Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nocne łowy kłusowników

Michał Dominik [email protected]
Zbliżają się święta więc Mieczysław Stec ze wzmożoną uwagą zaczął obserwować swoje gospodarstwo rybne.
Zbliżają się święta więc Mieczysław Stec ze wzmożoną uwagą zaczął obserwować swoje gospodarstwo rybne. M. Dominik
Właściciele rybnych drżą o swoje hodowle. Złodzieje kradną karpie na potęgę .

- To nie zwykli złodzieje, to bandyci - mówi Kazimierz Rostek z Pysznicy opisując ludzi, którzy regularnie wykradają ryby z jego stawów. - Siatki to jeszcze nic, bo przychodzą z pałami i widłami - żali się hodowca.

Jak tłumaczy pan Kazimierz ten problem istnieje już od wielu lat. Jego zdaniem, ludzie kradną ryby z jego stawów, bo po prostu się do tego przyzwyczaili. A dokładnie przyzwyczaił ich do tego poprzedni ustrój. Wcześniej bowiem zbiorniki wodne, które należą teraz do niego były własnością PGR-u i wszyscy traktowali je jak swoje.

Kradzież była powszechna i nikt nie widział w tym nic złego. Mimo upadku PGR-ów rozumowanie i podejście kłusowników się jednak nie zmieniło. Nie robią sobie nic z tego, że ryby pływające w zbiornikach należą do Kazimierza Rostka.
- Co kilka dni ściągam jakąś sieć - mówi hodowca.
BANDYCKIE METODY
Siatki to jednakże najbardziej humanitarny sposób połowów jaki stosują kłusownicy. Zdarza się bowiem, że polują na ryby z drewnianymi drągami i widłami.
Pan Kazimierz kilkakrotnie szukał pomocy na policji, ale nie przynosi to oczekiwanego rezultatu.

- Jeśli złapani na gorącym uczynku złodzieje mają przy sobie karpie o wartości nie przekraczającej 500 złotych, to nic im nie można zrobić. Mała szkodliwość czynu. - wyjaśnia.
Takim sposobem szabrownicy są bezkarni i regularnie mogą wyprawiać się na nocne łowy.
Jak przyznaje Kazimierz Rostek, dla takiego dużego gospodarstwa jak to jego, straty powodowane takimi stale powtarzającymi się incydentami wynoszą od kilku, do nawet kilkunastu procent w skali roku.

HODOWCY ZWIĘKSZYLI CZUJNOŚĆ
Mieczysław Stec, właściciel gospodarstwa rybnego w Antoniówce już zabezpieczył swoją hodowlę przed ewentualnymi intruzami. 24 godziny na dobę stawy pana Mieczysława są pod stałą kontrolą, a dostępu do nich broni wataha psów.
- To dlatego, że ryby już są zgromadzone w zbiornikach i "dojrzewają" - tłumaczy.
Większość karpi kradzionych z dużych gospodarstw rybnych, trafia na rynki. Można je tam zazwyczaj kupić o wiele taniej niż w sklepie.

O ile straż miejska może kontrolować legalność pochodzenia innego popularnego, świątecznego towaru jakim jest choinka, o tyle w przypadku karpi nie może wiele zrobić. Handlujący choinkami oprócz zezwolenia na sprzedaż muszą posiadać tak zwane asygnaty, stwierdzające, że drzewka zostały wycięte zgodnie z prawem. Sprzedawcom karpi wystarczy tylko zezwolenie na sprzedaż. I to jest jedyna rzecz, do której straż miejska może się przyczepić. Jeśli nawet są jakieś wątpliwości co do tego, skąd ryba pochodzi, bardzo trudno udowodnić, że została skradziona.

O POZWOLENIE NIE TRUDNO
Aby uzyskać zezwolenie na handel karpiami wystarczy zgłosić się do wydziału geodezji i gospodarki w Urzędzie Miasta i uiścić opłatę w wysokości od 30 do 70 złotych. Wtedy już całkiem legalnie można wystawić towar na sprzedaż. Oczywiście na wskazanym przez urząd miejscu. Strażnicy miejscy mogą ukarać handlowca, który nie wykupił sobie placu karą w wysokości od 20 do 500 złotych. Lecz nie w każdej sytuacji, a tylko wtedy, gdy sprzedający utrudnia ruch drogowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie