Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera ubezpieczeniowa w szkole w Tarnobrzegu. Co się stało z pieniędzmi od rodziców?

Marcin Radzimowski
- Nawet nie chcę myśleć co by się działo, gdyby wydarzył się jakiś poważny wypadek - mówi dyrektor szkoły Mirosław Holuk
- Nawet nie chcę myśleć co by się działo, gdyby wydarzył się jakiś poważny wypadek - mówi dyrektor szkoły Mirosław Holuk Marcin Radzimowski
Pracownica Szkoły Podstawowej numer 3 w Tarnobrzegu podjęła się pośrednictwa w ubezpieczeniu około 350 dzieci i zebrała od rodziców pieniądze. Gdy jednak jeden z uczniów złamał palec na lekcji wychowania fizycznego, ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania. Okazało się, że dziecko nie jest ubezpieczone. Teraz już wiadomo, że takich przypadków było 79.

Mirosław Holuk, dyrektor Szkoły Podstawowej numer 3 w Tarnobrzegu nie ukrywa, że sprawa jest bardzo poważna. Zapowiedział, że dziś (poniedziałek) trafi do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przywłaszczenia pieniędzy przez pracownicę administracji z kierowanej przez niego placówki.

- To jest afera, rzecz, która nie powinna się wydarzyć. Zdarzyła się, dlatego działania już zostały podjęte - mówi dyrektor Holuk.
Według niego przyczyną całej sprawy była niefortunna polisa ubezpieczeniowa podpisana przez urząd miasta jakby w imieniu szkół, pomimo niezadowolenia szkół. Ubezpieczenie bowiem działało poza szkołą, to dowolne ubezpieczenie - rodzice mogą, ale nie muszą ubezpieczać dziecka.

- Jeśli ubezpieczają, mogą skorzystać z propozycji wybranej przez siebie firmy. Miasto podpisało umowę z brokerem, który wybrał Hestię. Firma przesłała przedstawicieli do szkół, by podpisać umowę. Wielu dyrektorów nie zgodziło się, ja też byłem przeciwny temu, aby pracownicy szkoły pośredniczyli w zawieraniu umów - tłumaczy dyrektor „trójki”. - Tymczasem jedna z pracownic administracji samodzielnie podjęła się takiej czynności bez konsultacji ze mną. Ja takiego polecenia nie dawałem ani ona nie zgłosiła, że czegoś takiego się podjęła.

We wrześniu rodzice na małych karteczkach pisali zgodę na ubezpieczenie poprzez brokera, który następnie odebrał od pracownicy szkoły karteczki. Pracownica szkoły zebrała też od rodziców pieniądze na ubezpieczenie, które miała przekazać brokerowi. Kilka miesięcy później - w lutym, do dyrektora szkoły zgłosiła się matka jednego z uczniów, który na lekcji wychowania fizycznego doznał złamania paliczka palca.

- Rodzic dostał informację od firmy ubezpieczeniowej, że dziecko jest nieubezpieczone - mówi dyrektor. - Zacząłem to wyjaśniać, mimo że nie byłem stroną, ale jednak sprawa dotyczyła dziecka z naszej szkoły.

Jak wspomina, pracownica szkoły porozumiała się z matką dziecka, wyrównała straty (kwotę, jaką dziecko by otrzymało za doznany uszczerbek), doubezpieczyła dziecko od marca i zwróciła składkę niewykorzystaną od września do lutego.

- Ja jej pytam, czy być może są jeszcze jakieś dzieci, może jeszcze coś pani przeoczyła? Usłyszałem, że wszystko jest załatwione, wszystkie dzieci są ubezpieczone - dodaje Mirosław Holuk. - Po tym mama tego dziecka poszkodowanego poinformowała na zebraniu innych rodziców o zaistniałej sytuacji, żeby sprawdzili, czy ich dzieci są ubezpieczone.

Szybko okazało się, że takich nieubezpieczonych dzieci jest więcej - dokładnie kolejnych 78. Wychowawczyni poinformowała o tym dyrektora w piątek przed tygodniem.
- Kiedy zapytałem pracownicę administracji, czy na pewno wszystkie dzieci są ubezpieczone, pani powiedziała, „gdzieś mi się zapodziały koperty w szufladzie z kilkoma klasami” i ja te dzieci ubezpieczyłam dopiero w kwietniu - mówi dyrektor „trójki”. - Zapytałem, co z tymi pieniążkami od września do kwietnia? Powiedziała, że ma i odda rodzicom. Wtedy uświadomiłem sobie, że wyszła tu brzydka sprawa i mogło dojść do przywłaszczenia pieniędzy.

Dyrektor dodaje, że wyjeżdżając na obóz sportowy („trójka” to szkoła o profilu sportowym), jako kierownik zlecił pracownicy, żeby sprawdziła, czy dzieci z listy są ubezpieczone. Na piśmie potwierdziła, że są. Teraz wiadomo, że nie wszystkie były. Na obozie doszło też do wypadku, ale na szczęście to dziecko było ubezpieczone.

- To szkoła sportowa i kontuzje się zdarzają. Miałem na plecach tykającą bombę. Nawet nie chcę myśleć, co mogło się zdarzyć - mówi dyrektor. - Chcę tę sprawę wyjaśnić, bo choć nie jestem stroną w sprawie, szkoła niejako dostała rykoszetem.
O sprawie wie już wydział edukacji i pełniący obowiązki prezydenta Kamil Kalinka. Zarządzono natychmiastową kontrolę, jak sprawa ubezpieczenia wygląda w innych szkołach.

ZOBACZ TAKŻE: 60SEKUND BIZNESU. O pomyśle opodatkowania kryptowalut

Źródło:vivi24

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie