Krzewy na Waryńskiego wszyscy omijają długim łukiem. Są bowiem schronieniem dla amatorów taniego wina, przesiadujących tam od rana do nocy. Aby je wyciąć potrzebna jest jednak zgoda prezydenta.
O problemie z zaroślami już pisaliśmy ("ED" z 19 września). Po publikacji tego materiału dostaliśmy wiele telefonów z podziękowaniami za zajęcie się tą sprawą oraz z prośbami o ustalenie osoby odpowiedzialnej za porządek w tamtym miejscu. Sprawdziliśmy to.
PUK SAM NIC NIE MOŻE
Za krzaki wzbudzające tyle emocji odpowiada Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych. Wiesław Kołodziej, zastępca prezesa PUK-u, przyznaje, że zna problem. Tłumaczy jednak, że przedsiębiorstwo nie może samo podjąć decyzji o usunąć roślin.
- Zgodę na wycięcie musi wyrazić Urząd Miasta - wyjaśnia prezes Kołodziej.
O pozytywne rozpatrzenie takiego pomysłu nie będzie wcale łatwo, bo tarnobrzeski magistrat niezbyt przychylnie odnosi się do takiego rozwiązania.
Jak mówi Paweł Antończyk, z biura prasowego Urzędu Miasta, nie o to chodzi by wycinać krzaki, które za kryjówkę upatrzyli sobie dziwnie zachowujący się panowie, ale żeby zrobić wszystko, aby do takich sytuacji nie dochodziło.
- Będziemy się starali, aby takie zachowania eliminować - zapewnia urzędnik.
Jego zdaniem, podobnych miejsc jest wiele i gdyby chcieć wycinać rośliny w każdym takim przypadku powstała by pustynia.
KRZAKI ROSNĄ SAMOPAS
Zenon Dziadura, właściciel sklepu w bezpośrednim sąsiedztwie zarośli, kilkakrotnie zmuszony był przez awanturujących się mężczyzn do wzywania straży miejskiej i policji. Kilka razy przepłacił to wybitą w sklepie szybą. On też by chciał, aby ta wysoka roślinność zniknęła.
- I tak nikt o to nie dba. Nie widziałem, żeby ktokolwiek zajmował się tymi krzewami - mówi pan Zenon.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?