Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policyjny inspektor do spraw nieletnich melduje odejście

Ewa BOŻEK
Halina Bąk, w policyjnej służbie 35 lat - melduje odjeście.
Halina Bąk, w policyjnej służbie 35 lat - melduje odjeście. E. Bożek
Halina Bąk, policyjny inspektor do spraw nieletnich w Stalowej Woli połączyła w policji zamiłowanie do pracy z dziećmi i marzenie o służbie w mundurze.

Halina Bąk, policyjny inspektor do spraw nieletnich w stalowowolskiej komendzie, doskonale znana maluchom w przedszkolach i uczniom w szkołach teraz będzie pomagać w wychowywaniu wnuków. Ma za sobą 35 lat pracy w mundurze.

Dziś jej ostatni dzień w komendzie! Ci, którzy pracowali z nią na co dzień nie ukrywają wzruszenia i jednocześnie przyznają, że następcy nie będzie łatwo, bo poprzeczka została bardzo wysoko postawiona. - Nie ma ludzi niezastąpionych - śmieje się na to pani Halina.

Zanim założyła mundur, miała krótki epizod na kolei. Była szkolona na dyżurnego ruchu, ale kiedy tylko nadarzyła się okazja i znalazło się miejsce w policji, zrezygnowała z pracy na kolei i zaczęła pracować w sekretariacie komendy.
- Ale to wcale nie zwalniało mnie ze szkoleń, sprawnościowych testów, czy 24-godzinnej gotowości do pracy i wykonywania poleceń przełożonych - przyznaje.
Dodaje jednak, że w konfrontacji wyobrażeń z rzeczywistością nie przeżyła rozczarowania tą służbą.

IDZIEMY DO DOMU GDZIE BĘDZIE SPOKOJNIE

Przełom w jej zawodowym życiu nastąpił w 1990 roku. Szefowie zauważyli, że ma predyspozycje do pracy z dziećmi. Zaczęła pracować jako inspektor do spraw nieletnich.

Od tego momentu wszystko zupełnie się zmieniło. Zaczęła pracować z młodocianymi przestępcami, brać udział w interwencjach. Wkraczała, kiedy podczas interwencji policyjnych, przy awanturach rodzinnych okazywało się, że dzieci nie mogą zostać w domu.

- Pamiętam taka sytuację, kiedy razem z kolegami i kuratorem sądowym interweniowaliśmy u rodziny z piątką dzieci. Sytuacja była taka, że musieliśmy zabrać je wszystkie z domu. Zastanawialiśmy się jak to zrobić? Na początku byłam przerażona. Jak sprawić, żeby one się nie bały, jak zdobyć ich zaufanie, wytłumaczyć, że pojadą do miejsca gdzie im będzie dobrze? Jak zabrać je z domu rodzinnego? Powolutku zaczęłam rozmawiać z dwójką z nich, opisywać miejsce do którego zostaną zawiezione i jego atmosferę, że jest tam bezpiecznie, jest dużo dzieci, zabawek i jest spokojnie. Wzięłam je za rączki i wyszliśmy. Za nim w towarzystwie kuratora poszło pozostałe rodzeństwo - wspomina.

Skąd wiedziała jak z nimi postępować?
- To przyszło tak po prostu z serca - mówi krótko.
Jeśli nie była wzywana na miejsce, to często w domu rozbrzmiewał telefon - od dyżurnego, któremu radziła co zrobić i jak postępować z dziećmi, które musiały być zabrane z domu.

Dla niej, jako kobiety ta praca był szczególnie trudna.
- Nie jest łatwo zabierać dzieci z ich rodzinnego domu. Jeśli jednak widzi się jaki jest ten dom to najlepiej zabrać dziecko, po to żeby miało lepsze życie i trafiło do kochającej rodziny - mówi.

PIONIERSKA PRACA

Kiedy zaczynała pracę z dziećmi prawie 20 lat temu, nie miała żadnych wzorów postępowania, nie było katalogu zagrożeń przed którymi miałaby ostrzegać młodych, do policji nie należało także prowadzenie akcji profilaktycznych.
Została rzucona na głęboka wodę i sama musiała sobie radzić i wypracować sposób pracy i z dziećmi i rodzicami.

Pierwsze wyzwanie to spotkanie z młodzieżą w szkole.
- Nie miałam pojęcia jak z nimi rozmawiać, co zrobić, żeby zwrócili uwagę na to co mówię. Stresujące było samo wejście do klasy i konieczność stanięcia przed kilkudziesięcioosobową grupą. Potem, za każdym razem było już coraz lepiej. Lata praktyki robią swoje - śmieje się.

Uczyła dzieci jak bezpiecznie się bawić, jak zachowywać się idąc do szkoły i do domu, żeby uważać na nieznajome osoby, nie oddalać się od domu.
Miała szczególnie wiele rad dla młodych dziewczyn.

- Brałam udział w przesłuchaniach zgwałconych kobiet, dzięki temu wiedziałam, jakie były przyczyny tego zdarzenia. Przykłady to coś co najbardziej przemawia i do dzieci i do młodych. Więc radziłam co robić żeby nie sprowokować takich tragedii, jak należy się ubierać, zachowywać, w razie wyjść na dyskotekę zapewniać sobie bezpieczny powrót do domu. Oczywiście były również rozmowy o narkotykach, z młodymi o tym jak łatwo jest ulec temu nałogowi, a ich rodziców uczyłam jak rozpoznawać czy ich dziecko nie bierze przypadkiem narkotyków, jakie mogą być tego skutki. Mówiłam również o tym jak wyglądają narkotyki, bo wielu z nich nie wiedziało jak je w ogóle rozpoznać - przyznaje.

- Bodajże rok, czy dwa lata temu powstała ogólnopolska akcja "Pilnuj drinka", w której chodziło o uświadomienie szczególnie młodych kobiet, że ktoś może im wrzucić do napoju pigułkę gwałtu. My zaczęliśmy ostrzegać przed nią dużo wcześniej. Usłyszałam w telewizji o pierwszym takim przypadku w Polsce i wydawało mi się, że powinnam zacząć o tym mówić - wyjaśnia.
Właściwie w każdym miejscu, każdej sytuacji pani Halina obserwowała zdarzenia, rozmowy, chłonęła wszystkie informacje - wszystko co mogłoby się przydać w pracy, przed czym mogłaby ostrzec młodych.

Teraz jak mówi zupełnie zmienia swoje życie, ale chyba nikt nie wierzy, że będzie to radykalne cięcie.

Już wszyscy wiedzą, że w razie potrzeby mogą wykręcić prywatny numer pani Haliny i w razie potrzeby poradzić się co robić?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie