Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

50-latek terroryzuje mieszkańców Kępia Zaleszańskiego

Zdzisław Surowaniec
Po obejściu domu, gdzie mieszka "Gieryn”, biegają tylko psy.
Po obejściu domu, gdzie mieszka "Gieryn”, biegają tylko psy. Z. Surowaniec
Kępie Zaleszańskie jest wstrząsane konfliktami, jakie wywołuje jeden mężczyzna. Ludzie mówią, że nie ma na niego mocnych.

W Kępiu Zaleszańskim sporo ludzi ma poczucie, że dobry Bóg pokarał ich 50-letnim mężczyzną, któremu dali ksywkę "Gieryn". Szczególnie kiedy popije i zaczyna szaleć. Bije innych, wyzywa, odgraża się. I nie ma na niego mocnych.

"Gieryna" nazywają też "Barman" albo "Ślepy". - Bo coś ma z okiem - tłumaczy ostatnią ksywkę jeden z mieszkańców. Po wsi krążą opowieści, jak Gieryn pobił kolejnego mężczyznę. - Tak jest od paru lat - zapewniają ludzie. Facet stał się postrachem. - Wszyscy wiedzą, jaki jest i nikt nic nie robi - ubolewa jedna z kobiet.

- Marka dusił na wale, Pietra pobił, Zbyszkowi się dostało - wylicza mężczyzna. Jeden z mieszkańców nie wytrzymał i przy okazji sprzeczki z "Gierynem" strzelił do niego z obrzynka. Nie trafił w niego, ale trafił za to do "ciupy" i odsiedział za to, że miał broń palną i jej użył.

PIES NA SZNURKU

"Gieryn" ma tak złą opinię, że cokolwiek by się złego stało, to najczęściej na niego kierowane jest oskarżenie. Tak było na przykład z psem. Przybłąkał się jakiś duży pies z przekrwionymi oczami, ze sznurkiem na szyi. Ugryzł nawet jedną kobietę przy sklepie. Po wsi poszła plotka, że to ktoś przyprowadził psa do "Gieryna", żeby go zabił, ten powiesił go na sznurku, pies się urwał, odżył i uciekł. Dowodu na to nikt nie ma, ale ludzie tak mówią.

Sołtys Stanisław Cygan nie potwierdza tych rewelacji. Twierdzi nawet, że kiedy mija "Gieryna", to ten mu się kłania. - Grzeczny jest, mówi "cześć", jak gdyby nigdy nic - wystawia mu opinię. Także wójt Stanisław Guźla, mieszkający w Kępiu Zaleszańskim, zapewnia, że nikt do niego nie skarżył się na tego mężczyznę. - Nikt mi nic na jego temat nie przekazywał, nie słyszałem, żeby był agresywny - mówi. Również kierownik posterunku policji w Zbydniowie zapewnia, że ten mężczyzna nie został przyłapany na biciu kogokolwiek, a na widok policjantów widać u niego respekt.

- On do władzy, do wójta nie zaszura - tłumaczy jedna z kobiet. Czym się zajmuje? Jak mówią ludzie, sprzedaje ciastka na odpustach. Mieszka sam, bo żona od niego odeszła.

NISKA SZKODLIWOŚĆ

A jednak są oficjalne skargi na "Gieryna". Jeden z poturbowanych przez niego mężczyzn złożył doniesienie do prokuratury. Jednak prokuratura sprawę umorzyła z uwagi na niską szkodliwość społeczną czynu. A to dlatego, że niezdolność do pracy z powodu obrażeń była poniżej siedmiu dni.

- W takiej sytuacji poszkodowany może dochodzić swoich praw na drodze cywilnej z oskarżenia prywatnego. W razie potrzeby dostarczamy wtedy sądowi dokumenty z przesłuchań - usłyszeliśmy w prokuraturze.

Tylko że poszkodowany musi wpłacić za wpis od pozwu, ponieść koszty oględzin u biegłego lekarza. A to wymaga wyjazdów do Stalowej Woli, straty czasu i pieniędzy na podróż. Pobici w końcu machają ręką i "Gieryn" czuje się bezkarny.
Drugą sprawę przeciw "Gierynowi" zgłosiło policji kilku mężczyzn ze wsi. Chodziło o groźby karalne, jakie na nich miotał. I być może oskarżony byłby pociągnięty do odpowiedzialności, gdyby nie to, że żaden z mężczyzn nie złożył wniosku o ściganie go. W takiej sytuacji policja nie może nawet palcem kiwnąć. Nie ma podpisanego własnoręcznie doniesienia o przestępstwie - nie ma kogo ścigać.

WYZYWA OD SUK

Trafiam do kobiety mieszkającej "za rzeką", jak o niej mówi się we wsi. Potwierdza, że "Gieryn" i jego 85-letni ojciec zatruwają jej rodzinie życie. Bardziej nawet jest w sporze ze starszym mężczyzną. - Na mój widok puszcza psy i wyzywa mnie od suk. "O, idzie suka, idzie ta kurwa!" - woła na mój widok.
Być może starszy mężczyzna pamięta zatarg sprzed lat, kiedy wyrwał jej wnuczkowi 15 zł, jakie mu wypadły z kieszeni. Pozwała go do sądu, ale w sądzie powiedziała, że nie domaga się dla niego kary i sprawa przycichła. Doszło do ugody. - Bo się przestraszyłam, że będzie się mścił - tłumaczy.

- Jego psy biegają po drodze. Jak mam tam jechać rowerem, to biorę z sobą pałę - mówi kobieta bliska płaczu. I ubolewa, że nie ma innej drogi, żeby omijać piekielnych sąsiadów.

85-letni mężczyzna miał przed dziewięcioma laty zatarg z sekretarzem w Urzędzie Gminy. To było po wielkiej powodzi, kiedy ludziom zalało pola. Kto poniósł straty, zgłaszał to sołtysowi. Starszemu mężczyźnie zboże na polu wymokło, ale nie dopełnił formalności i nie zgłosił straty. Kiedy zobaczył, że sąsiedzi dostali odszkodowanie, a on nie dostał nic, poszedł do urzędu z awanturą.

Z NOŻEM NA URZĘDNIKA

Trafił na sekretarza Ryszarda Łącznego. Ten mu wytłumaczył, że był czas na składanie wniosków, a po terminie nic już nie można zrobić, bo odszkodowanie zostało przekazane tym, którzy zgłosili straty. Wtedy mężczyzna wyciągnął nóż i parę razy uderzył ostrzem sekretarza. Obyło się bez wielkich ran, ale krew się polała. Sprawa trafiła do prokuratury. Krewki staruszek dostał wyrok trzech lat ograniczenia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Sąd uwzględnił podeszły wiek oskarżonego, niską rentę i chorobę serca, zasilanego rozrusznikiem.

"Gieryn" mieszka w murowanym, okazałym domu. Po podwórzu biegają trzy psy. Po drugiej stronie drogi mieszka w marnie wyglądającej chałupie jego ojciec. Jest mocno przygłuchawy i trzeba się do niego wydzierać, żeby coś usłyszał. O synu mówi, że leży w szpitalu w Mielcu, jest chory na serce.

- O, tyle jest prawdy w tym, że wyzywam ludzi - krzyczy staruszek i pokazuje na palcach figę. - Absolutnie! A kto widział, że wyzywałem? - rozsierdza się. - Głupiego ze mnie robią, a ja jestem chory na serce, mam rozrusznik - mówi i dotyka się w miejscu na piersi, gdzie ma wszczepione urządzenie.

Dostaje się urzędnikom w gminie: - Nawet Niemcy tak ze mną nie zrobiły, jak te, kurwa, urzędniki. Zabrały mi z renty sto dziewięćdziesiąt sześć złotych na przymusowe ubezpieczenie - rozżala się.

OJCIEC JEST SAM

A potem już ciszej wyrzuca z siebie: - Bida okropna. Sam jestem, bo mi żona zmarła przed dwoma laty. Nikt się mną nie zajmuje, każdy sobie radzi na własną rękę. Syn nie dba o mnie, nie obsługuje mnie, a mnie nie wolno nawet wiadra wody podnieść, tylko pół.

Jeżeli ktoś mówił, że na "Gieryna" nie ma mocnych, to przesadził. "Gieryna" usadziło życie, leży szpitalu. To dla wielu ludzi odpoczynek od kłótni i awantur we wsi. Mają nadzieję, że jak go lekarze podleczą, to nie będzie pił i przestanie szaleć w pijanym widzie. Kępie Zaleszańskie bez pijanego "Gieryna" wydaje im się całkiem sympatyczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie