Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez mieszkania nie przeżyjemy

Klaudia Tajs
Dali nam lokale tymczasowe, a my nawet nie wiemy, co to jest za określenie i dlaczego mamy za nie tak dużo płacić - mówi pan Artur.
Dali nam lokale tymczasowe, a my nawet nie wiemy, co to jest za określenie i dlaczego mamy za nie tak dużo płacić - mówi pan Artur. K. Tajs
Po eksmisji rodzina Trelów z Tarnobrzega zamieszkała w pokojach hotelowych bez łazienek i kuchni, ale z grzybem i robakami.

- Każdy może mieć gorsze chwile w życiu, ale urzędnikom nie wolno upodlać ludzi - mówi Marta Trela z Tarnobrzega. Ona, jej mąż, dzieci i wnuczek po eksmisji zamieszkali w pokojach, za które muszą płacić co miesiąc po 420 złotych za każdy. Tymczasem w mieszkaniu, z którego zostali eksmitowali, czynsz wynosił 300 złotych. To paranoja - mówią małżonkowie.

Marta i Artur Trela nie twierdzą, że są bez winy. Zdają sobie sprawę, że konsekwencją zadłużenia poprzedniego mieszkania, które zajmowali, była eksmisja. Przyznają zgodnie, że nie mieli bezpośredniego wpływu na zadłużenie lokalu. - Tam mieszkali mój ojciec i brat - opowiada pani Marta. - Tato miał płacić czynsz, my za media. Tak się stało, że rachunki za czynsz nie były płacone, a dług narastał. Ja nie pracuję na stałe. Ostatnio przeszłam poważną operację. Mąż pracuje dorywczo. Na sześcioosobową rodzinę mamy tysiąc złotych miesięcznie. Najstarsza córka, która ma dwuletnie dziecko, dostaje 200 złotych alimentów. Mieszka z nami, bo gdzie pójdzie.

Z ROBAKAMI I GRZYBEM W TLE
Po eksmisji, która nastąpiła 29 października, małżeństwo Trelów, z trzema córkami i wnuczkiem, przeniosło się do lokali wskazanych przez spółdzielnię - w bloku przy ulicy Moniuszki. Pokoje, w których zamieszkała rodzina, znajdują się po przeciwnej stronie korytarza. Usytuowanie pomieszczeń oraz ich wygląd, zdaniem rodziny, są fatalne i nie do przyjęcia.
- Dali nam lokal tymczasowy, przejściowy, a my nawet nie wiemy, co to jest za określenie - mówi pan Artur. - Pełnoletnia córka z synem dostała jeden pokój, a nam i dwóm pozostały córkom oddali drugi.

Każdy lokal ma dziesięć metrów. W pokojach jest dwupalnikowa kuchenka, a łazienka przypada na dziesięć rodzin. - Naszymi współlokatorami są robaki i grzyb na ścianie - dodaje pani Marta. - Za jeden pokój mamy płacić 420 złotych. Mamy dwa pokoje. Tymczasem czynsz w zadłużonym mieszkaniu wynosił 300 złotych. Trafiliśmy z deszczu pod rynnę.

Od kilku dni kierownik administracji ponagla rodzinę, by podpisała umowę na wynajem pokoi. Oni nie chcą tego zrobić w obawie, że zamkną sobie drzwi do mieszkania socjalnego. Ponadto od dwóch dni nie mają prądu. - 19 grudnia mijał termin zapłaty za światło i tego samego dnia wpłaciłam pieniądze - tłumaczy pani Marta. - Mimo to, odłączono nas od prądu. Na pytanie, kiedy nas podłączą, bo przecież tak nie można żyć, słyszymy, że musimy podpisać umowę najmu pokoi. Umowa jest tak napisana, że w każdej chwili administracja może nam wymówić pokoje. Co wtedy z nami będzie? Pójdziemy z dziećmi i wnukiem pod most?

POKÓJ TYLKO PRZEJŚCIOWY
Administracja Spółdzielni Mieszkaniowej Siarkowiec, która skierowała rodzinę Trelów do dwóch pokoi, nie czuje się winna. Pracownicy zapewniają, że ich sytuacja byłaby inna, gdyby małżeństwo współpracowało z nimi. - Od czterech lat, kiedy zorientowaliśmy się, że rodzina systematycznie zadłuża mieszkanie przy ulicy Dekutowskiego, staramy się z nimi negocjować, co nie przynosi rezultatu - twierdzi Augustyn Turek, prezes Siarkowca. - Trelowie zadłużyli lokal na 80 tysięcy złotych. To ogromna kwota, która będzie trudna do spłacenia. Zresztą nie ukrywam, że szansa, iż zrobi to rodzina Trelów, jest nikła. Koszty poniosą pozostali lokatorzy.

Prezes Turek zapewnia, że gdyby rodzina wcześniej starała się o lokal zastępczy lub dokumentowała swoje niskie dochody i złą sytuację materialną w odpowiednich instytucjach, zostałaby wciągnięta na listę mieszkańców kwalifikujących się do lokali zastępczych. - Mamy mieszkanie socjalne, które nadawałoby się na potrzeby tej rodziny, ale sąd nie wskazał w uzasadnieniu konieczności zabezpieczenia lokalu socjalnego - dodaje prezes Turek. - Jeśli zaczną się starać i przyniosą odpowiednie dokumenty, pomyślimy o przeniesieniu ich na ulicę Zamkową. Sprawa jest ważna, gdyż w rodzinie jest małe dziecko, które powinno wychowywać się w godziwych warunkach.

PUKAJĄ DO URZĘDÓW
Po wyjściu z naszej redakcji, wczoraj rano rodzina Trelów postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Na początek zapukali do drzwi Barbary Kłeczek, naczelnika Wydziału Spraw Społecznych Urzędu Miasta Tarnobrzega. - Poinformowano nas, że ten wydział nie ma nic wspólnego z mieszkaniami socjalnymi - mówi pani Marta. - Skierowano nas do Marka Woźniaka, naczelnika Wydziału Spraw Lokalowych, który jest na urlopie. Przejął nas inny urzędnik. Mamy nadzieję, że uda nam się niebawem skompletować niezbędną dokumentację i przeniosą nas do mieszkania socjalnego.

Po południu małżeństwo Trelów odwiedziło Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Tarnobrzegu. Ich sytuacja jest tamtejszym pracownikom dobrze znana, gdyż od lat korzystają z różnych form pomocy. - Jeśli będą się kwalifikowali do pomocy materialnej, to ją otrzymają - zapewnia Wiesława Juda, dyrektor ośrodka. - Natomiast kwestie lokalowe nie leżą w naszej kompetencji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie