Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janina Karaś, najpopularniejszy lekarz w powiecie stalowowolskim, ma bardzo rzadką specjalizację

Zdzisław SUROWANIEC
Doktor Karaś w gabinecie lekarskim nocną porą.
Doktor Karaś w gabinecie lekarskim nocną porą. Z. Surowaniec
Jest podobnie jak przed rokiem, kiedy doktor Janina Karaś po raz pierwszy otrzymała tytuł Lekarza Roku.

Lekarz Roku 2008

Lekarz Roku 2008

Doktor Janina Karaś otrzymała tytuł Lekarza Roku 2008 w powiecie stalowowolskim, w zorganizowanym po raz drugi plebiscycie "Echa Dnia". O wyborze decydowali czytelnicy, którzy wypełniali kupony. Otrzymała przytłaczającą większość 216 głosów na 399 oddanych na wszystkich zwycięskich lekarzy.

Siedzimy przed północą w gabinecie lekarskim na oddziale wewnętrznym szpitala. Spotkanie jest spóźnione o pół godziny, bo pani doktor nagle została wezwana do izby przyjęć.

Dopiero późną nocą pani doktor ma chwilę luzu. Kiedy już rozmawiamy, nikt nam nie przeszkadza. Jest tylko jeden telefon z pytaniem o dawkę leku dla pacjenta. Korytarze są już puste, w salach pogasły światła, jest cisza.

Doktor Janina Karaś po raz drugi została Lekarzem Roku. Przyjęła to z radością, ale bez egzaltacji. A to z tego powodu, że jest kobietą konkretną, chodzącą twardo po ziemi. Jak nam przed rokiem zwierzyła się: - Pochodzę z biednej chłopskiej rodziny, bez żadnych tradycji medycznych. Nawet nie marzyłam, że będę kiedyś lekarzem. W dzieciństwie sądziłam, że będę pielęgniarką.

RZADKA SPECJALIZACJA

Tymczasem została lekarzem i to niezwykle rzadkiej specjalizacji - hematologii czyli chorób krwi. Przez studia przeszła jak burza, bez problemów, z wysoką średnią ocen. Wszystkie egzaminy zdawała w pierwszym terminie.

- Mam fenomenalną, ogromną pamięć. To mi pomagało. Bo medycyna jest w dużej części nauką pamięciową. To mi ułatwiało studiowanie. Poza tym starałam się być solidna w nauce. Nie byłam typem kujona. Chodziłam na różne kółka, kursy, grałam w brydża. Korzystałam ze wszystkiego, co było dostępne w tym czasie dla studentów - opowiada.
Hematologia jest trudną specjalnością. Kiedy dr Karaś zrobiła drugi stopień specjalizacji z interny, myślała o specjalizacji z endokrynologii. To dziedzina medycyny zajmująca się zaburzeniami wydzielania hormonów. - Kardiolog doktor Józef Ujda, który był dla mnie wielkim autorytetem, powiedział mi wtedy "pani lubi się uczyć, hematologia to dla jest pani specjalizacja, nikt tej specjalizacji tu więcej nie zrobi". I doktor Ujda mnie na tę specjalizację namówił - przyznaje.

Dziś, kiedy zdaje sobie sprawę, że za pięć lat będzie mogła już pójść na emeryturę, łapie się za głowę jak szybko leci czas. Coraz szybciej. Aż się wierzyć nie chce, że zbliża się pewien etap aktywności zawodowej. Ale pani doktor zapewnia, że ani myśli o jakimś o zwalnianiu tempa. A to tempo życia miała zawsze szalone.

BEZ TARYFY ULGOWEJ

Jako młoda lekarka musiała cały czas studiować i robić specjalizację, a potem ciągle dokształcać się i biegać do pracy, łącznie z nocnymi dyżurami. Nie było taryfy ulgowej. Mąż był najdłużej urzędującym wójtem gminy Zaleszany, wychodził z domu rano, wracał wieczorem, a w domu była trójka synów do wychowania. Wszystko trzeba było robić w biegu, na zadyszce. Ale się udało! To zasługa także przyjaciół rodziny i niań, na których można było polegać o każdej porze dnia i nocy.

Jaki był miniony rok? - Udany - nie ma wątpliwości pani doktor. - Jędrek doczekał się prawa do emerytury - mówi o mężu Andrzeju. Przyszła ta emerytura jak zbawienie, przyniosła ulgę jak deszcz po upale. Pozwoliła poczuć się mężowi pewnie finansowo po tym jak wójtowanie stało się historią. Zajął się doradztwem podatkowym i to zajęcie trzyma go w dobrej kondycji.
28-letni Tomek pracuje, średni Michał ma 25 lat, skończył z wyróżnieniem dziennikarstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim i pracuje w krakowskim wydawnictwie. Najmłodsza rodzinna perełka Wojtuś ma dwanaście lat i w ubiegłym roku wygrał międzynarodowy konkurs matematyczny Kangur. W nagrodę wyjechał na zagraniczną wycieczkę do Bratysławy, Budapesztu i Wiednia.

- Wrócił zachwycony. Ale my z mężem po raz pierwszy wysłaliśmy go samego na taką wyprawę i ogromnie to przeżyliśmy - przyznaje pani doktor. Wojtuś nie życzył sobie telefonów, bo jego konto traciłoby bardzo przez roaming. Codziennie przysyłał wieczorem sms z wiadomością "całuski, dobranoc".

WYSKOK NAD JEZIORO

Właśnie przez wyjazd najmłodszego syna po raz pierwszy od wielu lat państwo Karasiowie nie pojechali na wczasy. - Wyskoczyliśmy tylko latem na parę dni nad jezioro Białe i mieliśmy piękną pogodę, a na ferie pojechaliśmy w góry do Krynicy i było tyle śniegu, że myśleliśmy, że do wiosny stamtąd nie wyjedziemy - śmieje się pani doktor.

A w pracy co się ciekawego wydarzyło przez rok? - Zawsze coś się udaje. Ale cudów nie ma - mówi pani doktor. Bo w hematologii łagodne choroby krwi zajmują niewielki procent. Zdecydowana większość to są białaczki, chłoniaki i ziarnice. W hematologii dokonał się duży postęp. Kiedy doktor Karaś zdawała hematologię, średnia życia osób z chorobami nowotworowymi szpiku, to były trzy do pięciu lat. Dzięki nowym lekom ta granica przesunęła się o kilka lat.

Tak jak w onkologii, choroby krwi wykrywa się albo przypadkowo przy badaniach okresowych, a najczęściej, kiedy coś dokucza, boli. - I niestety, często jest to już choroba bardzo, bardzo zaawansowana. A możliwości leczenia przy ostrych białaczkach są niewielkie - stawia diagnozę.

Ale każdy dyżur daje powody do satysfakcji. - Kiedy na przykład przywieziona starsza kobieta w ciężkim stanie za trzy godziny odzyskuje przytomność i jest z nami w kontakcie - wspomina.

CIĄGŁA NAUKA

Podstawą utrzymania przez lekarza formy zawodowej jest ciągłe uczenie się. - Kto się nie uczy jest jak kret ryjący pod ziemią, którego jedynym efektem są kopce na powierzchni ziemi - powtarza znane powiedzenie. - Medycyna uczy pokory. Nigdy się nie wie wszystkiego do końca. Nie ma takiego lekarza, żeby się na czymś nie przejechał, bo każdy pacjent jest inny i inaczej reaguje na leczenie. Ważne, aby nabrać doświadczenia i pomóc jak największej liczbie chorych - stwierdza doktor Karaś.

- Nie oczekuję wiele od życia. Chciałabym tylko, aby w rodzinie nikt nie zachorował i aby nie spadło na nas jakieś nieszczęście. A reszta już się jakoś ułoży. Modlę się tylko, żeby nie było choroby i nieszczęścia - powtarza pani doktor. Przyznaje, że mimo tego, że jest lekarzem, boi się choroby. - Bo życie potrafi być takie nikłe, w jednej chwili wszystko może się wywrócić do góry nogami - uważa.

Kiedy więc napatrzy się codziennie na dramaty jakie niektórzy ludzie przeżywają w związku z chorobami, docenia to, co jest dla niej darem od dobrego Boga. - Jestem szczęśliwa, bo mam cudownych chłopców, cudownego męża. Znalazłam swoje miejsce w życiu i jest mi tu dobrze - zapewnia.

CZAS LECI

Tylko ten czas tak goni niemiłosiernie, a właściwie rozpędza się coraz bardziej w miarę upływu lat. A pani doktor chciałaby jeszcze zrobić wiele, wiele dobrego dla innych, aby zamiast lęku przed choroba, zobaczyła w oczach pacjentów radość z tego, że udało się chorobę pokonać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie