Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Domaga się wykrycia sprawcy kradzieży pieniędzy

Zdzisław Surowaniec
Sterta pism, jakie ubierały się przez cztery lata starań o wykrycie złodzieja ojcowskich pieniędzy.
Sterta pism, jakie ubierały się przez cztery lata starań o wykrycie złodzieja ojcowskich pieniędzy. Z. Surowaniec
Kiedy samotnie mieszkający starszy mężczyzna trafił do szpitala, jego córka odnalazła w domu torbę z pieniędzmi. Było tego 50 tysięcy złotych. Po jakimś czasie przyśnił jej się ksiądz. - A ksiądz jak się przyśni, to oznacza złodzieja - przyznaje.

Pognała do ojca, a pieniędzy była tylko połowa. Po śmieci ojca znikły wszystkie.

W Zbydniowie koło Stalowej Woli doszło do zdarzenia, które zatruło życie pewnej kobiecie ze Stalowej Woli. Od czterech lat próbuje odzyskać pieniądze, jakie uskładał jej 87-letni ojciec. Chodzi o niemałą kwotę. O jaką? Kobieta wymienia różne wielkości. Kiedy przeliczała pieniądze, zapewnia, że było ich 50 tysięcy, potem dodała 30 tysięcy, jakie ojciec powinien dodatkowo odłożyć przez trzy lata. A ostatnio przyśnił się jej ojciec i powiedział, że pieniędzy było 90 tysięcy!

SPORA EMERYTURA

Stary mężczyzna miał sporą emeryturę - 2400 złotych. Jak przyznaje jego córka, tych pieniędzy nie mógł rozdać przed śmiercią, "bo był bardzo chytry" - zapewnia. Nawet najbliższym odmawiał pomocy finansowej. Kobieta nie ma najmniejszych wątpliwości kto buchnął pieniądze. Wskazuje na sąsiada, który przychodził często do ojca. - Ojciec traktował go lepiej niż nas, swoje dzieci - ocenia z goryczą. - Codziennie bywał u ojca, przynosił mu papierosy, piwo, o co prosił go ojciec - mówi o sąsiedzie.

Kiedy ojciec po zawale trafił do szpitala w 2002 roku, kobieta przeczesała dom. Na szafie znalazła czarną skórzaną torbę. Były w niej nowe banknoty o nominałach po sto i dwieście złotych. W sumie 50 tysięcy. Pojechała na naradę do siostry mieszkającej w Gorzycach. Usłyszała, żeby wzięła te pieniądze, bo do ojca przychodzą różni ludzie i w końcu komuś się one do ręki przykleją. - Ja do niej mówię, to niemożliwe, żeby ktoś nas okradł we własnym domu. Idź i weź ty. I tak one leżały - wspomina kobieta.

Kiedy znowu zajrzała do torby po trzech latach i stwierdziła, że jest tylko połowa tego, co wcześniej zobaczyła, zawołała siostrę i wzięły ojca w obroty. - Gdzie zapodziałeś pieniądze? - pytały wyraźnie poruszone. - Gdzieś są, albo nie ma - usłyszały.

PUSTA TORBA

Po śmierci ojca kobieta przetrząsnęła cały dom. Znalazła pustą skórzaną torbę i ani grosza w żadnej dziurze. Szukała centymetr po centymetrze. Nie znalazła nawet najmniejszego banknotu. Po trzech miesiącach złożyła doniesienie na policję.
W doniesieniu stwierdziła, że do kradzieży mogło dojść w czasie od wiosny 2004 do maja 2005 roku. Wyliczyła, że łupem złodzieja padło od 70 do 80 tysięcy złotych. Nie powiedziała wprost, że posądziła sąsiada o kradzież. Przypomniała tylko, że za życia ojca często go odwiedzał. Sąsiad zaprzeczył, że ukradł pieniądze, świadkowie nie wnieśli do śledztwa niczego co mogłoby rozwikłać zagadkę pieniędzy, które widziała tylko córka zmarłego i nikt więcej. Prokuratura śledztwo umorzyła we wrześniu 2005 roku.

Jednak kobieta zauważyła, że komuś we wsi nagle zaczęło się nieźle powodzić. Chodziło o sąsiada, który przychodził do jej ojca. Choć sąsiad nie pracował, a żona była rencistką, nagle zaczęli prowadzić wielkopańskie życie - oceniła córka zmarłego. W kolejnym doniesieniu, jakie skierowała do prokuratury, przyznała, że zaniepokoiło ją, że pięcioosobowa rodzina sąsiada kupiła sobie volkswagena polo, syn ma komputer, dzieci dostały telefony komórkowe, córka zaczęła płatne studia na socjologii, żona wyjechała do sanatorium, syn z dziewczyną na wczasy, a sąsiad codziennie pije alkohol.

WSZELKIE ZACHCIANKI

Przypomniała też sobie, że sąsiad się wygadał, że raz był w pokoju, gdzie stoi szafa, na której była torba z pieniędzmi. - Czy rodzinę, którą oskarżam, której brakuje na życie, stać jest na wszystko, wszelkie zachcianki, łącznie z alkoholizmem, mając skromną rentę żony i pobory syna? - zapytała prokuraturę.

Prokuratura Rejonowa znowu podjęła śledztwo i przesłuchała świadków. Sąsiad posądzony o kradzież pokazał umowy kredytu na zakup auta i innych dóbr, choć nie musiał przedstawiać dowodów niewinności. Sprawa ponownie została umorzona. Kobieta odwołała się do Prokuratury Okręgowej, a ta uznała, że "brak jest podstaw do stwierdzenia, że umorzenie postępowania było nieuzasadnione".

Kolejne doniesienie miało związek z tajemniczym telefonem, jaki kobieta dostała w sierpniu 2006 roku. Na pocztę głosową jej telefonu stacjonarnego nagrana została wiadomość: "Proszę przyjechać po pieniądze". Kobiecie ciśnienie uderzyło do głowy, pojawiła się nadzieja odzyskania rodzinnej fortuny.

Prokuratura podjęła śledztwo, angażując w to telekomunikację. Jednak wykazało, że telefon był pomyłką. Dzwoniąca kobieta nie miała nic wspólnego ani ze zmarłym mężczyzną, ani z jego córką. Śledztwo zostało umorzone. Kobieta złożyła zażalenie do sądu w Stalowej Woli i wynajęła adwokata.

SĄD PODRZYMAŁ

Nie mogąc się doczekać terminu rozprawy, poskarżyła się ministrowi sprawiedliwości. Usłyszała, że musi czekać (było lato, czas urlopów). Kiedy się doczekała, usłyszała w sądzie we wrześniu 2007 roku, że prokuratura zrobiła wszystko, co do niej należało. Postanowienie prokuratury sąd utrzymał w mocy. Kobieta poniosła koszty wynajęcia adwokata - 970 złotych.

Po roku ponownie złożyła wniosek o podjęcie śledztwa i przesłuchanie świadków. Prokuratura odmówiła. Kobieta poskarżyła się rzecznikowi praw obywatelskich. Rzecznik nie dopatrzył się nieprawidłowości. Także Prokuratura Apelacyjna w Rzeszowie uznała, że brak jest podstaw do wznowienia umorzonego postępowania.
W kolejnym śnie kobiecie ukazał się ojciec i powiedział jej, że prokurator dostał pięć tysięcy złotych za umorzenie śledztwa. Ojciec miał także zapewnić córkę, że będzie nad nią czuwał.

Ostatnią deską ratunku na znalezienie złodzieja była wizyta u wróżki. - To, co usłyszałam, to wszystko się zgadza - zapewnia, że opłaciło się wydać pieniądze na wróżenie. A karty powiedziały, że nerwy sobie tylko poszarpie, a sprawy nie wygra.

Że złodziejem jest ktoś, kto przychodził często do ojca. Usłyszała też coś pocieszającego, że złodzieja będą nękać choroby i że będzie go gniotło sumienie. - I sprawdziło się z tą chorobą, bo sąsiad wpadł w pijaństwo - cieszy się kobieta. - Dzień w dzień widzę go pijanego w sklepie - triumfuje.

ŻEBY RĘKA USCHŁA

Kobieta nie rezygnuje z walki. Właśnie składa wniosek do prokuratury o przesłuchanie jej męża jako świadka. Ale w jej obecności, bo mąż jest po ciężkiej chorobie i musi nad nim czuwać. A najlepiej by było, żeby wszyscy świadkowie byli przesłuchani w jej obecności. Mogłaby na bieżąco przypominać im pewne szczegóły sprzed pięciu lat, albo co do kogo mówili, a w śledztwie tego nie powiedzieli.

- Codziennie się modlę, żeby temu złodziejowi ręka uschła - wyznaje kobieta ze łzami w oczach. I jak ma okazje zobaczyć sąsiada to sprawdza jak tam jest z jego ręką. Na razie jest zdrowa. - Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy - pociesza się, że z usychaniem ręki to się coś jednak ruszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie