Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żył na kupie śmieci. Zamienił miekszanie w cuchnącą norę. Jak do tego doszło?

Zdzisław SUROWANIEC
Policja skrępowała kajdankami mężczyznę na korytarzu przed mieszkaniem, zamienionym w cuchnącą norę.
Policja skrępowała kajdankami mężczyznę na korytarzu przed mieszkaniem, zamienionym w cuchnącą norę. Z. Surowaniec
To niezwykłe, ale zdarzają się wykształceni ludzie, którzy zamieniają mieszkania w cuchnące nory. Tak się stało ostatnio w Stalowej Woli

Zbieracze to spokojni, starsi ludzie. Mieszkają cicho i pracowicie, jak mrówki, znoszą do domów sterty ubrań i odpadów. Kiedy jednak smród z mieszkań i robactwo, jakie się u nich lęgnie, są nie do wytrzymania, życie sąsiadów zamienia się w piekło.

Mieszkańcy bloku numer 13 przy ulicy 1 Sierpnia w Stalowej Woli twierdzą, że sąsiad z drugiego piętra naznosił do mieszkania tyle szmat, że zrobiła się tam wylęgarnia karaluchów. - On znosi szmaty, a syn co jakiś czas tu przyjeżdża i te szmaty wyrzuca. A on znowu je znosi. Czuje pan, jak śmierdzi? - mówi mężczyzna, sąsiadujący przez ścianę z lokatorem, chomikującym szmaty.

ROZESZŁY SIĘ KARALUCHY

Przed tygodniem uciążliwego lokatora zabrał syn i prawdopodobnie umieścił w szpitalu. Przed wyjściem otworzył okno. I wtedy - jak twierdzą sąsiedzi - po bloku rozeszły się karaluchy. Mieszkańcy zaalarmowali administrację, a ta wynajęła ekipę, która spryskała ściany bloku środkiem owadobójczym. Chodnik został usłany martwymi robakami. Do mieszkania nikt nie odważył się wejść. A to z tego powodu, że trzeba mieć na to zgodę lokatora, a ten zapadł się w wodę.

Przed wieloma laty w bloku przy ulicy Dmowskiego w Stalowej Woli, gdzie był sklep zwany "Na Schodkach", mieszkało zgodne małżeństwo. Byli na emeryturze. On - z wykształcenia inżynier, zawsze chodził pod krawatem, w garniturze. Ona - elegancko ubrana, zawsze z zadbanym uczesaniem, z ustami pociągniętymi karminową szminką. Elegancja Francja. To, że on wiecznie przeszukiwał śmietniki, dziwiło, ale nikomu nie wadziło. Od obojga ciągnął się jednak mdły zapaszek, kontrastujący z nienaganną aparycją.

Pewnego dnia wybuchła cuchnąca bomba. Było upalne lato i sąsiedzi mieli dość fetoru, jaki roznosił się z mieszkania małżonków. Z trudem, ale jednak dali się namówić na wpuszczenie do środka przedstawicieli administracji. Ale ktokolwiek wchodził, wycofywał się, targany odruchami wymiotnymi. Małżonkowie zamienili mieszkanie w składowisko szmat. Zajmowały większą część mieszkania, dochodziły pod sufit. Wokoło grasowało robactwo, czujące się tu jak w raju.

Wywiezienie smrodu kosztowało administrację wiele wysiłku. Kosztowne było także odnowienie mieszkania, przesiąkniętego fetorem. Decyzją sądu, udało się małżonków przenieść do wyremontowanego mieszkania socjalnego. Wkrótce on zmarł.

ZAWODOWY PROGRAMISTA

Kolejny zbieracz także mieszkał przy ulicy Dmowskiego, w bloku pod numerem 12. To starszy mężczyzna, emeryt. Był z zawodu komputerowym programistą. Musiał mieć głowę na karku. Załamał się po śmierci żony. I wtedy zaczęła się gehenna sąsiadów. Zaczął gromadzić śmieci w domu, w piwnicy i na poddaszu. Administracja przez półtora roku walczyła z nim, nękała kontrolami.

Skończyło się na sądowym wyroku eksmisji. Z opuszczonego mieszkania administracja wywiozła cztery przyczepy śmieci! Mężczyzna trafił do mniejszego mieszkania socjalnego w "pershingu" przy ulicy 1 Sierpnia. Sąsiedzi mówią o nim, że był bardzo spokojny.

Jednak mężczyzna szybko wrócił do gromadzenia wszystkiego, co wpadło mu w ręce. Maleńkie jednopokojowe mieszkanie na drugim piętrze wypełniło się do połowy szmatami i różnym sprzętem. Zaczęło cuchnąć, choć "pershing" nigdy nie był perfumerią. Mieszkanie stało się wylęgarnią robactwa.

Kropla goryczy przelała się z… muszli klozetowej. Sąsiedzi wytrzymywali smród, nie wytrzymali, kiedy z sufitu zaczęła im lecieć woda. 1 września ubiegłego roku kobieta z pierwszego piętra zgłosiła administracji, że sąsiad ją zalewa, a w jego domu nie ma nikogo. Było podejrzenie, że zasłabł lub zmarł.

GAZEM ŁZAWIĄCYM

Jednak kiedy strażacy wspięli się po drabinie i próbowali otworzyć okno, mężczyzna podskoczył do nich z nożem. Na pomoc została wezwana grupa specjalna policji. Spróbowali wejść do mieszkania z ciemnego, ponurego korytarza. Lokator nie reagował na wezwanie otwarcia drzwi.

Nie pomogło wykurzanie gazem łzawiącym. Dopiero kiedy jeden z policjantów przez wybitą nogą dziurę w drzwiach włożył rękę i przekręcił klucz, można było wyciągnąć mężczyznę z czegoś, co zamieniło się w norę. Starszy człowiek został położony na podłodze i skuty kajdankami. Potem policjanci sprowadzili go na podwórko. Stamtąd nieszczęśnika zabrała do szpitala karetka pogotowia. Trafił na oddział psychiatryczny.

W mieszkaniu fetor mieszał się z ostrym zapachem gazu łzawiącego. Mały pokój był zawalony szmatami, po framugach drzwi biegały karaluchy. W sedesie leżał worek ziemniaków i to on sprawił, że woda z cieknącej spłuczki nie trafiała do kanalizacji, tylko przelewała się na podłogę.

ZAWALONA PIWNICA

Przy ulicy Siedlanowskiego 10 mieszka mężczyzna, który gromadzi metalowe części. Składa to wszystko w korytarzu piwnicy i w "maluchu", jaki stoi przed blokiem. - Jeżeli tych rzeczy w piwnicy nie ma, to znaczy, że administracja je wyrzuciła, a nie on - mówi jeden z sąsiadów, który ma problemy z wejściem do swojej piwnicy. Spotkaliśmy go - to szczupły, wysoki facet. Mówi, że gromadzi metalowe części, żeby sobie dorobić do renty, a sąsiadom zapowiada zrobienie awantury, jeśli się od niego nie odczepią.

Przy ulicy Metalowców mieszka starszy mężczyzna. To kombatant, odznaczony medalami. Widać go czasami, jak stoi w poczcie sztandarowym Armii Krajowej. Zbiera na śmietnikach wszystko, co mu wpadnie w ręce, i gromadzi w piwnicy. Ostatnio w piwnicy wybuchł pożar i wszystko spłonęło.

EMERYTOWANA NAUCZYCIELKA

Lokatorom Spółdzielni Mieszkaniowej przy ulicy Wojska Polskiego dokuczyła sąsiadka, która mieszkała na parterze i znosiła sterty szmat. Smród ścinał ludzi z nóg, a z jej domu wychodziły karaluchy na podbój innych mieszkań.

Kobieta jest nie byle kim - emerytowaną nauczycielką! Spółdzielnia przeniosła ją do mieszkania na trzecim piętrze. Bo kobieta narzekała, że ją nogi bolą. Stąd trzecie piętro, żeby jej uniemożliwić znoszenie szmat. Jeszcze próbowała zrobić nową "kolekcję", ale w końcu jej przeszło.Podobno sąsiedzi, którzy zostali uwolnieni od sąsiadki i smrodu, dali na mszę świętą, że się nad nimi Pan Bóg zlitował i oddalił od nich smród.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie