Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć za spojrzenie?

Ewa Bożek
Tego samego dnia, kilka godzin po tym zdarzeniu, w miejscu, w którym Krzysztof padł nieprzytomny od ciosów nożem, zaświecono znicze.
Tego samego dnia, kilka godzin po tym zdarzeniu, w miejscu, w którym Krzysztof padł nieprzytomny od ciosów nożem, zaświecono znicze. Z. Surowaniec
W piątek rodzina i przyjaciele będą żegnać Krzysztofa ze Stalowej Woli, 33-latka, który zginął od śmiertelnych ciosów nożem, zadanych przez pijanego.

Jutro minie dokładnie tydzień od tragicznych wydarzeń, które rozegrały się w ostatnią sobotę około godziny 16 przed sklepem Żabka przy ulicy Siedlanowskiego w Stalowej Woli. Tragedia wstrząsnęła całym miastem.

Wstrząs był tym większy, że jeszcze wiele osób nie zapomniało o tragicznym zdarzeniu sprzed kilku miesięcy - brutalnym pobiciu we wrześniu ubiegłego roku 25-latka, który po kilku dniach zmarł w szpitalu.

WYSTARCZYŁO KILKA MINUT

Wszystko rozegrało się zaledwie w ciągu kilku minut. Zaczęło się od wymiany spojrzeń, zakończyło na szamotaninie i śmiertelnych ciosach nożem. Mężczyzna ugodzony nożem został przewieziony do szpitala. Zmarł na stole operacyjnym. Nadal trwa ustalanie przebiegu całego zdarzenia. Na razie wiadomo tylko tyle, że nieżyjący Krzysztof szedł do swojej matki, która mieszka na osiedlu przy Siedlanowskiego, z kwiatami z okazji Dnia Kobiet. Potem przechodził obok Żabki. Natrafił na grupę stojących w tym miejscu pięciu pijanych, młodych mężczyzn.

WIELE NIEWIADOMYCH

Na odpowiedź, jak doszło do tego, że dwudziestoletni mężczyzna wyciągnął nóż i ugodził nim trzydziestotrzylatka, będziemy musieli jeszcze poczekać.
- Powody trwającej kilka minut szamotaniny nie są jeszcze znane - potwierdza prokurator Bogdan Gunia z Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli.

Kluczowy świadek, który widział przebieg zdarzeń, nie słyszał i nie potrafi potwierdzić, czy doszło między ofiarą a sprawcą do słownej sprzeczki, która dałaby początek tym tragicznym zdarzeniom.
Policja przyznaje, że przesłuchani koledzy mężczyzny uderzającego nożem, którzy z nim stali, nie wnieśli do sprawy niczego nowego.
- Trudno opierać się na zeznaniach osób, które miały wtedy powyżej dwóch promili alkoholu w organizmie - mówi Lucjan Maczkowski, zastępca komendanta stalowowolskiej policji.

Sprawca, podobnie jak koledzy, nie potrafi dokładnie odtworzyć z pamięci tego, co wydarzyło się przed sklepem. Miał prawie 3 promile alkoholu w organizmie. Dzień wcześniej świętował swoje 20. urodziny, które także były zakrapiane alkoholem.
Jak powiedział w prokuraturze, nie wie, dlaczego wyciągnął z kieszeni nóż, ale pamięta, że zadał ciosy.

- Podczas przesłuchania przyznał się, że zadał uderzenia nożem - wyjaśnia Gunia.
Potwierdza, że podejrzany na przesłuchaniu nie wypowiedział słów, że żałuje tego, co zrobił.

TUŻ PO ZABÓJSTWIE

Chwilę po wymierzeniu ciosów sprawca ukrył się w mieszkaniu brata swojej konkubiny. Wiedział, że policja będzie go szukać.
To dyżurni w pogotowiu poinformowali policję, że trafił do nich mężczyzna z ranami po ciosach nożem. Do akcji wkroczyła brygada antyterrorystyczna z Rzeszowa, która przyjechała do nas tego dnia zabezpieczać mecz Stali Stalowa Wola z Pelikanem Łowicz.

- Od momentu powiadomienia o zdarzeniu do czasu schwytania podejrzanego Tomasza S. minęło pół godziny - informuje Lucjan Maczkowski. - Znaleźliśmy go w mieszkaniu brata jego konkubiny. Był zaskoczony, że dotarliśmy do niego tak szybko - przyznaje. - Był sam, a podczas zatrzymania nie stawiał oporu - dodaje. - Tam również znaleźliśmy nóż typu motylkowego, z 15-centymetrowym ostrzem. Podejrzewamy, że być może tym narzędziem ugodził zmarłego - wyjaśnia.

Prokuratura zleciła sekcję zwłok i badanie krwi nieżyjącego trzydziestotrzylatka. Jej wyniki będą znane za kilkanaście dni.
Tomasz S. jest tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Prokuratura nie wyklucza, że zleci obserwację psychologiczną podejrzanego. Za zabójstwo może grozić mu nawet dożywocie.

Mężczyzna mieszkał z dziewczyną i rocznym dzieckiem. Nie uczył się i nie pracował. Był na utrzymaniu rodziców. Osoby, które znają go z osiedla, maja podzielone zdania na jego temat. - Nigdy bym się po nim tego nie spodziewał, żeby kogoś zabił nożem - usłyszeliśmy od jednej. Ale kolejny zagadnięty przez nas mieszkaniec osiedla pamięta go jako człowieka, który był niespokojny, miał huśtawki nastrojów.

ŻONA, DZIECI I KWIATY

Nieżyjący Krzysztof był żonaty, miał dwójkę dzieci, 16-letniego syna i dziewięcioletnią córkę.
Jego matka widziała go po raz ostatni w sobotę rano, kiedy przyniósł jej z okazji Dnia Kobiet trzy róże. Do córki i żony nie zdążył już z kwiatami…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie