Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prokuratura bada czy naczelnik przekroczyła uprawnienia biorąc pieniądze od pracowników

Zdzisław Surowaniec
Prokuratura w Stalowej Woli przez ścianę sąsiaduje z Wydziałem Oświaty i Zdrowia.
Prokuratura w Stalowej Woli przez ścianę sąsiaduje z Wydziałem Oświaty i Zdrowia. Zdzisław Surowaniec
Identyfikatory, jakie mają obowiązek nosić pracownicy Urzędu Miejskiego w Stalowej Woli, stały się powodem zainteresowania prokuratury. Prokuratura podejrzewa, że doszło do przestępstwa.

Kamykiem, który poruszył lawinę był anonim. Autor donosił, że naczelnik Wydziału Oświaty i Zdrowia Halina Wołos została ukarana przez prezydenta odebraniem nagrody za to, że podlegli jej pracownicy nie noszą identyfikatorów z imieniem, nazwiskiem i stanowiskiem.

I że - jak twierdzi osoba "uprzejmie donosząca" - pani naczelnik zażądała od pracowników oddania jej po sto złotych, co też się stało.

Anonim dostała między innymi redakcja "Echa Dnia" oraz prezydent Andrzej Szlęzak i prokuratura. Prezydent przyznał, że z anonimem zrobił to, co powinno się z nimi robić - wyrzucił go do kosza. A prokuratura mu się przyjrzała i - po postępowaniu sprawdzającym - nadała sprawie rangę śledztwa, z podejrzeniem popełnienia przestępstwa przez panią naczelnik.

Jak się okazało, na ośmiu pracowników Wydziału Oświaty i Zdrowia, czterech zostało przyłapanych na braku identyfikatorów. Także pracownicy innych wydziałów nie mieli identyfikatorów i wszyscy naczelnicy dostali nagrody pomniejszone o pięćset złotych.
- Kara jak kara, zgodziłam się i już. Potraktowałam to jak incydent, nie przywiązywałam do tego dużej wagi. Powiedziałam o tym pracownikom, skomentowałam, żeby pilnowali tych identyfikatorów, bo jak widać są cenne, warte sto złotych - tłumaczy naczelnik Halina Wołos. Przyznaje, że niekiedy przez roztargnienie ktoś z pracowników nie miał identyfikatora, bo na przykład zdjął sweter, do którego była przypięta przywieszka.

Obszedłem pokoje w Wydziale Oświaty, z pytaniem czy naczelnik żądała od pracowników zwrotu po 100 zł. Żadna z kobiet nie chciała ze mną rozmawiać. - My miałyśmy identyfikatory - pokazują z uśmiechem dwie pracownice. - Ja byłam wtedy na urlopie - zapewnia kolejna osoba. - Nie chcemy na ten temat rozmawiać. Chcemy pracować - mówiły to samo, jakby się umówiły, kolejne panie.

- Więc jak to było? - zapytaliśmy panią naczelnik. Wspomina, że po tym, jak powiedziała pracownikom, że została jej zmniejszona nagroda, usłyszała od pracownic "my pani oddamy te pieniądze". - Poczuły się winne tego, że nie miały identyfikatorów - tłumaczy naczelnik. Trzy pracownice przyniosły po 100 zł.

- Włożyłam pieniądze do szuflady, powiedziałam, że przeznaczę na dom dziecka czy na inny cel charytatywny - usłyszeliśmy od pani naczelnik. Ale po jakimś czasie otworzyła szufladę, zobaczyła pieniądze, przypomniała sobie o nich i oddała je pracownikom. Anonim, o rzekomym żądaniu pieniędzy przez naczelnik, pojawił się, kiedy pieniądze zostały już zwrócone.

- W życiu nie byłam w takiej sytuacji. Nigdy nie byłam podejrzewana o antydatowanie, kombinowanie, podrabianie podpisów. To, co się teraz dzieje, jest dla mnie przerażające. Nigdy od nikogo nigdy nie żądałam żadnych pieniędzy - zapewnia Halina Wołos.

- Domyślam się kto pisze na mnie donosy, wiem
dlaczego to robi i po co. Jest to osoba nie mająca za grosz odwagi cywilnej by się ujawnić. Gdyby bowiem wyszła z cienia, wszyscy zrozumieliby jej plugawe motywacje - stwierdziła.

- Śledztwo dotyczy przekroczenia uprawnień zawodowych. W tej sprawie nikomu jeszcze nie zostały postawione zarzuty - powiedział nam szef stalowowolskiej prokuratury Bogdan Gunia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie