Mieczysław Szewc, były więzień KL Auschwitz:- Drewniane trepy zrobione na wzór obozowych zabieram na spotkania do szkół. Niemiłosiernie niewygodne, nie dało się w tym chodzić.
(fot. W. Wojtkowiak)
- Śmierć wisiała nad każdym w każdej sekundzie. Zabijano i katowano za nic, za okruch na sienniku, znalezioną wesz, za długie paznokcie, za podkradanie jedzenia. Raz kapo zameldował oficerowi komanda, że ma dwóch świeżych w robocie. Esesman popatrzył na nasze numery i pytał - dlaczego żeście tak późno przyszli? Nie wiedzieliście, że jest dużo roboty? Kopał i walił pałą, ja odskoczyłem, ale z kolegą było bardzo źle, chociaż przeżył - wzrusza się Mieczysław Szewc, tarnobrzeżanin, który pół roku przeżył w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Trafił tu w listopadzie 1942 roku z ciężkiego więzienia w Rzeszowie, gdzie siedział za działalność konspiracyjną na terenie rodzinnej gminy Grębów.
Mieczysław Szewc ma wykaz osób z byłego tarnobrzeskiego, które dostały się do obozów koncentracyjnych m.in. w Oświęcimiu - Brzezince, Dachau, Lubece i przeżyły ich piekło. Do dzisiaj żyje około 130 świadków nazistowskich zbrodni.
(fot. W. Wojtkowiak)
Przyjechali, żeby umrzeć
Gestapowcom nie wydał nikogo i do niczego się nie przyznał. Po przesłuchaniu przetransportowano go z innymi do Tarnowa. Stąd wagonami bydlęcymi do Oświęcimia. Kiedy byli na miejscu, słońce jeszcze nie wzeszło, ale w oświetlonym obozie było jasno jak w dzień.
- Nie jesteście ludźmi, przyjechaliście żeby umrzeć. Kto tu żyje dłużej niż trzy miesiące, to kradnie, a kradzież jest sabotażem, za sabotaż jest kara śmierci - witał ich na rampie komendant obozu Rudolf Hoess. Dodał, że wyjście stąd jest tylko przez komin.
W Auschwitz został więźniem politycznym, których wtedy w obozie było najwięcej. Można było ich poznać po czerwonym trójkącie na pasiaku. Stanął w kolejce po numer.
- Tatuowano w skórze specjalną igłą. Wielu krzyczało, płakało, ale nikt się tym nie przejmował. Dostałem numer 79.616. Mój brat miał numer niższy, przyjechał wcześniej - mówi Mieczysław Szewc.
- Porozbierali nas, wystrzygli, opryskiwali jak drzewa przed robactwem. Rany pryskano cieczą siarkową, ze względu na higienę. Kobiety były specjalnie rewidowane, sprawdzano co mają w pochwach, czy jakieś kosztowności. Dostaliśmy numery i ubranie. Marynarkę, spodnie, na koniec bieliznę. Aż dziesięć dni nie pracowałem. Wszyscy przekonywali - pójdziesz na rozstrzał, na 11 blok.
Spokojny blokowy
Miał jednak dużo szczęścia. Wylądował na 10 Bloku. - Pierwsze okna przy ścianie śmierci, to moja sztuba nr 5. Miałem miejsce na samej górze - pokazuje na zachowanych zdjęciach. Są też inne, szokujące. Ciała wkładane do krematoryjnego pieca, i stosy ciał, które ściągali z ziemi i układali. Porządek musiał być.
Blokowy na dziesiątce to był sympatyczny, przystojny Polak mówiący po niemiecku. - Jak ktoś znał niemiecki, to dużo ratowało. Wśród funkcyjnych byli też zwyrodnialcy, a ja nigdy nie widziałem, żeby nasz blokowy kogoś tłukł. Dzieci biegały, bawiły się w budynku. Chyba nawet je dokarmiał - opowiada pan Mieczysław. Codziennie ciężko pracował fizycznie. W sobotę blokowy dał mu maszynkę i brzytwę, odtąd przez sobotę i niedzielę pomagał fryzjerowi w goleniu i strzyżeniu więźniów.
- Znałem się na tym, ojciec takie maszynki przywiózł po pierwszej wojnie światowej z Wiednia. Do nas przychodził się strzyc cały Zapolednik - przypomina sobie Szewc. Blokowy zanosił mu dodatkowy chleb.
Jak zacząłem strzyc chłopaków, przychodzili do mnie swoi Baran, Trojnar, Galek. Dostawali zupę, kawałek chleba i margarynę. Bo głód był nieludzki. Nieraz, jak w kuchni niezgrabnie przekroili chleb, ktoś dostał za mało. Jak wieczorem nie zjadł i schował, to inni mu zabierali. Umierał z głodu. W dzień była zupa z brukwi. Jak ktoś podchodził drugi raz z michą, od razu zabijali.
Zabijał głód i zimno
- U mnie na bloku 20-30 ludzi dziennie umierało z głodu i zimna. Ważyłem czterdzieści parę kilo - mówi Mieczysław Szewc. Jeszcze się łudził, że na Boże Narodzenie jedzenia będzie więcej. Kapo z tego szydził, drażnił się, że na pewno będzie obiad z dwóch dań i deser. Wcześnie rano, w mróz kazali zrzucić ciuchy i pogonili do łaźni. - Na sobie mieliśmy tylko pasek i drewniane trepy. Gryzły nogi i niektórzy mieli już kość na wierzchu. Podklejali te wierzchy szmatami, a klej robili z ziemniaka ugotowanego, ale na mokro wszystko odchodziło.
Pierwszy raz w łaźni, masa sklejonych ciał. Mężczyźni pocierają się nawzajem. - Z początku to wyglądało niespecjalnie, jak zboczenie jakieś, nigdzie wcześniej tego człowiek nie widział. Najpierw zimna, ciepła i znów zimna woda. Krótko, nie dało się wymyć. Mokrych, nagich pogonili na blok. Byłem pierwszy, zamknąłem się w szafie ze szczotkami, żeby się ogrzać. Kiedy szurali już trepami, wyszedłem, żeby mnie ktoś nie zatłukł na śmierć - mówi były więzień.
Dodaje, że zaraz Niemcy kazali okna otwierać, że niby smród, a chodziło o to, żeby jak najwięcej ludzi wykończyć. Po kąpieli do południa nie dostali ani jedzenia, ani ubrań.
Sprytny ślusarz
- Jak miałem coś z ubrania potargane, brudne, po prostu ściągałem nowe z trupa. Nie raziło mnie to - mówi pan Mieczysław. Starał się chronić młodszego brata. - Skarżył się, że mu zimno. Wyszedłem wieczorem, ściągnąłem z umarłego czapkę, marynarkę, sweter. Włożyłem mu do papierowego siennika. Był spokojniejszy, ale jak tę nać marchewki z wylanych pomyj zabrał, już nie miałem na to wpływu. Esesman to zauważył i wziął Jana do karnej kompanii. Myślałem, że już go żywego nie znajdę. Spotkaliśmy się dopiero w transporcie do Buchenwaldu, wiosną.
Dlaczego go przewieźli? Niemcy potrzebowali siły roboczej w obozach na terenie III Rzeszy.
- Już w Tarnowie, gdyśmy jechali do Oświęcimia, pouczali nas więźniowie, którzy z obozu uciekli, ale ich znów złapano. Mówili, że wybierają według zawodów. Zabierali do innych obozów stolarzy, ślusarzy, elektryków, hutników. Ja podałem się za ślusarza. Miałem do majstrowania smykałkę, już w szkole robiłem zapalniczki z gilzy od karabinów. Ale tam już pracowałem jako fryzjer. Goliłem i strzygłem esesmanów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?