Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażacy gotowi do ratowania życia w nurtach wody

Ewa Bożek
Mariusz Janeczko podczas zabezpieczania "Wianków” na stalowowolskich błoniach.
Mariusz Janeczko podczas zabezpieczania "Wianków” na stalowowolskich błoniach. archiwum
Grupa blisko 90 strażaków ochotników w Stalowej Woli posiada uprawnienia płetwonurków i jest gotowa ratować ludzkie życie w nurtach wody.

Wicemistrzowie Polski

Wicemistrzowie Polski

Nasi płetwonurkowie ze stalowowolskiej Ochotniczej Straży Pożarnej zostali wicemistrzami Polski w XX Euroregionalnych Mistrzostwach Polski Strażaków Płetwonurków w Bornem Sulinowie. W zawodach wzięło udział 30 drużyn.

Jeszcze niedawno w powiecie stalowowolskim do akcji ratowania przy utonięciach trzeba było wzywać pomoc płetwonurków z Krosna czy Tarnobrzega. Teraz powiat stalowowolski ma własnych płetwonurków, którzy są gotowi do akcji zdecydowanie szybciej.

Prawie dwa lata temu założyli Ochotniczą Straż Pożarną. Zaczynali od zera. Teraz mają kilkudziesięciu uprawnionych do ratowania płetwonurków, sześć kompletów do nurkowania koniecznych w czasie akcji, własną bazę i wielu kolejnych chętnych do wstąpienia w ich szeregi.

PIERWSZY RAZ

Pierwsze zanurzenie w wodzie w warunkach naturalnych to moment, którego się nie zapomina. Po nurkowaniu w czyściutkim, z pełną widocznością basenie nagle trzeba się zanurzyć w mętnej, zimnej wodzie, w której nie wiadomo, na jakie przeszkody można natrafić.

Od lewej Mariusz Janeczko - założyciel Ochotniczej Straży Pożarnej, jego gest w symbolach, którym porozumiewają się płetwonurkowie pod wodą, oznacza "wypływamy". Obok jego ekipa, kolejno: Tomasz Pogorzelec i Tomasz Szamański oraz od lewej Marianna Hawryluk i Marta Górecka - ich gest oznacza "wszystko jest OK".
(fot. E. Bożek)

Marta Górecka z pierwszego zanurzenia zapamiętała przeraźliwy chłód, Marianna Hawryluk strach przed przestrzenią. Teraz obie nie tylko regularnie nurkują, ale także swoje umiejętności wykorzystują, żeby pomóc innym.

One i jej koledzy mogą być wezwani w każdym momencie do akcji, w której pomoc płetwonurków będzie konieczna. Stanowią nieocenioną pomoc dla zawodowych strażaków. Jak to możliwe?

Wszystko za sprawą Mariusza Janeczko, który od 25 lat jest ratownikiem, a 12 lat temu zaczął organizować pierwsze w naszym regionie grupy wodno-nurkowe.

ZRODZIŁO SIĘ Z PASJI

To jego pasja i chęć wykorzystania jej do pomocy innym zrodziła myśl, żeby założyć w Stalowej Woli Ochotniczą Straż Pożarną, która będzie się specjalizować w ratownictwie wodnym. Straż działa niecałe dwa lata, a w swoich szeregach ma już prawie 100 ochotników, 90 procent z nich ma już uprawnienia do nurkowania.

Leszek Zięba i Dawid Paszciak są w stalowowolskiej straży od niedawna. - Dlaczego się zgłosiliśmy? Chcieliśmy po prostu zaoferować pomoc. Teraz jesteśmy po podstawowym kursie sternika motorowodnego. Kurs płetwonurka jest jeszcze przed nami - mówią.

Tomasz Szymański nie ukrywa, że zgłosił się do ochotniczej, bo to daje mu szansę na kurs płetwonurka. - To koledzy zaszczepili we mnie zamiłowanie do nurkowania - mówi.

CIĘŻKA PRACA

Ale ci, dla których możliwość zrobienia kursu jest jedynym, a nie być może głównym impulsem do wstąpienia do Ochotniczej Straży Pożarnej, mogliby się rozczarować.

To prawdziwa służba, która, jak każda, wiąże się z ryzykiem i koniecznością poświęcenia swojego czasu.

- Każdy musi czynnie udzielać się w straży. Konieczne są zbiórki szkoleniowe, treningi, ćwiczenia. Wszyscy muszą liczyć się z tym, że wiele swojego prywatnego czasu będą musieli na to wszystko poświęcić. Oprócz tego, wszystkich obowiązują dyżury i wtedy mogą oni zostać wezwani do akcji. Każdy musi sobie uświadomić, z czym wiąże się jego służba. Oprócz tego, co jasne, trzeba być zdrowym i silnym psychicznie - wymienia Mariusz Janeczko.

Jego sprzymierzeńcem i głównym pomocnikiem w zakładaniu tej nietypowej straży jest Tomasz Pogorzelec, kolejny pasjonat wody.

- Od kiedy pamiętam, pływanie, a potem żeglowanie towarzyszyły mi w życiu nieustannie. To miłość do wody, ale nie ukrywam, także chęć ratowania innych ludzi sprawiła, że tutaj jestem - mówi Pogorzelec.

Marianna Hawryluk nurkuje od pięciu lat. Przyznaje, że jest gotowa ratować ludzkie życie dzięki temu, że na swojej drodze spotkała takie, a nie inne osoby.

- Zawsze jest tak, że wiele zależy od tego, jakich ludzi spotyka się w swoim życiu. Ze mną właśnie tak było. Lubiłam wodę, ale gdybym nie spotkała pasjonatów nurkowania, to prawdopodobnie nie byłabym teraz płetwonurkiem, który może brać udział w akcjach ratowniczych - mówi.

Marta Górecka nie ukrywa, że jest w niej swego rodzaju uzależnienie od adrenaliny.

- Od zawsze były we mnie chęć poszukiwania nowych doświadczeń i realizowania szalonych pomysłów. A jeśli jeszcze przy tym można pomóc innym, to warto wykorzystać swoje umiejętności - mówi.

Nurkowanie to nie jedyna jej pasja. Marta uprawia wspinaczkę skałkową

PODWODNY ŚWIAT

- W każdym przypadku w ratowanie i udział w akcji są wpisane ryzyko, ale po to robimy szkolenia, żeby to ryzyko zredukować do minimum. Każdy, kto stosuje się do wytycznych, porusza się zgodnie z ustalonymi w nurkowaniu zasadami, jest w stanie wyczuć zagrożenia, jakie niesie woda - mówi Janeczko.

Słaba widoczność, nurt wodny, wiry, prądy, różne poziomy głębokości, niska temperatura wody - to wszystko pojawia się razem z zanurzeniem.
- Wszystko to jest niebezpieczne, ale dla ratownika niemal wszystko jest do przewidzenia - wyjaśnia Janeczko.

PARTENRZY

Zanurzenie zawsze odbywa się z partnerem, który asekuruje drugiego nurka.
- Musisz mieć zaufanie do partnera, to nie może być przypadkowa osoba, musisz wiedzieć, że można na nią liczyć, że wchodzisz do wody i wypłyniesz - mówią wszyscy.
- To wyjątkowo ważne - podkreśla Marta Górecka i przypomina od razu historię, która wydarzyła się, kiedy nurkowała w Bałtyku.

- Po naszej grupie nurkowanie do wraków na Bałtyku rozpoczęli inni płetwonurkowie. Prawdopodobnie tworzenie dwójek do nurkowania odbyło się zupełnie przypadkowo. Po wypłynięciu nurków okazało się, że jedna osoba wypłynęła bez partnera i nie miała pojęcia, gdzie on się znajduje. W przypadku zaufanych partnerów coś takiego jest niemożliwe. Ich współpraca pod wodą polega między innymi na asekurowaniu się nawzajem - mówi. - W tym przypadku tak się nie stało. Ruszyły poszukiwania, partner się odnalazł, ale już nie żył - dodaje.

W tym roku nie mieliśmy żadnego przypadku utonięcia człowieka w wodzie, żeby była konieczna pomoc naszych płetwonurków.

- I dzięki Bogu! - mówią jednogłośnie.
Ale ich zadania to nie tylko gotowość do udziału w nagłej akcji.
Podczas po raz pierwszy zorganizowanych w tym roku na błoniach przy Sanie "Wianków" w noc świętojańską cały czas byli w pogotowiu. Czekał na nich sprzęt. Na szczęście nie musieli z niego korzystać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie