Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie odnieśli ani ołówka

/ram/
- Żaden z tych zbieraczy nie przyniósł nawet jednego ołówka - mówi Ewa Poźniak, właścicielka okradzionego sklepu.
- Żaden z tych zbieraczy nie przyniósł nawet jednego ołówka - mówi Ewa Poźniak, właścicielka okradzionego sklepu. Marcin Radzimowski

Właścicielka sklepu papierniczego "Kredka" przy ulicy Kochanowskiego w Tarnobrzegu przekonała się ostatnio, co dzisiaj znaczy określenie "społeczeństwa obywatelskiego". W piątkowy poranek kilka osób zbierało leżący na ulicy towar wiedząc, że pochodzi z kradzieży. Policji nie wezwał nikt. Nikt też nie odniósł właścicielce nawet jednego ołówka. - Złodziej to złodziej, więc jemu się nie dziwię. Ale do tej pory wierzyłam w ludzką uczciwość - mówi Ewa Poźniak, właścicielka sklepu.

"Wszystkich, którzy zbierali ukradzione i rozsypane wokół sklepu towary i uważają się za uczciwych, proszę o zwrot przywłaszczonego mienia". Kartkę z taką treścią mama pani Ewy przylepiła na witrynie sklepowej. To ona w piątek około godziny 9 rano otwierała sklep, w zastępstwie pani Ewy, która miała służbowy wyjazd do Rzeszowa.

- Włamywacze dostali się od tyłu budynku. Najpierw przepiłowali kratę, wepchnęli okienko do środka i weszli - mówi Ewa Poźniak. - Półki "wyczyścili" zupełnie, choć towar na pierwszy rzut okaz dla złodzieja raczej jest mało atrakcyjny.

Zginęło wszystko: setki długopisów, kredki, ołówki, tornistry, piórniki, nawet kartki pocztowe i taśmy klejące. Złodzieje zabrali też bardziej wartościowy towar, jak choćby wieczne pióra "Parkera" i "Watermana".

- Ciągle liczę straty i nawet orientacyjnie nie jestem w stanie podać kwoty, bo to straszna drobnica była - dodaje właścicielka "Kredki". - Złodzieje zakradli się na pewno po godzinie 1 w nocy, bo w sąsiednim sklepie byli pracownicy do tego czasu.

Włamywacze zapakowali długopisy prawdopodobnie do plastikowych worków i przez okno wydostali się ze sklepu. Żaden z mieszkańców pobliskich bloków włamania nie widział. Wiadomość o kradzieży zasmuciło panią Ewę. Jeszcze bardziej zasmuciło ją jednak to, co się działo kilka godzin po włamaniu.

- Przyszła do mnie młoda pani, która rano około godziny 7 odprowadzała dziecko do szkoły. Pytała, czy ludzie przynieśli mi towar, który wyzbierali? Bardzo się zdziwiłam, bo nie wiedziałam, o czym ona mówi - kontynuuje tarnobrzeżanka.

Można wnioskować, że gdy złodzieje uciekali z łupem, worki z towarem rozerwały się i zaczęły z nich na ulicę wypadać długopisy, ołówki, kredki. Było tego dość dużo, a właściciela nie trzeba było daleko szukać, bo ślad prowadził prosto do zaplecza "Kredki". Jak twierdziła kobieta, kilka osób zbierało porozrzucane obok sklepu rzeczy. Był jeden starszy pan, który zbierał długopisy do odwróconego rączką do góry... parasola. Nikt też nie wezwał policji, bo zrobiła to dopiero mama pani Ewy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie