Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lipa stanie się renomowanym uzdrowiskiem?

Zdzisław Surowaniec
Przy wieży wiertniczej był pierwszy odwiert, przy którym wytrysnęła woda, silnie zmineralizowana.
Przy wieży wiertniczej był pierwszy odwiert, przy którym wytrysnęła woda, silnie zmineralizowana. Z. Surowaniec
Lipa leży na niezwykle cennych wodach leczniczych. Ma szansę stać się renomowanym uzdrowiskiem.

Już dawno zrozumiano, że pieniądze nie śmierdzą. W Lipie uważa się, że nie śmierdzi nawet rozpuszczona w wodzie siarka, która może zamienić wieś w uzdrowisko. Lipa leży na leczniczej wodzie, a ta może jej przynieść bogactwo.

Jerzy Drzewi mówi o sobie, że jest lipowiakiem, bo choć przez wiele lat żył z dala od tej miejscowości, to tu się urodził, tu wrócił i chce ze wsi zrobić uzdrowiskowe cacko, pachnące zdrowo siarkowodorem. - Byłem w Ameryce. Tam z niczego robią coś. U nas na odwrót, z czegoś nic się nie da zrobić - denerwuje się. I właśnie chce to odmienić.

MUSI SIĘ UDAĆ

- Jest szansa? - pytam go. A Drzewi się piekli, żebym nie mówił o szansie, bo szansa to znaczy uda się albo nie. - A to się musi udać - niemal pokrzykuje. A że jest z niego kawał chłopa, więc daję spokój i już nie mówię o szansie. Tylko podziwiam go, że jest taki pewny swego.

Woda o zapachu siarki trysnęła w środku wsi pod koniec lat pięćdziesiątych, kiedy obok nasycalni podkładów kolejowych budowano betonową wieżę ciśnień. Stalowe rury wbite w ziemię zostały zaczopowane, ale silnie agresywna woda ze związkami siarki przeżarła stal i solanka wyciekała, tworząc bajoro. Jerzy Drzewi pamięta tylko smród, jaki dochodził z tego miejsca.

- Byłem wtedy dzieckiem. Nie widziałem tej wody, nie wiem, jaki miała kolor. Pamiętam tylko, że rozlewisko śmierdziało niemożebnie z daleka i nie chodziliśmy tam - wspomina. Dziś po tamtym odwiercie nie ma śladu. Działkę z betonową wieżą kupił zaklikowski wójt na własność. Jeśli coś tu czuć, to chemikalia z nasycalni podkładów kolejowych, jeśli wiatr wieje od południa.

SZUKAMY RURY

Z Jerzym i jego synem Bartkiem ruszamy na poszukiwanie najważniejszej zaczopowanej rury, która była odwiertem badawczym. Od tej rury wszystko miało się zacząć, stąd woda lecznicza miała być pompowana do sanatoryjnych obiektów. Jerzy jest pewny, gdzie jest ten koniec rury - na prywatnej łące przy rzeczce Złodziejce, blisko asfaltowej drogi, którą przez Lipę śmigają auta. Szukamy, brodzimy po suchej już trawie. I nic, nic nie ma. - Musi być, na bank - przysięga Jerzy. A słońce zachodzi i jest coraz mniejsza szansa, że znajdziemy ślad odwiertu sprzed kilkudziesięciu lat.
Na łące zostaje Bartek i wypatruje betonowego kawałka w ziemi. A my idziemy w sosnowy las, pachnący żywicą. Tu jest przecinka i piaszczysta droga. - Tu była góra i spychacze ją wyrównały. A tu, na miejscu tej przecinki, miała być droga do uzdrowiska - Jerzy zakreśla ręką po lesie. Wszystko było więc bardzo zawansowane, Lipa miała już zapewniony status uzdrowiska.

Bo przebadana woda miała niezwykłe właściwości. Były to podobno najlepsze w Europie lecznicze wody siarczkowe oraz siarczanowo-chlorkowo-wodorowęglanowo-sodowo-wapienne, pod względem mineralizacji odpowiadające wodom, występującym w rejonie tak renomowanych zdrojów jak Busko i Solec. Nie nadawały się do picia, a kto spróbował łyknąć, dostawał torsji. Nawet do okładów trzeba je było rozcieńczać. Miały jednak wspaniałe właściwości, przydatne do leczenia chorób reumatycznych, układu nerwowego, serca i dermatologicznych. Drzewi przechowuje artykuł z prasy sprzed lat, z informacją o tym, że ludzie przyjeżdżali po wodę z dzbanami i wiadrami i leczyli się na własną rękę.

ZAWALONE PLANY

Plany budowy uzdrowiska miały dużą szansę realizacji, kiedy Lipa należała do województwa lubelskiego. Miała być drugim Nałęczowem, który dziś jest perłą polskich uzdrowisk. Prace budowlane przy budowie sanatorium miały ruszyć w 1976 roku, pierwsi kuracjusze mieli być przyjęci w 1980 roku. Zakładano, że powstanie baza uzdrowiskowa na 2,5 tysiąca miejsc, w tym pół tysiąca dla dzieci.

Wszystkie plany zawaliły się po reformie administracyjnej w połowie lat 70. Lipa znalazła się w maleńkim województwie tarnobrzeskim, bez tradycji uzdrowiskowych. Władzę wojewódzką bardziej interesowali tarnobrzescy siarkowcy niż siarczkowe lipowskie wody. Temat poszedł w zapomnienie, tym bardziej że w lasach koło Lipy jest poligon wojskowy, a wówczas była to duża przeszkoda dla rozwoju inicjatyw cywilnych.

A czym mogłaby być Lipa, można podpatrzeć u sąsiadów. Węgierskie Hajduszoboszlo zrobiło międzynarodową karierę na basenie z mineralną, brązową wodą, leczącą reumatyzm. Na Słowacji zapadła wioska Vrbov koło Popradu ma byle jakie baseny z siarkowymi wodami termalnymi, ale zjeżdżają tu setki tysięcy Polaków, Słowaków, Niemców i Francuzów. Przez cały rok moczą się w cuchnącej siarkowodorem wodzie, wdychają siarczane opary i odzyskują zdrowie. Vrbov nie musi się reklamować, uzdrowieni kuracjusze są najlepszą reklamą.

RURA W ZIEMI

Zostawiony na łące Bartek krzyknął, że znalazł zaczopowaną rurę. Jesteśmy w siódmym niebie. - To początek i koniec odwiertu - mówi filozoficznie Jerzy.
Pochyla się nad kawałkiem stalowej rury wystającej z ziemi, odgarnia trawy. Widać cement w rurze i pręt, wyglądający na uchwyt. Wydaje się, że wystarczy pociągnąć za ten uchwyt, a tryśnie źródło leczniczej wody. Jerzy przypomina, że kiedy dowiercono się na głębokość 250 metrów, wytrysnął gejzer wody, wysoki na osiem metrów. Wydajność źródła wynosiła około dziesięciu metrów sześciennych na godzinę. Jedno ujęcie wystarczyłoby dla całego sanatorium. Wie o tym również dlatego, że za własne pieniądze kupił wyniki badań, wykonanych przez warszawski Instytut Geologiczny.

- Nie odpuszczę tego tematu! - odgraża się Jerzy Drzewi. A co go tak napadło, że chce właśnie teraz ożywić uśpione odwierty? Bo - jak tłumaczy - wrócił do Lipy już na stałe i chciałby zobaczyć, jak wieś rozkwita, jak korzysta z czegoś, co jest na wyciągnięcie ręki, po czym ludzie od wieków chodzą, a co bulgocze pod ziemią i może przynieść ludziom i regionowi zamożność.

UZDROWISKOWA GMINA

Swoim optymizmem zaraził innych. Już zawiązała się grupa założycielska stowarzyszenia, którego celem jest doprowadzenie do uzyskania przez gminę statusu gminy uzdrowiskowej. Są w niej oczywiście Jerzy Drzewi, także sołtys Lipy Zbigniew Chamera, Bożena Chamera, Sylwester Daśko, Henryk Garbacz, Marek Życzyński. Kiedy się rozstawali, ustalili następny termin spotkania. Żeby uniknąć przeciągania sprawy, co było zmorą wszystkich inicjatyw zagospodarowania wód mineralnych - napisali z relacji ze spotkania.

Patronują temu wójt Zaklikowa Ryszard Polański i starosta Wiesław Siembida. Pomysł jest już tak zaawansowany, że podzielono się kosztami aktualizacji badań wód mineralnych - starostwo pokryje osiemdziesiąt procent kosztów, resztę zaklikowska gmina. To kosztowne prace, potrzeba na to 200 tys. zł, a to dopiero początek.

Do tego więc, aby powstała Lipa-Zdrój i żeby sanatorium w sosnowym lecie na terenie Natura 2000 przynosiło zyski, droga ciernista i kosztowna. Ale to właśnie dzięki takim marzycielom i niespokojnym duchom jak Jerzy Drzewi rodzą się wspaniałe inicjatywy. Wygląda na to, że leżąca na piaskach Lipa obudziła się i przymierza do wbicia rury w ziemię po wodę życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie