Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mimo niebezpieczeństw ratowali najcenniejsze zbiory zamku w Baranowie - reportaż z akcji w czasie powodzi

Marcin RADZIMOWSKI
Na środek folii wkładane są worki z piaskiem, swoim ciężarem wciskają folię do śluzy.
Na środek folii wkładane są worki z piaskiem, swoim ciężarem wciskają folię do śluzy. M. Radzimowski
Godzina 8 rano. Sztab zarządzania kryzysowego w Baranowie Sandomierskim zostaje postawiony na równe nogi. - Powódź! Trzeba ratować zbiory w zamku - alarmuje Jan Pelczar, wiceburmistrz Baranowa.

Obfite, kilkudniowe opady deszczu podniosły poziom wody w rzekach. Dla Baranowa Sandomierskiego zagrożenie jest na dwóch frontach - z jednej strony Wisła, z drugiej Babulówka. Przekroczenie poziomu alarmowego na Wiśle sprawiło, że woda z niej została siłami natury wtłoczona do Babulówki. Poziom zaczął się niebezpiecznie podnosić.

CZÓŁNO MUSI ZOSTAĆ

- Trzeba w pierwszej kolejności ratować najcenniejsze zabytki, a te przechowywane są w kaplicy zamkowej - wyjaśnia Adam Zwolak, dyrektor zamku w Baranowie Sandomierskim. - Powołane zostały trzy zespoły. Pierwszy zabezpiecza dzieła sztuki do transportu, drugi przenosi je, trzeci przygotowuje miejsce ich czasowego przechowania.

Obrazy i cenne XVIII-wieczne meble trzeba wynieść na pierwsze piętro, do sali portretowej. Pracownicy zamku ostrożnie zabezpieczają zabytkowe rzeczy. Owijają je folią, obrazy dodatkowo wcześniej są zabezpieczane specjalnym płótnem. Pomimo zagrożenia powodziowego, trzeba pracować ostrożnie, w rękawiczkach, aby nie uszkodzić dzieł sztuki.

- Najgorsza sprawa z łodzią, znajdującą się w przyziemiu zamku. Jej niestety nie da się rady wynieść. Jedynie można ją zabezpieczyć przed działaniem wody środkami chemicznymi - ubolewa Adam Zwolak, dyrektor zamku, określanego mianem "perły renesansu".

Wczesnośredniowieczne czółno dębowe zostało wydobyte z dna Wisły w rejonie Tarnobrzega-Machowa. Ma dwanaście metrów długości i znajduje się na ekspozycji pod dziedzińcem baranowskiego zamku. Kiedy je tutaj instalowano, nie było sklepienia piwnicznych pomieszczeń muzealnych, czyli posadzki na dziedzińcu.
W zamku skutecznie jest prowadzona ewakuacja dzieł sztuki na wyższe piętra. Tam nic im nie grozi. Nawet podczas gigantycznej powodzi w lipcu 1867 roku wiślana woda nie sięgnęła pierwszego piętra.

ŚLUZA PRZECIEKA!

W czasie trwania akcji ratowania zabytków do sztabu zarządzania kryzysowego dociera kolejny komunikat. Przecieka śluza, odprowadzająca wodę z zamku do Babulówki. Spiętrzona woda w rzece wdziera się przez śluzę do systemu kanalizacji, istnieje zagrożenie zalania zamku.

- Skierowałem do działań strażaków z Dymitrowa Małego, Siedleszczan i Baranowa Sandomierskiego. Potrzebne są pompy szlamowe, trzeba wypompować wodę ze śluzy i dopiero później będzie można ją uszczelnić - wyjaśnia Ryszard Dudek, komendant miejsko-gminny jednostek Ochotniczej Straży Pożarnej w Baranowie Sandomierskim.

Teraz to on dowodzi akcją. Skontaktował się już z burmistrzem. Bo potrzebne są folia do zabezpieczenia śluzy i worki z piaskiem. Trzeba działać bardzo szybko, bo poziom wody w Babulówce stale się podnosi.

Strażacy przystępują do działań. Trzy pompy pracują na pełnej mocy, wypompowywana jest woda ze śluzy. Kiedy ta jest już pusta, strażacy rozkładają wielką folię. To specjalna, gruba folia. Na jej środek wkładane są worki z piaskiem, które swoim ciężarem wciskają ją do śluzy. - Więcej worków, potrzeba więcej worków! - zarządza komendant Ryszard Dudek.

Działania strażaków obserwują z boku członkowie sztabu kryzysowego, z burmistrzem na czele. W razie potrzeby zostaną dowiezione i piasek i worki.

NIEBEZPIECZNE KRETOWISKA

Śluzę udaje się uszczelnić, woda nie przedostanie się na teren zamku. Po zakończeniu działań na miejscu pozostają dwaj strażacy, którzy monitorują sytuację. W razie konieczności trzeba będzie znów działać.

Ktoś dostrzega dziwne zjawisko. Kilkadziesiąt metrów od uszczelnionej śluzy podnosi się ziemia. Widać, że jest grząska. - To woda podnosi ziemię. Jest wysoki stan wody w Babulówce i wskutek filtracji pod stopą wału woda zaczęła wybijać z ziemi - mówi komendant Dudek.

Dodaje, że często do powstawania takiego zjawiska przyczyniają się zwierzęta - krety, bobry, lisy, nornice i inne, które budują nory lub systemy korytarzy w ziemi. W ten sposób osłabiają jej strukturę, a to doprowadza do przesiąkania wody.
W miejscu, gdzie podnosi się ziemia, znów pojawiają się strażacy. Podobnie jak w przypadku uszczelniania śluzy, potrzebne będą folia i worki z piaskiem. Strażacy układają worki jeden przy drugim wokół miejsca, gdzie woda próbuje się wydostać z ziemi.

Worki tworzą pierścień, zapadający się powoli do rozmokłej ziemi. Przesiąkanie udaje się zatamować, ale nieopodal znowu ziemia się rusza…
Sytuację ostatecznie udaje się opanować. Wszystko zadziałało tak, jak powinno. Koordynacja działań poszczególnych służb nie zawiodła, nie zawiedli ludzie.

Na szczęście prawdziwego zagrożenia powodzią tym razem nie było, bo w Baranowie Sandomierskim jedynie prowadzono ćwiczenia zgrywające obrony cywilnej. Oby w praktyce nigdy już nie trzeba było sprawdzać, czy podjęte działania były wystarczające.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie