Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Stalowej Woli przegnali Bułgarów z placu targowego

Zdzisław SUROWANIEC [email protected]
Na stoisku Bułgarów nie brakuje chętnych do kupienia towaru.
Na stoisku Bułgarów nie brakuje chętnych do kupienia towaru.
Ponad trzystu Bułgarów zjeżdża każdej soboty do Stalowej Woli targować butami, odzieżą i czym się da. Kazimierz Donchor, prezes Regionalnego Stowarzyszenia Kupców i Przedsiębiorców uważa, że to potop niszczący miejscowych drobnych handlowców.

Bułgarzy robią gwiaździsty zlot do Stalowej Woli z różnych miast. Przyciąga ich tu tradycyjna handlowa sobota z takim tłumem ludzi, jakich nie ma na całym Podkarpaciu. Uruchamia się maszynka do robienia pieniędzy.

Ludzie o egzotycznych śniadych twarzach stawiają na placu targowym lekko licząc sto pięćdziesiąt straganów. Są na nich towary, jakie kupują także nasi handlowcy. Jednak urok bułgarskiej oferty polega na tym, że jest ona tańsza. I to kłuje w oczy i bije po kieszeni miejscowych handlowców. W piątek handlowcy mieli odrobinę satysfakcji. Bułgarzy zostali zepchnięci w miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc.

GORSI OD KRYZYSU

Kazimierz Donchor, prezes Regionalnego Stowarzyszenia Kupców i Przedsiębiorców, uważa, że Bułgarzy są gorsi od kryzysu. Bo jest nadzieja, że kryzys minie, a Bułgarzy zostaną. -Osoby utrzymujące się z handlu są na krawędzi bankructwa. Nie mają nawet na pensje dla pracowników. Zbierają okruchy, udaje im się sprzedać niewiele tego, czym handlują Bułgarzy - twierdzi.

I wylicza, że ta armia Bułgarów, która każdej soboty spada na miasto, zajmuje pięć tysięcy metrów kwadratowych miejsca do handlowania. - To jest tak, jakby powstał supermarket - ocenia.
- Czy widział pan ich jak handlują? - pytam. - Nie chodzę tam, bo bym się źle poczuł, gdybym to zobaczył - przyznaje. I wyrzuca z siebie: - Czy widział pan, żeby w Europie czy w Ameryce Polacy handlowali? W Ameryce nasi mężczyźni budują domy, a nasze kobiety te domy sprzątają. W Europie Polacy pracują w sklepach, w hotelach, zmywają gary, opiekują się starszymi ludźmi. A Bułgarzy przyjeżdżają do nas i handlują, a potem zabierają te pieniądze i wywożą do siebie. To jest jak strzelanie z krzywej lufy zza węgła w nasze plecy.

UTRACONA SZANSA

- Gdyby nie obecność Bułgarów, wielu handlowców dorobiłoby się i mieliby pieniądze na zbudowanie w Stalowej Woli galerii - uważa Kazimierz Donchor.
Tymczasem stało się coś, co wymiotło handlujących Bułgarów na peryferie miasta, do brudnego miejsca, gdzie nikt się nie zapędza. Tam ustawili swoje przenośne stragany.

- Nic nie powiem, nie udzielam wywiadów, niech pan idzie do dyrektora klubu sportowego - ogania się ode mnie zarządca placu targowego. Rękę na placu targowym trzyma klub sportowy, którzy zarządza handlem, zbiera opłaty, z czego ma na sponsorowanie sportu.

Dyrektor Dariusz Schlage ogania się od zarzutu, że dyskryminuje Bułgarów i dlatego wynieśli się aż w dzikie miejsce przy torach przy osiedlu Rozwadów. Całemu zamieszaniu winna jest przebudowa wiaduktu.

Wielu polskich handlowców wykupiło od klubu rezerwację miejsca do handlowania nawet na dwadzieścia lat. Tacy handlowcy to dla klubu skarb, bo płacą z góry i to niemałe pieniądze. To przede wszystkim osoby handlujące dywanami i meblami. Wielu z nich rozkładało się pod wiaduktem. Jednak przez najbliższe dwa lata wiadukt będzie przebudowywany, rozbierany, budowany od nowa. To plac budowy, na który od marca nikt postronny nie ma prawa wstępu. Zarządca dał im więc w zamian miejsce w centrum miasta, gdzie handlowali Bułgarzy. A Bułgarzy nie mieli rezerwacji tylko płacili okazjonalne placowe.

BEZ PLACOWEGO

Wczoraj setki Bułgarów zjeżdżających na handel do Stalowej Woli musiało przenieść się w nowe miejsce, odległe od centrum. To pas ziemi przy garażach wzdłuż torów kolejowych, za piekarnią Społem w kierunku Rozwadowa. Tu nie sięga władza zarządcy placu targowego, nie będą musieli płacić nawet placowego. Tyle tylko, że to dla klientów bardzo daleko. A i teren jest fatalny. Leżą tu porzucone ubrania, setki plastykowych butelek i śmieci. Nie ma toalety, wody, niczego co kojarzy się z cywilizacją i Europą.

Przenosimy się w inny świat, do centrum miasta, gdzie na placu handluje Bożydar Uzunov. Można go zaliczyć do bułgarskiej handlowej elity. W Polsce jest od osiemnastu lat, od czterech lat mieszka z rodziną w wynajętym mieszaniu w Stalowej Woli, mówi nieźle po polsku. - Jesteśmy w Unii, jest wolny rynek i korzystamy z tego - uśmiecha się.

Kiedy jego syn Denis i synowa Sylwia sprzedają na straganie przy galerii City Park, on z żoną siedzi w aucie i grzeje się. A potem jest zmiana, bo na mrozie nikt długo nie wytrzyma, zwłaszcza, kiedy urodził się w ciepłej Bułgarii.

NERWOWA ATMOSFERA

Bożydar skoczył samochodem do swoich rodaków przy torach. Panowała tam nerwowa atmosfera. Bułgarzy rozkładali stragany, byli podenerwowani, nie chcieli rozmawiać.
- Oni są cwani. Jakby przyszła policja, to nie potrafią słowa po polsku powiedzieć. A jak idzie klient, to go po polsku zapraszają do kupowania - ironizuje Kazimierz Donchor. Tyle tylko, że Bułgarzy nie są pewni, czy w nowym miejscu będą mieli kogo zapraszać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie