Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blok w ogniu w Stalowej Woli

Ewa Bożek
Mieszkanie, w którym wybuchł pożar jest doszczętnie spalone. Odpadły tynki ze ścian, popękały szyby w oknach.
Mieszkanie, w którym wybuchł pożar jest doszczętnie spalone. Odpadły tynki ze ścian, popękały szyby w oknach. E. Bożek
Trzy osoby w szpitalu i 50 ewakuowanych lokatorów to wynik pożaru przy ulicy Poniatowskiego w Stalowej Woli.

W piątek tuż po godzinie 4 nad ranem ogień pojawił się w jednym z mieszkań na parterze w bloku przy ulicy Poniatowskiego 15 w Stalowej Woli. Straż pożarna ewakuowała 50 osób. Trzy z podejrzeniem zatrucia, w tym jedna z poparzeniami trafiły do szpitala.

Mieszkanie, gdzie prawdopodobnie od uszkodzonej instalacji elektrycznej rozniecił się ogień spłonęło doszczętnie. Przez kilka godzin usuwano to, co spłonęło w mieszkaniu. Dym z pożaru osmolił całą klatkę schodową i drzwi sąsiadów. Ze ścian odpadały tynki. Lokatorzy skarżyli się na ból i zawroty głowy.

WALENIE W DRZWI

Mieszkańcy bloku przeżyli chwile grozy. Tuż po godzinie 4 nad ranem, ktoś zaczął walić pięściami do drzwi i krzyczeć, żeby uciekać i dzwonić po straż, bo się pali.
- Kiedy otworzyłam drzwi do mieszkania uderzyła mnie fala czarnego, duszącego dymu - mówi Anna Mazur. - Nie zastanawialiśmy się, razem z mężem i trojką dzieci zaczęliśmy wyskakiwać przez okno - dodaje. - Zaraz potem zadzwoniłam po straż.
Ogień zapalił się w jednym z mieszkań właśnie na parterze. To młody mężczyzna, u którego zaczęło się palić, wybiegł na korytarz i zaczął alarmować o ogniu. Na miejscu pojawiła się straż pożarna. Z bloku ewakuowano 50 osób. Trzy osoby zabrano do szpitala. Dwie dziewczynki z podejrzeniem zatrucia na żądanie matki wypuszczono z lecznicy.

Mężczyzna, który tej nocy przebywał w mieszkaniu, gdzie pojawił się ogień trafił na oddział chirurgiczny. Ma poparzoną stopę i rękę. Po zaopatrzeniu został wypisany.

W MIESZKANIU U SIOSTRY

Mieszkanie, w którym przebywał ostatniej nocy należy do jego siostry. Ona z 3,5-letnim dzieckiem była u swojej mamy.

- Jak wynika z jego relacji, przyszedł on do mieszkania około 3 nad ranem. Był do tego czasu w kręgielni. Nie chciał budzić rodziny i dlatego poszedł do pustego mieszkania siostry - informuje Andrzej Walczyna, rzecznik prasowy stalowowolskiej policji. - Włączył czajnik elektryczny z wodą na herbatę i poszedł do łazienki, żeby się wykąpać. Po chwili poczuł swąd spalenizny. Otworzył drzwi i zobaczył w kuchni półtorametrowej wysokości słup ognia - dodaje.

WEZWAĆ STRAŻAKÓW

22-latek sam próbował ugasić pożar, ale kiedy ogień zaczął się błyskawicznie rozprzestrzeniać, wybiegł na klatkę, zaczął walić w drzwi sąsiadów i krzyczeć, że się pali. Do Straży Pożarnej zadzwoniła sąsiadka. Po chwili na miejscu byli strażacy.
- Cała klatka była bardzo zadymiona, dlatego postanowiliśmy ewakuować wszystkich lokatorów - mówi Krzysztof Żywczyk, zastępca komendanta stalowowolskiej straży pożarnej. - Po przewietrzeniu całej klatki pozwoliliśmy wszystkim wracać do domów - dodaje.

W akcji brało udział 16 strażaków oraz 10 osób z pogotowia, które na miejscu sprawdzały stan zdrowia lokatorów.

Jak poinformował nas Adam Świderki, administrator budynku, naprawianie szkód po pożarze potrwa na pewno około miesiąca.
- Choć zdajemy sobie sprawę, że swąd po pożarze będzie długo czuć - mówi Świderski.

Policja wstępnie ustaliła, że przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej. Mężczyzna, który przebywał w mieszkaniu, gdzie wybuchł pożar, dmuchał w alkomat. Miał znikomą zawartość, bo 0,2 miligrama alkoholu w organizmie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie