Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byłem szpiclem "Bezpieki"!

/ram/

Nie gasną emocje związane z publikacją w Internecie "listy Wildsteina". Do rzeszowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej o wgląd do teczki każdego dnia trafia dwa razy więcej wniosków, niż na przykład w całym październiku. Niezwykle ciekawymi informacjami postanowił się z nami podzielić także były... oficer kontrwywiadu, przez dwa lata związany z komórką Służby Bezpieczeństwa w Tarnobrzegu.

- Zwerbowali mnie podstępem. Byłem zbyt "miękki", dlatego musiałem pracować dla SB - mówi mieszkaniec Stalowej Woli (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). - Po studiach zacząłem pracować w Hucie Stalowa Wola, ale kiedyś mój wydział ktoś podrzucił ulotki antyrządowe. Miałem wybór, albo pójść do więzienia, albo zostać szpiclem "Bezpieki".

"Esbek" był zbyt młody i miał słabe kontakty w hucie, żeby być cennym. On sam był już i tak umoczony w SB, więc postanowił pracować w milicji. Po trzech miesiącach, jak wielu młodych i zdolnych ludzi, skierowano go na resortowe studia, kształcące przyszłych agentów wywiadu. Po czterech latach, w 1984 roku pracował już w tarnobrzeskich strukturach SB.

- Dwa lata byłem oficerem kontrwywiadu. Agentów wysyłaliśmy za granicę, tworzyliśmy też strukturę w regionie. Organizowałem tajne spotkania, zbierałem informacje - kontynuuje. - To trudno w paru słowach wyjaśnić. "Bezpieka" to była potężna organizacja, w znacznym stopniu przypominało to strukturę mafijną państwa. Spotkania odbywały się w prywatnych mieszkaniach. Właściciel nie wiedział, że wynajmuje lokal SB, brał za to pieniądze. I on też miał zakładaną teczkę, jako współpracownik. W Tarnobrzegu i okolicach kilkaset osób ma teczki, choć ich związek z SB był praktycznie żaden. Gdybym przykładowo przyszedł dwa razy do redakcji "Echa" i nie zostałbym wyrzucony, to też byłaby teczka, a w niej wpis: "nawiązałem kontakt z redakcją".

Nasz rozmówca przejrzał dokładnie "listę Wildsteina". Nie ma na niej ani jego nazwiska, ani żadnego spośród około 60 tajnych agentów, działających w ramach tarnobrzeskiej komórki SB.

- Znam ich nazwiska, znam pseudonimy, jakich używali pracując w SB. Po czwartkowym artykule w "Echu" skontaktowało się za mną dwóch byłych podwładnych. Mówili, że ich nazwisk nie ma na tej liście - dodaje stalowowolanin. - Wygląda na to, że ta lista jest szczątkowa, skoro brakuje na niej 60 pewnych nazwisk z małego Tarnobrzega. A gdzie inne, wielkie miasta? Albo lista IPN jest dopiero kompletowana, albo pewne teczki do niej nie trafiły, może zostały zniszczone. Nie wiem, ale być może agenci SB teraz pracują dla Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego?

Nasz rozmówca dodaje, że wielu "esbeków" było naprawdę bezwzględnych. Jeden z nich kiedyś przystawiał pistolet do głowy ludziom i groził śmiercią, jeśli nie będą współpracować. A teraz ten człowiek jest szanowanym pracownikiem jednej z instytucji.

Potok wniosków

Robert Witalec z Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej oddział w Rzeszowie: - Listy z Internetu nie traktujemy jako listę teczek zgromadzonych w zasobach IPN i nie wiem, co "lista Wildsteina" zawiera. Nie potrafię też odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ewentualnie na tej liście nie ma nazwisk 60 agentów z Tarnobrzega. W ostatnich dniach zainteresowanie teczkami znacznie wzrosło. W czwartek wnioski o sprawdzenie teczki złożyło około 40 osób, a dla przykładu w całym październiku wpłynęło tylko 25 takich wniosków. Nie wszyscy wiedzą, że można sprawdzić tylko swoją teczkę. Jeden z panów przyniósł do nas listę 40 nazwisk swoich sąsiadów i znajomych, chcąc ich "zlustrować".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie