Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakuty w kajdanki, zamknięty w areszcie za … niewinność

Zdzisław Surowaniec
Stałem w stajni, kiedy  zobaczyłem policjantów – wspomina Stanisław Bąk.
Stałem w stajni, kiedy zobaczyłem policjantów – wspomina Stanisław Bąk. Zdzisław Surowaniec
Kiedy Stanisław Bąk zobaczył policyjny radiowóz pod ogrodzeniem swojego domu i policjanta, który szedł do niego, poczuł, że ma nogi jak z gumy. - Myślałem, że któremuś z dzieci coś się stało - przyznaje. Tymczasem policja przyjechał go aresztować. W kajdankach trafił do aresztu. A był niewinny!

Dochodziła godzina siedemnasta w środę, kiedy policjanci z posterunku w Radomyślu nad Sanem koło Stalowej Woli pomknęli do Chwałowic z sądowym nakazem zatrzymania mężczyzny, który nie zgłosił się do obywania kary w więzieniu w Załężu za jazdę rowerem po pijanemu. Procedura, jaką zastosowali, była nienaganna - przyjechali po człowieka wymienionego w piśmie z imienia i nazwiska, pod wskazany adres.

NAJWIĘKSZY HODOWCA

- Stałem w stajni przy krowach, kiedy podszedł do mnie policjant i powiedział, że ma nakaz aresztowania mnie. Odetchnąłem z ulgą, że żadnemu z dzieci nic się nie stało, ale ścisnęło mnie w żołądku co to dalej będzie - wspomina. Jest największym w okolicy hodowcą, ma czterdzieści krów, z czego dwadzieścia mlecznych. - Musiałem je jeszcze nakarmić, bo żona ma chore nerki i nie może dźwigać ciężarów - mówi. Krowy trzeba było też wydoić wieczorem i rano.

O policjantach 44-letni Stanisław wyraża się z najwyższym uznaniem. Kiedy zobaczyli jego zdziwienie zadzwonili, aby się upewnić czy naprawdę chodzi o niego. Dostali potwierdzenie. Pozwolili rolnikowi nakarmić krowy, pozwolili mu także wykąpać się w domu, a nawet zabrać sok do picia.

- Zacząłem kląć, aż mnie teściowa uspokajała, ale policjant powiedział, żebym sobie ulżył, bo to nie przedszkole - uśmiecha się teraz. - Z tego wszystkiego zapomniałem przed odjazdem dać krowom kiszonki - dorzuca.

KAJDANKI I SZPITAL

Na komendzie w Stalowej Woli dmuchnął w balonik, Był trzeźwy. Potem przeżył coś, co można nazwać poniżeniem, kiedy w kajdankach przewieziony został do szpitala, gdzie lekarz miał stwierdzić, że może przebywać w areszcie. - Szedłem z zakutymi rękami przez korytarz. Bałem się, że spotkam znajomych lekarzy - przyznaje.

W komendzie policji przydzielono mu pokój z zatrzymanym brudnym, cuchnącym mężczyzną. - W mojej stajni jest lepszy zapach, niż to, czym śmierdział ten człowiek - zapewnia. Noc w celi, gdzie cały czas świeciła się żarówka, był dla niego koszmarem. - Wspomniałem całe swoje życie, za co mogłem być zatrzymany - mówi.

Jak poradzili policjanci, żona Stanisława rano pobiegła do sądu. Mimo dystansu, z jakim została potraktowana, w końcu wyjaśniło się, że doszło do pomyłki, że zatrzymanym powinien być mężczyzna o takim samym imieniu i nazwisku, ale mieszkający w Jastkowicach. Jak to wyjaśniła na piśmie sędzia, pomyłkę w zatrzymaniu spowodowały "błędnie skonfigurowane dane przez system komputerowy, który został wprowadzony w lipcu 2009 roku".

SĄD WYJAŚNIA

- Będę się starał o zadośćuczynienie, za to, co przeszedłem - powiedział Stanisław Bąk. Przewodniczący Wydziału Karnego wszczął postępowanie wyjaśniające w sprawie zamieszania, które spowodowało aresztowanie niewinnego mężczyzny.

Marcin Rogowski, prezes Sądu Rejonowego w Stalowej Woli: - To pierwszy taki przypadek w sądzie. Pracownik za bardzo zawierzył komputerowi i doszło do wyświetlenia niewłaściwych danych w systemie komputerowym z rejestrem danych osobowych. To dla nas przestroga na przyszłość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie