Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziewczyna upośledzona umysłowo trafiła do aresztu

Zdzisław Surowaniec
Patrycja ze swoim telefonem. Zdjęcie zrobione dzień przed kradzieżą.
Patrycja ze swoim telefonem. Zdjęcie zrobione dzień przed kradzieżą. Z. Surowaniec
Dziewczyna upośledzona umysłowo okradziona z telefonu, zagrożona molestowaniem trafiła do aresztu. Bo siłą chciała odzyskać telefon.

Od kupna telefonu komórkowego życie lekko upośledzonej psychicznie Patrycji zamieniło się w koszmar. Miało być lepiej, chciała przez telefon kontaktować się ze swoim bratem, ale szczęście ominęło ją szerokim łukiem. Dziewczyna trafiła za kratki. Siedzi w areszcie w Nisku.

O Patrycji, osiemnastoletniej dziewczynie, która jest uczestnikiem Warsztatów Terapii Zajęciowej w Stalowej Woli, pisaliśmy przed dwoma miesiącami. W salonie telefonii komórkowej kupiła w promocji telefon. Skusiła się na informację, że można mieć aparat za złotówkę. Zabrakło jej wyobraźni, że musi płacić miesięcznie 50 zł za abonament i za rozmowy. A żyła z zasiłku opiekuńczego. To zaledwie 150 zł miesięcznie, które miało jej wystarczyć na jedzenie i ubranie.

DZWONIĆ DO BRATA

Dziewczyna ma trudną sytuację rodzinną. Nie chce mieszkać z rodzicami w domu, gdzie są przemoc i alkohol. Kocha brata i chciała być z nim w stałym kontakcie. Dlatego kupiła telefon. Mieszka u koleżanki i chciała o każdej porze dnia i nocy zadzwonić do brata.

Kiedy w Warsztatach Terapii Zajęciowej opiekująca się dziewczyną psycholog Anna Rędzia i kierownik Ewa Ziajka dowiedziały się jaki prezent sprawiła sobie Patrycja, ręce im opadły. Dziewczyna podpisała umowę, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji.

- Kiedy Patrycja ma coś przeczytać, musi być wokół niej spokojnie. Czyta bardzo wolno, w okularach. Kiedy kupowała telefon, nie miała okularów, bo się wstydzi w nich chodzić. Dostała umowę trudną do zrozumienia nawet dla sprawnego człowieka, napisaną drobnymi literami. I podpisała wszystko, co jej dali do podpisania - ubolewa psycholog.

NIE STAĆ JEJ NA "KOMÓRKĘ"

Psycholog próbowała nakłonić operatora telefonii komórkowej do zgody na zerwanie umowy z dziewczyną bez bolesnych konsekwencji finansowych. Bo Patrycja dała sobie jednak przegadać, że nie stać jej na telefon.

W obronę wziął Patrycję Leszek Bednarz ze stalowowolskiego Klubu Federacji Konsumentów. Przekazał pocieszającą informację. W kodeksie cywilnym jest artykuł 82, który stwierdza: "Nieważne jest oświadczenie woli przez osobę, która z jakichkolwiek powodów znajdowała się w stanie wyłączającym świadome albo swobodne powzięcie decyzji i wyrażenie woli. Dotyczy to w szczególności choroby psychicznej, niedorozwoju umysłowego albo innego, chociażby nawet przemijającego zaburzenia czynności psychicznych".

Nawet rzecznik prasowy operatora telefonii komórkowej obiecał zrozumienie dla tej szczególnej sytuacji. Poradził, aby kierowniczka warsztatów skierowała do niej podpisane przez Patrycję podanie o anulowanie umowy i dołączyła opinie lekarzy o jej upośledzeniu umysłowym. Warunek był również taki, aby telefon nie był używany.

NOGI IM PODCIĘŁO

Nagle wszystko się zawaliło i z oddaniem telefonu nic nie wyszło. Patrycja przekazała opiekunom na warsztatach wiadomość, od której nie tylko po raz kolejny ręce im opadły, ale i nogi im podcięło. Telefon ukradł jej pewien starszy mężczyzna. Przyszedł do jej ojca, który właśnie wyszedł z więzienia. Próbował ją obłapywać, dobierał się do niej. Kiedy się broniła, zabrał jej telefon i powiedział, że odda jej "komórkę", kiedy ona się z nim prześpi. Jednak powiedziała nie. Wtedy tamten wyszedł z telefonem.

- Patrycja nie zgłosiła tego faktu na policję. Bała się, że policja jej nie uwierzy. Ma mowę trudną do zrozumienia. Z patologicznego domu, gdzie ciągle były interwencje policji, wyniosła przekonanie, że policja nie weźmie jej strony - uważa psycholog.

Psycholog szybko zgłosiła operatorowi telefonii fakt kradzieży telefonu, żeby zablokować kartę, żeby dziewczyna nie musiała płacić za czyjeś rozmowy.
Ale jak się okazało, Patrycja postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Namówiła dwóch znajomych w wieku 34 i 28 lat i wieczorem poszli do faceta, który - jak twierdzi - ukradł jej telefon.

TRÓJKA NAPASTNIKÓW

Kiedy 53-letni mężczyzna o godzinie 21.40 usłyszał pukanie do drzwi, otworzył je. W drzwiach zobaczył trzy młode osoby - dwóch mężczyzn i Patrycję. - Jeden mężczyzna był wysoki i szeroki w barach. Rzucił się na mnie i przytrzymał, wyrywałem się, podrapał mi rękę i nogę - opowiadał.

Napastnicy splądrowali jednopokojowe mieszkanie i zabrali facetowi 90 złotych. Właściciel mieszkania pamięta, że to Patrycja sięgnęła do kieszeni jego spodni leżących na fotelu i stamtąd wyciągnęła forsę. - Krzyczałem "ratunku!". Ale wybiegli. Sąsiad wyszedł na klatkę schodową, ale było już po wszystkim - powiedział nam napadnięty mężczyzna.

Pokrzywdzony znał z widzenia dwoje bandziorów. Policjanci wpadli na ich trop. Błyskawicznie zatrzymano Patrycję i 28-letniego mężczyznę, a po trzech dniach trzeciego uczestnika napadu - 34-latka.

Patrycja, która dopuściła się kradzieży, została aresztowana na trzy miesiące. Sąd pozostawił na wolności jej kompanów. Usłyszała, że za przestępstwo rozboju grozi kara pozbawienia wolności od lat 2 do 12. Dostała obrońcę z urzędu.

PŁACZE W ARESZCIE

- Ona bardzo źle znosi pobyt w areszcie. Kiedy do niej przyszłam, wtuliła się we mnie i płakała - wspomina Anna Rędzia.

Na sugestię biorących ją w obronę osób, że dziewczyna jest niepoczytalna, że z ofiary robi się z niej sprawcę przestępstwa, prokuratura zleciła biegłym psychiatrom przebadanie jej. Dwójka biegłych uznała, że dziewczyna nie jest chora psychicznie ani niedorozwinięta umysłowo. Stwierdzone wcześniej lekkie upośledzenie umysłowe nie jest powodem, dla którego miałaby być traktowana inaczej niż osoby pełnosprawne. Prokuratura postawiła jej zarzut wtargnięcia do obcego mieszkania, próbę pobicia i kradzież 90 zł. Akt oskarżenia ma być gotowy lada dzień. Zarzuty, ale mniejszego kalibru, usłyszą także mężczyźni, z którymi wybrała się na napad.

Choć to trudno zrozumieć, Patrycja do dziś nie zgłosiła policji czy prokuraturze kradzieży telefonu i próby jej molestowania, co potwierdził nam szef stalowowolskiej prokuratury. - Jej matka obiecała, że zgłosi kradzież telefonu - mówi zdumiona psycholog. Ale to może zrobić tylko sama Patrycja. Nawet to, że psycholog wspomniała coś o próbie molestowania Partycji nie uruchamia z urzędu działań policji.

SPUSZCZAJĄ Z TONU

- Trzeba przyjść do prokuratury i złożyć doniesienie. Niekiedy ludzie mówią o przestępstwach, ale kiedy mają coś zeznawać pod przysięgą, ze skutkami prawnymi, spuszczają z tonu - powiedział nam prokurator Bogdan Gunia.

Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zlitował się nad Patrycją i nie wstrzymał jej pomocy finansowej, mimo tego, że jest w areszcie. - Przekazałam pięćdziesiąt złotych na abonament, a sto złotych dałam jej, żeby sobie kupiła papier toaletowy i coś do jedzenia - wspomina Anna Rędzia.

I ręce jej opadły, kiedy się okazało, że Patrycja kupiła sobie luksusowy balsam do ciała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie