Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pracownicy Huty Stalowa Wola obawiają się utraty pracy

Zdzisław SUROWANIEC
Krzysztof Modras ubolewa, że z Huty Stali Jakościowych odeszła grupa młodych pracowników, z którymi zarząd nie przedłużył umowy.
Krzysztof Modras ubolewa, że z Huty Stali Jakościowych odeszła grupa młodych pracowników, z którymi zarząd nie przedłużył umowy. Z. Surowaniec
Kryzys spadł na hutę jak grom z jasnego nieba. Ludzi paraliżuje strach przed utratą pracy, za która biorą coraz mniej pieniędzy.

Henryk Szostak, szef "Solidarności" w Hucie Stalowa Wola, przyznaje, że pod koniec roku szedł w bojowym nastroju do prezesa spółki walczyć o podwyżki płac. Usłyszał, żeby oswoił się z myślą o ograniczeniu czasu pracy i mniejszych zarobkach, jeśli huta nie ma paść. I przewodniczący musiał przełknąć tę żabę. Pracownicy też.

To wyglądało tak, jakby w hutę nagle piorun strzelił z jasnego nieba. O tym, że niebo nad hutą było pogodne decydowały niezłe wyniki finansowe. W 2007 roku spółka zatrudniająca 2700 ludzi po raz pierwszy od wielu lat przyniosła niewielki, ale jednak zysk na sprzedaży maszyn. W ubiegłym roku miała na dobre odbić się od dna. Podziękowano Mirosławowi Brysce, który po czterech latach prezesowania wrócił do Ministerstwa Skarbu. Jego miejsce zajął Krzysztof Trofiniak.

ZAMAWIAŁO WOJSKO

Na dzień dobry nowy prezes dostał prezent, bo podpisał umowę z wojskiem na dostawy zmodernizowanych rakiet Langusta. Wcześniej odmrożony został program budowy armatohaubicy Krab. Jedna po drugiej wyjeżdżały z huty ładowarki i koparki, trafiały nawet na Borneo do kopalni węgla. I nagle ten grom z jasnego nieba…

Produkcja każdej maszyny ruszała, kiedy klienci z kraju i z wielkiego świata wpłacali hucie zaliczki. Potem dopłacali resztę i brali towar. Nagle okazało się, że eksplodował kryzys finansowy. Huta wyprodukowała maszyn za sto milionów złotych, a klienci nie mieli forsy na dopłaty, bo utracili zdolność regulowania swoich należności, a banki przykręciły kurek z kredytami. Plac magazynu wysyłkowego wypełnił się żółtymi, pachnącymi świeżością koparkami i ładowarkami. To zamrożony kapitał, czeka na lepsze czasy.

Aby ratować finanse, zarząd huty zarządził świąteczną przerwę. Ludzie wysłani zostali na tygodniowy urlop. Po Nowym Roku wrócili do zakładu pracującego na pół gwizdka. Na trzy miesiące pięciodniowy dzień pracy zamieniono na czterodniowy. Oznaczało to spadek pensji o dwadzieścia procent.

MNIEJSZE PENSJE

Ludzie nie odczuli jeszcze goryczy mniejszych pensji. To wszystko jeszcze przed nimi. Najbliższa wypłata ze zmniejszonymi poborami będzie 10 lutego. To będzie godzina bolesnej prawdy. Jakby mało było jednej plagi, przyszła następna. Od nowego roku o czterdzieści procent podrożał prąd.

Energochłonne sprywatyzowane spółki metalurgiczne - kuźnie, walcownie, stalownie, odlewnie, ciągarnia, sprężynownia - dostały cios w plecy. Nie dość, że są problemy ze zbytem wyrobów, to jeszcze o czterdzieści procent podskoczyła energia, co grozi spółkom wypadnięciem z konkurencyjnego rynku. Ludziom w hucie i spółkach do niej kiedyś należących, zajrzał w oczy strach. Wszyscy boją się utraty pracy.

Jan Krowiński pracuje jako pierwszy kowal w sprywatyzowanym Zakładzie Kuźnia (od lat mówi się o niej "stara kuźnia"). Ma sześcioro dzieci i nie pracującą żonę. Trójka dzieci to trojaczki, przyszły na świat przed trzema laty.

Kuźnia nie ograniczyła pracy tak jak huta. Tylko na początku roku było tu dwa dni postoju, a na dwa dni pracownicy zostali wysłani na urlop. - Siedem lat nie chorowałem. Jako kowal nie jestem zagrożony zwolnieniem, ale nigdy nic nie wiadomo - przyznaje, choć ma umowę na pracę z gwarancją do 2015 roku.

Z CZARNĄ TECZKĄ

Jest strach przed utratą pracy, mimo tego, że to co się dzieje w hucie nie ma już mocnego przełożenia na sytuację kuźni. Więcej towarów wysyłają za granicę niż dostarczają hucie, od której się odgrodzili. - Ale jak pan Skoczyński z kadr idzie z czarną teczką przez halę, to wszyscy na niego patrzą kogo zawoła do zwolnienia - mówi pan Jan.

Bierze na rękę około dwóch tysięcy złotych i to musi wystarczyć na całą rodzinę. Dziewczynki podrosły i będzie na nie brał o 150 zł mniej rodzinnego. - A trzylatki potrafię zjeść - stwierdza. Kiedy kupuje coś jednej, to trzeba kupić to samo pozostałym. Najstarszy syn kończy technikum budowlane. Musi mu kupić garnitur na studniówkę, buty. - A garnitur to trzysta pięćdziesiąt złotych - przeraża się ojciec rodziny. - A jakby chciał iść na studia, to co ja zrobię? - zasępia się.

Trudno byłoby myśleć o pójściu żony do pracy. Tyle dzieci w domu wymaga opieki. - A ja nie miałbym nerwów cały czas z nimi siedzieć. Jak wracam po pracy z kuźni, to jestem wykończony - przyznaje.

ZYSKI I KRACH

Krzysztof Modras z Huty Stali Jakościowych, należącej teraz do prywatnego Złomrexu, zachwyca się, że przez trzy kwartały ubiegłego roku spółka zatrudniająca 1100 ludzi miała 38 milionów zysku. Krach przyszedł w czwartym kwartale. Zaczęło się szukanie oszczędności. Nie przedłużono umów o pracę ze 120 osobami na różnych stanowiskach. A to podobno jeszcze nie jest szczyt kryzysu. Spółkę dołują także wysokie ceny prądu. Przez to stracili dobry kontrakt, bo konkurencja dała cenę mniejszą.

Pracownicy w Hucie Stali Jakościowych - jak wszędzie - boją się zwolnień jak zarazy. - Ludzie sami się teraz dyscyplinują, sprężają się. Jak ktoś jest proszony do sekretariatu prezesa, to idzie jak po gwoździach, ze strachem, czy nie otrzyma wypowiedzenia - przyznaje. - A jak jedna osoba traci pracę, to odczuwa to kilka osób w rodzinie - wylicza.

PLOTKI O LOSOWANIU

Zenon Roczniak pracuje w Z-5. To zakład produkcji specjalnej w Hucie Stalowa Wola, należący do Centrum Produkcji Wojskowej. Ma trójkę dzieci i nie pracującą żonę. Przepracował trzydzieści lat. Jeździ wózkiem, zarabia byle jakie pieniądze. Będzie ich jeszcze mniej, bo wypadł jeden dzień z tygodnia .

- A plotki chodzą, że po marcu będziemy pracować tylko przez trzy dni - powtarza co słyszał. Słyszał także od jednej kobiety, że na jednym z zakładów będzie losowanie kogo zwolnić. Ale nie pamięta jakiego to zakładu dotyczy, nie ma też pewności czy tak będzie naprawdę.

Co robi w wolny piątek, kiedy huta nie pracuje? - Jeżdżę do kolegi, pomagam mu w gospodarstwie - przyznaje. A w pracy jest ponura atmosfera. Wiele maszyn stoi, pracują nieliczni. Ludzie już posprzątali wszystko kilka razy, pomalowali co było do pomalowania, żeby czymś się zająć.

- Nie bardzo jest na czym zaoszczędzić w domu - mówi bezradnie pan Zenon. No, ograniczył trochę palenie papierosów, zamiast paczki dziennie, pali pół. - Zobaczymy jak dalej będzie - słyszę od niego na koniec.

NIE ODŁOŻĄ GROSZA

Czesław Siembida jest kierowcą w należącym do huty Zakładzie Ochrony Nieruchomości, zajmującym się przetwarzaniem złomu. - Kiedyś przywoziłem sześćset ton złomu, teraz najwyżej sto - wylicza.

Żona pana Czesława nie pracuje, opiekuje się szóstką dzieci. Najstarsze ma siedemnaście lat, najmłodsze dwa. Pan Czesław zarabia 1400 złotych. To, co jest w domu, to się dorobili przez lata oszczędności. - Teraz nie ma szansy, żeby grosz odłożyć - zwierza się.

Do emerytury brakuje mu półtora roku. Jest już w okresie ochronnym i zwolnienie mu nie grozi, ale atmosfera w pracy jest wisielcza. - Jakbym mógł, to bym już dziś poszedł na emeryturę - wyznaje. - Wszyscy się boją czy jak przyjdą do pracy, będzie co robić - zauważa. - Zabrali nam wysługę, premie. Teraz to już będziemy brali jałmużnę - twierdzi. - Ludzie dostają od lekarza chorobowe i chodzą do pracy. A to niebezpieczne, bo kichają i zarażają innych - mówi.

KATASTROFA

Pan Czesław z niepokojem czeka na zmniejszoną wypłatę za styczeń. - Wezmę dziesiątego lutego pieniądze, kwitek i pójdę do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej po wsparcie. Katastrofa! Tyle lat po wojnie, żebyśmy musieli tak biedować - wzdycha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie