Zerwany sejmik

Poniedziałkowa sesja sejmiku wojewódzkiego zapowiadała się raczej nieciekawie i mało medialnie. Życie jednak okazało się inne. I to nie z powodów merytorycznych.
Radni Platformy Obywatelskiej, poparci przez Polskie Stronnictwo Ludowe, złożyli wniosek o wybór szefów dwóch komisji oraz wiceprzewodniczącego sejmiku.
Stanowiska te były wolne, ponieważ ich przewodniczący weszli w ostatnich wyborach do Sejmu. Radni Prawa i Sprawiedliwości, którzy mają większość w sejmiku, odrzucili jednak projekt uchwały. Sesja nadal toczyła się normalnie.

Wyszli i nie wrócili
Bomba wybuchła po przerwie. Okazało się, że radni opozycji… nie powrócili na obrady. W tej sytuacji nie było kworum. Przewodniczący sejmiku Andrzej Matusiewicz zapowiedział, że sprawcy obstrukcji nie dostaną diety. Sesja została przerwana do środy.

Opozycja przekonuje, że były poważne powody do takiego zachowania.
- To będzie dowód, że radni wcale nie pracują dla diety - mówił chwilę później szef klubu PSL Mirosław Karapyta.
Lider PO w sejmiku Sławomir Miklicz twierdził, że rzeczywistym sprawcą zerwania sesji jest PiS.

- My protestujemy przeciwko marginalizowaniu opozycji - dodał Miklicz. - Dzisiaj była kulminacja tego procesu..
Oddamy stanowiska
PO i PSL twierdzą, że wezmą udział w obradach jeśli dojdą z PiS do porozumienia w sprawie stanowisk.

- Opozycji chodzi tylko o funkcje i dlatego zerwała obrady - uważa Zygmunt Cholewiński. - To są działania jest niekorzystne dla województwa.
PiS zapowiada jednak, iż może poprzeć opozycyjnych kandydatów, choć nie wie czy jest to możliwe z prawnego punktu widzenia.

Czym się nie zajęli
Radni m.in. nie podjęli decyzji o przekazaniu pieniędzy dla przewoźników na ulgowe bilety (a zbliża się termin ustalania nowych rozkładów jazdy). Nie wysłuchali też sprawozdania z prac nad planem zagospodarowania przestrzennego Rzeszowskiego Obszaru Metropolitalnego.