Obok huśtawek zebrały się tłumy rodziców, dziadków i dzieci, zbulwersowanych informacją o likwidacji placu zabaw.
(fot. M. Radzimowski)
Wielka awantura o plac zabaw wybuchła wczoraj w Tarnobrzegu. Obok huśtawek zebrały się tłumy rodziców, dziadków i dzieci. Zbulwersowani informacją o zlikwidowaniu ogródka nie zostawili suchej nitki na pracownikach Tarnobrzeskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Gorzkie słowa poleciały w stronę przewodniczącego Rady Osiedla Kazimierza Kozuby, który ostatecznie obiecał, że zrobi wszystko, by placu nie likwidowano, ani nie zmniejszano.
(fot. M. Radzimowski)
W klatkach schodowych bloków przy ulicy Wyspiańskiego ktoś porozwieszał informację, że o godzinie 16 na placu zabaw przy ulicy Lipowej ma odbyć się zebranie w sprawie jego likwidacji. Przyszły tłumy ludzi.
- To miejsce od rana do wieczora tętni życiem. Ja przychodzę tu z wnuczką z ulicy Kopernika. Bo tam już zlikwidowano place i powstały parkingi - tłumaczyła Maria Siol. Wtórowali jej inni dziadkowie i rodzice: - To bezpieczne miejsce, ogrodzone. Maluchy mogą jeździć na rowerkach, są małe huśtawki dla młodszych dzieci. Starsi ludzie odpoczywają na ławkach.
Mieszkańców zbulwersowała informacja przekazywana poczta pantoflową, że plac ma być zlikwidowany, a działka sprzedana.
- Z tego, co ludzie mówią, mają tu powstać pawilony usługowo-handlowe. Złożyłem w tej sprawie już interpelację do prezydenta. Zażądałem wyjaśnienia i przeciwdziałania temu. Czekam na odpowiedź - mówił radny miejski Stanisław Wiącek, którego dom sąsiaduje z placem.
Pod protestem do prezydenta i władz spółdzielni podpisało się ponad stu ludzi. Część z nich zdenerwowana przyszła wczoraj na plac. Do końca nie ujawnił się organizator spotkania. - Informację na klatkach rozwieszały dzieci, które się tu bawią - mówiła starsza pani.
W tłumie pojawił się przewodniczący Rady Nadzorczej spółdzielni Janusz Kłos. - O spotkaniu dowiedziałem się przypadkiem, zaszedłem wracając z pracy - wyjaśniał. Kiedy mieszkańcy "siedli na niego" i zażądali wyjaśnień, puściły mu nerwy. - Nie będę rozmawiał z trybunami, którzy szukają politycznego rozgłosu. Zapraszam do spółdzielni, ale tylko członków spółdzielni - krzyczał. Mieszkańcy "naskoczyli" na niego:
- Jesteśmy tu. Boi się pan rozmawiać, bo jest dużo ludzi?
- Co pan opowiada?! Dziecko, jest dziecko. Nieważne, czy mieszka w bloku tej spółdzielni, czy innej, czy komunalnym.
- Za pewnie się pan czuje na tym stołku! Zapomina pan, że to my pana utrzymujemy!
Awantura trwała ponad pół godziny. Gorzkie słowa poleciały także w stronę przewodniczącego Rady Osiedla Kazimierza Kozuby. Nikt oficjalnie nic nie powiedział. Na osłodę przewodniczący Kozuba i radny miejski Stanisław Banaszak obiecali, że zrobią wszystko, by placu nie likwidowano, ani nie zmniejszano. - Ja osobiście także będę się o to starał - powiedział nam Janusz Kłos.
Mieszkańców jednak to nie uspokoiło. - Decyzje na pewno już są po cichu podjęte. Wiemy, że dla zamydlenia ludziom oczu w jednej części postawiono nowe przyrządy do zabawy, a druga ma być zlikwidowana - mówili.
DECYZJI NIE MA
Tomasz Lenard, prezes Tarnobrzeskiej Spółdzielni Mieszkaniowej: - Nie ma żadnej decyzji w sprawie placu zabaw. Rozważamy różne warianty. Dziwię się, że mimo to ktoś robi taki problem. Te osoby, które chcą robić sobie w ten sposób kampanię wyborczą, niech to robią poza spółdzielnią. Nie chcemy zrobić nic złego mieszkańcom. Wręcz przeciwnie. Budujemy mniej, ale większych placów zabaw, które spełniają wymogi bezpieczeństwa i estetyki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?