- Zrobimy wszystko, aby rodzice dwuletniego Pawełka zamieszkali w godziwych warunkach i tworzyli normalną rodzinę - zapewnia Jan Czech, sekretarz gminy Gorzyce. Chłopczyk z rodzicami mieszka w zrujnowanym budynku, bez wody i gazu. Nie są jedynymi mieszkańcami dworku.
O dramacie małego Pawełka pisaliśmy w środę. Przypomnijmy. Podczas poniedziałkowej awantury chłopczyk stał się kartą przetargową pomiędzy swoją matką a babcią, która na siłę chciała zaopiekować się wnuczkiem. Pawełka z rąk babci wyrwał policjant. Krzyki i wyzwiska usłyszeli sąsiedzi, którzy poinformowali nas o całym zdarzeniu.
BO NIE MA PIENIĘDZY
Właścicielką podupadającego dworku, pamiętającego rodzinę Tarnowskich, jest pani Małgorzata, matka trójki dzieci. Kobieta zapewnia, że od dawna stara się o pieniądze na jego remont. Niestety, nie udaje się. - Konserwator zabytków odesłał mnie do marszałka województwa - wylicza pani Małgorzata. - Gmina i starosta też nie mają pieniędzy. Ja nie pracuję, a dzieci gotówki nie posiadają.
Pani Małgorzata zamieszkała w budynku w 1994 roku. Posiada dokumenty mówiące o tym, że jest jego właścicielką. Niestety, ząb czasu naruszył budynek i jego wnętrze. W ciemnym korytarzu nie ma podłóg. Na ziemi leży kawałek linoleum. Ściany dawno nie widziały farby. Drzwi wejściowe z trudem zamykają się. W środku jest kilka pokoi. Pierwszy zajmują młodszy syn Ziemowit z żoną i małym Pawełkiem. - To jest pokój starszego syna, co wyszedł na wolność z aresztu - pokazuje kobieta. - A to moje lokum. Córka od czasu do czasu przyjeżdża. Prądu nie mam, ale od dzieci przedłużaczem podciągnę. Piec mały, ale można ogrzać i ugotować. Najgorzej jest z dachem, bo się sypie. Zaczęłam go kleić gliną... - mówi kobieta.
Twierdzi, że kocha swojego wnuczka. O jego mamie nie chce mówić. - Mam zakaz zbliżania się do niej i dziecka, ale ono samo do mnie lgnie - opowiada. - Ostatnio zupy mu ugotowałam, chleba ze smalcem dałam. Skoro syn mi go powierzył do opieki, to czego ona na mnie policję nasłała. Przecież to mój wnuczek - mówi roztrzęsiona.
Babcia Pawełka twierdzi, że musi pilnować wnuczka, bo jej dom często odwiedza mafia z Wołomina, Łodzi i Warszawy. - Mówili, że pokoje chcą wynająć, ale ja tam swoje wiem - wtrąca nagle kobieta. - Tu się dziwne rzeczy dzieją. Dlatego trzeba pilnować - dodaje.
Pani Małgorzata uważa, że przyczyną wielu jej problemów są źli ludzie, którzy ją otaczają. - Pracownica opieki jest do mnie źle nastawiona - wylicza. - Mówią, żebym do lekarza poszła. Ale po co, skoro ja jestem zdrowa...
CHCIAŁBY DOBRZE
Ziemowit, ojciec małego Pawełka, zapewnia, że chciałby, aby jego żonę i matkę łączyły dobre relacje. Jednak nie udaje się. - Mama już taka jest - mówi młody mężczyzna. - Z żoną nie rozmawia. Bardzo lubi syna. Mieszkamy pod jednym dachem, od czasu do czasu zaniosę małego do jej pokoju. Jak to w rodzinie, raz jest dobrze, raz źle - stwierdza.
Syn nie ukrywa, że sytuację komplikuje zachowanie jego mamy, która nie chce słyszeć o konsultacjach z lekarzem. - Ona sama na leczenie nie pójdzie - stwierdza Ziemowit. - W opiece społecznej powiedzieli mi, że jako pełnoletni syn mogę wystąpić z wnioskiem o skierowanie jej na obowiązkowe leczenie psychiatryczne. Zastanawiam się, czy to zrobić. Przecież mieszkamy pod jednym dachem.
Ojciec małego Pawełka przypomina, że już kilka razy pytał w Urzędzie Gminy w Gorzycach, czy może liczyć na lokal socjalny. - Za każdym razem mówią, że nie ma wolnych - żali się. - Ja nawet kawalerkę chciałem w Tarnobrzegu wynająć, ale nie ma wolnych.
CZAS NA INTERWENCJE
Ryszard Nowocień, sołtys Trześni, długo mógłby mówić o rodzinie zajmującej niewielki dworek. Wie także o ostatniej awanturze, kiedy policja wyrywała z rąk babci małego Pawełka. Bardzo często kontaktuje się z panią Małgorzatą. Nowocień należy do nielicznych osób, które zdobyły jej zaufanie. - Tylko dlatego, że mnie zna, pozwoliła w zeszłym roku ekipie doprowadzić prąd do budynku - wspomina sołtys. - Kiedy przyszli jej z gminy podłączyć wodę, mnie z ekipą nie było. Efekt był taki, że ludzi nie wpuściła i do dziś rodzina nie ma wody.
Sołtys Nowocień wielokrotnie rozmawiał z właścicielką domu o jej przyszłości. Namawiał do sprzedania budynku. - Byli kupcy, dobrą cenę dawali, ale ona się nie zgodziła - wspomina sołtys. - Dziś tam mieszka już następne pokolenie. Dochodzi między nimi do nieporozumień. Między tym wszystkim jest małe dziecko.
Niepokojące zdaniem sołtysa jest to, że urzędnicy wiedzą o sytuacji, w jakiej znajduje się ta rodzina, a także o tym, co się tam dzieje, a mimo to brakuje odpowiedniej decyzji, która zmieniłaby los przynajmniej malutkiego chłopczyka. - Czy musi dojść do nieszczęścia, by ktoś przyznał się, że można było coś zrobić? - pyta Ryszard Nowocień.
POD OKIEM POLICJI I OPIEKI
Pracownicy Ośrodka Pomocy Społecznej w Gorzycach znają warunki, w jakich wychowuje się mały Pawełek. Rodzina korzysta z pomocy społecznej. Jesienią ubiegłego roku, dzięki staraniom ośrodka, do domu doprowadzono energię elektryczną. Ostatni raz pracownik socjalny przeprowadzał wywiad środowiskowy w grudniu ubiegłego roku. - Sytuacja tej rodziny jest bardzo skomplikowana - usłyszeliśmy w gorzyckim ośrodku. - Rodzina jest pod opieką kuratora zawodowego i społecznego. Matka chciałaby zapewne dla swoich dzieci jak najlepiej. Kilka razy uczestniczyła w pracach społecznie użytecznych. Ukończyła także kilka kursów. Niestety, problemem jest jej zachowanie. Bez wątpienia jest to rodzina borykająca się z wieloma problemami.
Leszek Kostecki, kierownik komisariatu w Gorzycach, potwierdza, że interwencje policji w tej rodzinie nie należą do rzadkości. Poniedziałkowa interwencja odbyła się na prośbę mamy małego Pawełka, która chciała go odebrać z rąk babci.
Kierownik Kostecki przypomina także, że wielokrotnie zwracał uwagę na dziwne zachowanie matki dzieci i właścicielki domu. - Informowałem o tym pracowników opieki społecznej - dodaje.
JEST NADZIEJA
Dziś w gminie Gorzyce nie ma wolnych mieszkań socjalnych. Lokalny samorząd przygotowuje projekt bloku socjalnego dla kilku rodzin. Jego budowa rozpocznie się prawdopodobnie w tym roku i potrwa dwa lata.
Do dyspozycji mieszkańców znajdujących się w trudniej stacji życiowej jest jeszcze blok komunalny w Trześni, który pierwotnie wybudowano z myślą o osobach poszkodowanych w powodzi z 2001 roku. Wiele osób, które zamieszkały w nim, wróciło do swoich odremontowanych domów. Ich lokale zajmują osoby, które nie mają szans na własne cztery kąty.
W rozmowie z Janem Czechem, sekretarzem Gorzyc, dowiedzieliśmy się, że jedno z tamtejszych mieszkań będzie niebawem wolne. - To niewielki pokój z łazienką i kuchenką - wyjaśnia sekretarz Czech. - W stosunku do osób, które zajmują ten lokal, prowadzone jest postępowanie eksmisyjne. To trudne sprawy, które trwają długi czas. Niemniej nie widzę przeszkód, aby ta młoda rodzina zamieszkała w tym loku.
Jan Czech sugeruje, aby Ziemowit wraz żoną ponownie przyszli na rozmowę do wójta Gorzyc Mariana Grzegorzka. - Zrobimy wszystko, aby im pomóc - kończy Jan Czech.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?