Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec wojny o pieniądze w Stalowej Woli

Redakcja
Swoje racje na konferencji prasowej tłumaczyli przedstawiciele klubu, prezes Stali Leszek Kaczmarski (z lewej) i prezes Wodeksu Bronisław Żak (z prawej).
Swoje racje na konferencji prasowej tłumaczyli przedstawiciele klubu, prezes Stali Leszek Kaczmarski (z lewej) i prezes Wodeksu Bronisław Żak (z prawej). A. Kielar
Prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak doszedł do porozumienia z Zakładowym Klubem Sportowym Stal.

Zanim jednak to nastąpiło, trwała wymiana argumentów na konferencjach prasowych.

Kibice w Stalowej Woli odetchnęli z ulgą. Przez ostatnie tygodnie z zapartym tchem śledzili konflikt na linii prezydent miasta - Zakładowy Klub Sportowy Stal. Obie strony grały o wysoką stawkę, ale na szczęście wszystko skończyło się uściskiem dłoni na zgodę.

Bez większej przesady można powiedzieć, że w ostatnim czasie ważyły się losy sportu zawodowego w Stalowej Woli. Bo największy i najważniejszy klub, z 70-letnią tradycją, czyli Stal, mógł popaść w poważne tarapaty. Prezydent Andrzej Szlęzak najpierw chciał klubowi pomóc, by następnie ogłosić, że wypowiada mu wszelkie umowy, co dla Stali zakończyłoby się tragicznie. Rozpętała się burza…

POCZĄTEK KŁOPOTÓW

Relacje między Stalą a prezydentem nie układały się od początku różowo. Andrzej Szlęzak uważał, że klub powinien działać w pełni profesjonalnie. I pieniądze na swoją działalność pozyskiwać wyłącznie od sponsorów, których znajdowaniem powinny zająć się klubowe władze. W ciągu dwóch ostatnich lat zaczęły się tarcia, bo miasto pozbawiło Stal mieszkań dla zawodników, części pomieszczeń klubowych, nie zamierzało też wspierać klubu w większym wymiarze finansowo. W Stali zapanowało rozgoryczenie. Bo przetrwała najcięższe chwile, pomimo wycofania się wieloletniego, możnego sponsora - Huty Stalowa Wola. Dzięki rozsądnej polityce finansowej klub nie podzielił losu sąsiadów zza miedzy - Stali Mielec czy Siarki Tarnobrzeg, których piłkarze tułają się po niższych ligach. To "Stalówka" ma jedyny na Podkarpaciu zespół piłkarski w pierwszej lidze oraz pierwszoligowe zespoły koszykarzy i koszykarek. A tu, jak mówiono w klubie, rzuca mu się "kłody pod nogi"…

I nagle nieoczekiwanie nastąpił przełom. W lipcu Andrzej Szlęzak, po rozmowach z ówczesnym prezesem klubu Markiem Jareckim, ogłosił, że zamierza wyłożyć poważne pieniądze z budżetu miasta na zespół koszykarzy Stali i pomóc w walce o ekstraklasę. Chodziło o 400-500 tysięcy złotych na sezon.

- Koszykarze Stali nie mogą ciągle walczyć tylko o pierwszą ósemkę w tabeli, bo ten zespół w końcu się rozpadnie. Dla-tego chcemy pomóc, by w Stalowej Woli znowu była ekstraklasa - mówił prezydent. Wydawało się, że klubowi spadła manna z nieba. Ale okazało się, że to był dopiero początek… kłopotów.

TO BYŁY KPINY

Budżet Stali wynosi 3 miliony złotych na rok, z czego milion pochodzi od Wodeksu, spółki, w której klub ma większość udziałów. Niegdyś powołana, by dodatkowo wspierać Stal, obok znacznie potężniejszego wsparcia Huty Stalowa Wola, po zmianach w kraju w latach 90. musiała wziąć na swoje barki ciężar utrzymywania Stali. A to zakład pracy chronionej, w której pracują niepełnosprawni pracownicy. Reszta kasy w Stali pochodzi z pieniędzy pozyskanych przez klub, między innymi z dzierżawy od miasta placu targowego. Problem polegał na tym, jak przyciągnąć kolejnych sponsorów, którzy zastrzegali, że chcieliby wykładać pieniądze na określoną dyscyplinę, a nie na cały klub. Dlatego zarząd Stali postanowił dokonać wewnętrznego podziału na sekcję piłkarską i koszykarską, z oddzielnymi kontami. Na nowych zasadach działa jednak obecnie tylko sekcja piłki nożnej, której szefuje Jerzy Lompe. Natomiast zarząd sekcji koszykówki jeszcze nie powstał. I zaczęły się "schody"…

W momencie, gdy prezydent Szlęzak wysunął swoją pro-pozycję sponsorowania koszykarzy, Stal zaproponowała mu w zamian miejsca w zarządzie. Ale nie całego klubu, tylko koszykówki, co zadziałało na Andrzeja Szlęzaka jak płachta na byka.

- To są kpiny. Jak przedstawiciele miasta mogą wejść do zarządu sekcji koszykówki, jak takiego tworu nie ma - denerwował się prezydent. Na dodatek rozmowy z nim prowadził prezes Marek Jarecki, który w tym samym czasie został przez za-rząd klubu… odwołany. Prezydent uznał to za gest złej woli. Ale władze Stali tłumaczyły, że to przypadek, że ta decyzja nie ma nic wspólnego z rozmowami z prezydentem. Sytuacja pomiędzy obydwoma stronami stała się już jednak bardzo niedobra.

INDOLENCJA ZAWODOWA

- Prezes Jarecki został odwołany wyłącznie z powodów zawodowych. Nie będę ich upubliczniał w szczegółach, poza faktem doprowadzenia do zadłużenia klubu w kwocie 710 tysięcy złotych oraz ignorowania i nierealizowania uchwał zarządu - wyjaśnia członek zarządu Jerzy Lompe.

- Zadłużenie w znacznej części dotyczyło piłki nożnej. Zaległe zobowiązania finansowe wykluczały możliwość rozpoczęcia rozgrywek ligi piłkarskiej, znaleźli się jednak ludzie, którzy pomogli, by rozgrywki ruszyły. Nie było w tym inicjatywy pana Jareckiego. Musieli zająć się tym inni. I w ciągu krótkiego czasu udało się podpisać umowy reklamowe na 600 tysięcy złotych.

Według Lompego, zaskoczony tymi faktami i zarzucaną mu bezczynnością Jarecki zmobilizował się do działań. I nawiązał kontakt z prezydentem Szlęzakiem, zachowując w tajemnicy negocjacje z nim, dotyczące sponsorowania koszykówki. Wtedy powstał list intencyjny prezydenta z deklaracją pomocy na działalność klubu w wysokości 400 tysięcy złotych.

- Wykorzystał go pan Jarecki tuż przed odwołaniem, o którym był informowany wcześniej, licząc, że będzie on "ułaskawieniem" zarzucanej mu indolencji zawodowej - uważa Jerzy Lompe. - Wniesiony przez niego list intencyjny prezydenta sprytnie został wykorzystany w czasie i stał się przyczyną nie-porozumień i wywoływanych sankcji wobec klubu.

WADLIWY STATUT

Odwołany prezes jest zdumiony taką argumentacją.
- To jest szczyt hipokryzji - mówi Marek Jarecki. - Ja zostałem prezesem w sierpniu ubiegłego roku, już po tym, jak mój poprzednik, właśnie pan Lompe, podpisywał wysokie kontrakty z piłkarzami i ówczesnym trenerem Albinem Mikulskim. Ja byłem tylko beneficjentem zastanej w klubie sytuacji, a przed ob-jęciem funkcji prezesa broniłem się rękami i nogami. Cały rok musieliśmy się w klubie szarpać z zadłużeniem, które powstało przed objęciem przeze mnie funkcji. Pod koniec ubiegłego roku podjęliśmy nawet uchwałę, że istnieje groźba zaprzestania pro-wadzenia przez Stal zawodowych zespołów, ale przecież kilka miesięcy temu wycofaliśmy się z niej, więc chyba jednak coś się poprawiło za moich rządów, prawda? I jeszcze jedno - nie mogłem doprowadzić do zadłużenia jednoosobowo, bo w klubie podejmuje się decyzje kolegialnie. A gdy podjąłem rozmowy z prezydentem i osiągnąłem sukces, to zostałem odwołany…
Marek Jarecki tłumaczy, że nie o zadłużenie w klubie i inne stawiane mu zarzuty został odwołany.

- Wadliwy jest statut klubu. W zarządzie jest aż pięciu przedstawicieli Wodeksu, którym zarządza były prezes Stali Bronisław Żak - tłumaczy. - Pan Żak mógł obawiać się, że do zarządu przyjdą osoby z miasta. Nie po to, by przejąć władzę, bo miasto miałoby dwóch przedstawicieli w siedmioosobowym zarządzie. Ale mogło mu przeszkadzać, że ktoś zaprezentuje inne spojrzenie na sprawy klubu niż działo się to do tej pory.

PREZES "GOŁĘBIEM"

Tymczasem prezydent Szlęzak w tej sytuacji zapowiedział nie tylko wycofanie się ze sponsorowania Stali, ale ogłosił, że wypowiada klubowi wszelkie umowy. W tym dzierżawę placu targowego, a także tę, na podstawie której klub płacił symboliczne 120 złotych za korzystanie z obiektów sportowych, należących do miasta. Po wypowiedzeniu umowy Stal musiałaby płacić aż 500 tysięcy złotych rocznie!

Rozpoczęła się wymiana argumentów za pośrednictwem mediów i "wojna" na konferencje prasowe. Nowy prezes Stali, trener pierwszoligowych koszykarzy Leszek Kaczmarski okazał się na szczęście "gołębiem", a nie "jastrzębiem". Klub poprosił o mediację przewodniczącego Rady Miejskiej Stanisława Ciska i ten pogodził zwaśnione strony. Klub zgodził się w końcu na dwóch przedstawi-cieli miasta w swoim zarządzie, a prezydent wycofał się z wcześniejszych gróźb. I choć kibice dyskutują, po co była ta cała "wojenka", to nie kryją radości. W "Stalówce" są już i zgoda i pieniądze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie