- Zadzwonił do mnie Mariusz i zapytał czy wiem, że Krzysiek nie żyje. Co ty pleciesz, powiedziałam mu. A on w niebogłosy rozpłakał się do słuchawki - opowiada 75-letnia Zofia Trójniak, matka zabitego mężczyzny.
- Przyszedł do mnie rano, przyniósł trzy róże na Dzień Kobiet i poszedł - wspomina matka zmarłego syna. Potem jeszcze widziała go na podwórku, jak rozmawiał z kolegą. To był ostatni raz, kiedy widziała go żywego.
Kolega zamordowanego mówi że ten przyszedł do niego, pomógł mu w montowaniu półek, potem poszedłem z kwiatami dla swojej teściowej, żony i córki.
MIEJSCE TRAGEDII
Po południu osiedle koszarowych bloków przy ulicy Siedlanowskiego w Stalowej Woli stało się miejscem dramatycznych wydarzeń. Niedaleko domu, gdzie się wychował i gdzie mieszkała jego matka, Krzysztof został zasztyletowany.
Było jeszcze jasno, dochodziła godzina szesnasta, kiedy doszło do tragedii. W grupie młodych mężczyzn eksplodował ostry konflikt. W ruch poszły pięści. Prawdopodobnie Krzysztof zwarł się z dziewiętnastolatkiem. Jak się dowiedzieliśmy w trakcie szamotaniny został ugodzony nożem przynajmniej dwa razy. Rany okazały się śmiertelne. Krzysztof nie od razu zmarł, jeszcze w szpitalu można było z nim porozmawiać. Operacji jednak nie przeżył.
- Dostałem telefon, że mąż jest w szpitalu - opowiada zapłakana, zdruzgotana Sylwia Trojniak, kiedy siedzimy w jej domu przy ulicy Poniatowskiego. Pobiegła do szpitala, Krzysztof był operowany. Wkrótce do jej koleżanki podszedł policjant i poprosił, żeby jej powiedziała, że mąż nie żyje.
JAK KOMANDOSI
Na miejscu tragedii pojawiła się policja, z psami. Niektórzy mieszkańcy myśleli, że to brygada antyterrorystyczna. Psy złapały trop i zaprowadziły policjantów do mieszkania, gdzie przebywał dziewiętnastolatek. To on jest podejrzewany o zadanie śmiertelnych ciosów Krzysztofowi. Został zatrzymany razem z czterema innymi kolegami, którzy obserwowali bójkę. Wszyscy byli pijani, mieli po dwa promile w wydychanym powietrzu.
Dziewiętnastolatek mieszkał w domu z dziewczyną. Ma z nią roczne dziecko. Kolega zamordowanego Krzysztofa wspomina, że podejrzewany o morderstwo 19-latek dwa dni wcześniej wdał się w awanturę w pizzerii "Diablo". - Wyciągnął nóż i machał nim, przed jednym z klientów - opowiada.
Inny chłopak pamięta dziewiętnastolatka, jako raczej spokojnego. - Nigdy bym się po nim tego nie spodziewał, żeby kogoś zabił nożem - zapewnia. Ale kolejny zagadnięty przez nas mieszkaniec osiedla pamięta go jako człowieka, który był niespokojny, miał huśtawkę nastrojów.
CIOS W RODZINĘ
Śmierć Krzysztofa to dla jego rodziny ogromny cios. - Ciężko nam było, ale żyło się - snuje refleksję pani Sylwia, żona zamordowanego. Planowali wyjazd na wakacje. - Tamto osiedle przy Siedlanowskiego, to była jego dzielnica. Spotykał się tam z kolegami. Nigdy nic złego tam mu się nie stało - zapewnia pani Sylwia. W śmierć taty nie może uwierzyć dziewięcioletnia córka, mówi, że to nieprawda. Szesnastoletni syn już wie, że taty nigdy nie zobaczy.
W miejscu, gdzie doszło do tragedii leżą kwiaty, które Krzysztof miał dać żonie, teściowej i córce z okazji Dnia Kobiet.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?