Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podziwia świat z paralotni

Redakcja
Kiedy paralotnia ma napęd, można wzbić się z równego miejsca.
Kiedy paralotnia ma napęd, można wzbić się z równego miejsca. Archiwum prywatne
Krzysztof Kusy z Tarnobrzega z lotu ptaka lubi podziwiać świat. Kiedy leci nad miastem problemy na ziemi nie mają najmniejszego znaczenia.

Krzysztof Kusy. Jako prezes informatycznej firmy musi twardo stać na ziemi. Ale lubi bujać w obłokach. Niemal codziennie bierze swoje skrzydło, żeby się oderwać. Zaglądać w okna mieszkańcom, kiedy Tarnobrzeg się budzi albo zasypia.

Żeby odpocząć jednym wystarczy wygodny fotel i telewizor, drugim skok ze spadochronem i fruwanie na paralotni. Krzysztof Kusy należy zdecydowanie do tego drugiego typu. Przed domem w Zakrzowie ma startowisko a chorągiewka pokazuje mu, jak mocno wieje. Żartuje, że nawet rolnicy tak często nie sprawdzają pogody, jak oni, paralotniarze. Kiedy zaczyna mu brakować adrenaliny rozkłada żółte skrzydło i biegnie pod wiatr.

Piękno nie widoczne dla innych

- W górze czuję się wolny. To odskocznia. Inny świat - zachwyca się Krzysztof Kusy. Zapomina o problemach. Odnajduje spokój, żadna rzeka ani las nie jest dla niego przeszkodą, żeby znaleźć się gdzie chce.

Ze swojego statku powietrznego obserwuje widoki niedostępne dla wszystkich. Prawie nogami dotyka lustra jeziora machowskiego. Widzi, którędy biegnie zwierzyna. Komentuje, że ludzie nie zdają sobie sprawy, co takiego kryje się w lesie.
Urzeczony widokami zmusza się, żeby wstać około szóstej rano, kiedy mgiełki unoszą się poniżej drzew, nad samą wodą. Jest naprawdę odcięty od rzeczywistości i odgłosów. Na uszach ma słuchawki. Czasami słucha muzyki, a jej gatunek zależy od nastroju.

Kiedy leci wykorzystuje okazję, żeby robić zdjęcia. Przedwczoraj nie mógł się oprzeć i sfotografował wioskę koło Baranowa Sandomierskiego. W niesamowitym położeniu, na planie półkola. Nie lubi tych chwil, kiedy łapie się na tym, że zapomniał aparatu.

Interesująco wyglądają ludzie. Do dziś nie wie na pewno, dlaczego niektórzy grożą mu pięścią. Być może z powodu hałasu, jaki robi lecąc nisko. Ale najczęściej odbiera dowody sympatii. Przyjaźnie go pozdrawiają.

Raz pospieszył z ratunkiem. Bez wahania z kolegami zgodzili się, gdy policja z Ożarowa poprosiła o pomoc przy poszukiwaniach pensjonariusza domu opieki społecznej. Latali nad lasami. Mężczyzna się odnalazł, chociaż nie oni go wypatrzyli, ale miłe jest uczucie, że robi się coś ważnego dla innych.

W górze boję się o innych

Paralotniarstwo to druga największa pasja Kusego. Na skrzydło przesiadł się ze spadochronu. Skakać zaczął już w technikum, Zespole Szkół Elektrycznych w Nisku. Wyczynowo, biorąc udział w najważniejszych zawodach. Kiedy z kumplami wspomina dawne czasu śmieją się, że inni spędzali czas na wagarach i w knajpach, a oni na obozach sportowych.

Potem wszystko się zmieniło. - W aeroklubach zaczęło brakować pieniędzy, mało się skakało. I przyszła chęć uniezależnienia się, samodzielności - wyjaśnia Krzysiek.
Pierwsze skrzydło przywiózł z Rosji kolega. - Jak sobie przypomnę, na jakim sprzęcie frunęliśmy, to dziś się boję. To była jakaś ręczna robota. Nie powtórzyłbym takiego wyczynu, już nie - śmieje się.

Prawdziwą przygodę z paralotniarstwem zaczął w 2001 roku od kursu. Swojego pierwszego lotu nie przeżywał tak bardzo, będąc przyzwyczajonym do emocji, jakie niesie skok ze spadochronem. To w końcu też skrzydła. Za to pamięta fascynację. Lecisz wolno, gdzie chcesz, bo silnik cię pcha i nie musisz lądować w określonym miejscu.

Czy się boi? O siebie nie. Spanikował raz, kiedy wysłał w powietrze z kolegą swoją żonę i syna. Bo każdy, jeśli tylko chce może sobie pofruwać z instruktorem w tandemie. Obydwaj byli dość blisko siebie i niekontrolowanie dwie paralotnie zderzyły się dość mocno czaszami. - Pomagałem uczyć paru znajomych i kiedy lecą pierwszy raz zawsze trochę o nich się boję - wyznaje Krzysztof Kusy.

Sport bezpieczny, ale nie tani

Dla obserwatorów paralotniarstwo wydaje się sportem ekstremalnym, ale jest uznane za bezpieczne. Statystykę mogą popsuć amatorzy latający bez uprawnień. Latanie bez kwalifikacji, to jak bez prawa jazdy.

- Jeśli się tylko nie szaleje i nie robi głupot, nie trzeba się bać. Bardziej ryzykowna jest jazda samochodem - uznaje Kusy.

A ponieważ trochę przywykł, szuka pod niebem adrenaliny. Do atrakcji należą nocne loty, o których sza, bo przepisy ich zabraniają. Umawianie się na przeloty, jak wycieczka z Tarnobrzega na Święty Krzyż z tankowaniem na stacji benzynowej ku uciesze kierowców, którzy zlecieli się podziwiać ich desant. Na biwaki z lataniem zabierają swoje rodziny, a żony marudzą, że faceci ciągle tylko o tym samym. Ileż można gadać o lataniu…

Na tarnobrzeskim niebie Krzysztof nie ma zbyt wielu naśladowców. - Paralotniarstwem interesują się ludzie młodzi, a to sport dość kosztowny. Cena za taki komplet, skrzydło i silnik to około 12 tysięcy złotych - mówi. Sporo jest osób, które odkładają licencję na półkę z powodu kosztu zakupu.

W podniebnym sprzęcie są mercedesy i maluchy. Krzysztof Kusy nie przesadza. Lata na skrzydle i silniku polskiej produkcji, bardzo prostym i niezawodnym. - Niemcy zaczęli produkować te silniki z myślą o opryskiwaczach a większość jest wykorzystywana przez paralotniarzy. Nie ma z nim kłopotu, a w razie czego wystarczy mieć scyzoryk szwajcarski…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie