza Ćwierza. - Ale właśnie jadę na rozmowy na temat podwyżek - powiedział zdenerwowany do pracownika, który mu tłumaczył że jest strajk. Po telefonie do szefa Solidarności dostał zgodę na wjazd.

Oprócz tego strajk przebiegł spokojnie, w leniwej atmosferze. Do zakładu bezproblemowy wjazd mieli dziennikarze prasowi i telewizyjni.

CORAZ WIĘCEJ PRACY

W hali montażowej ładowarek i ciągników szef zakładowej Solidarności Krzysztof Lipski mówi, że do tej pory montowali 15 ładowarek miesięcznie, teraz już 30, a w połowie roku mają zamówienia na 50 ładowarek. - Zarząd inwestuje w kupno nowych maszyn do produkcji, a nie w ludzi - narzeka. Żali się także grupa robotników, którzy strajk przesiedzieli w kantorku. - Jestem wytaczarzem, mam 35 lat pracy i zarabiam 2100 złotych brutto - wylicza najstarszy z nich.

- Frekwencja strajkujących była bardzo wysoka. W niektórych zakładach na produkcji strajkowali wszyscy. Trochę mniej strajkowało w biurach - ocenił szef Solidarności Henryk Szostak. Zapowiedział kolejne rozmowy z zarządem huty. - Kolejne spotkanie będzie w środę i wtedy zobaczymy, co dalej - stwierdził.

- Rozpoczęliśmy liczenie strat - powiedział rzecznik prasowy huty Zbigniew Nita. - Będą one trudne do odrobienia - zapewnił. Mam nadzieję, że do kolejnych strajków nie dojdzie. Jednak zarząd nie da na płace więcej niż obiecał do tej pory. Związki zawodowe muszą ustąpić i zmniejszyć swoje żądania, a nie przedstawiać te same postulaty płacowe w coraz to innym opakowaniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie