1966 rok
1966 rok
Od tego roku w Kopalni Jeziórko zaczęto wydobywać siarkę metodą otworową - poprzez wtłaczanie gorącej wody przez otwory w ziemi. Kopalnia zajmowała obszar niespełna 4 tysięcy hektarów, a na jej terenie wywiercono ponad 8 tysięcy otworów. Wydobycie trwało do 2001 roku, kiedy to ceny surowca spadły z ponad stu dolarów za tonę do niewiele ponad dwudziestu.
- To dla mnie niepojęte, że przyroda tak sobie poradziła z tym księżycowym krajobrazem - dziwi się Lech Wójcik. - Kiedyś były tu tylko otwory, z których wydobywano siarkę. Potężne maszyny wiertnicze, olbrzymie erupcje, wielki przemysł, fachowcy ściągnięci ze wszystkich zakątków kraju.
AUTOBUSY PEŁNE GÓRNIKÓW
I wokół same zniszczenia. Żadnej przyrody, ptactwa, roślinności, która dziś pieczołowicie skrywa to, co jeszcze tak niedawno było jedną z największych kopalni na świecie.
Krajobraz Jeziórka zmienił się nie do poznania. - Nie byłem tu wiele lat, ale teraz chętnie siedzę na brzegu jeziorka, patrzę, jak wędkarze wyciągają ryby i przypominam sobie czasy, kiedy w stronę Jeziórka ciągnęły zakładowe autobusy, zapełnione pracownikami kopalni. Przyjeżdżali tu nawet z odległych o 50-60 kilometrów miejscowości. Bo była praca - mówi Lech Wójcik.
SIARKOWODÓR POWSZEDNIAŁ
Dziś po Jeziórku przechadzają się dzikie zwierzęta albo amatorzy wypoczynku z dala od cywilizacji. Wielu młodych mieszkańców okolicy nie pamięta nawet zapachu siarki, który wszystkim przyjezdnym przypominał przed laty, że są w rejonie Tarnobrzega. Odór siarkowodoru, przypominający smród zgniłych jaj, wdzierał się do stojących obok kopalni domów i do mieszkań, położonych nawet kilkanaście kilometrów od miejsc wydobycia siarki. Ale tarnobrzeżanie do tego przywykli. Dziwili się tylko przyjezdni. Ale jak zostawali w Tarnobrzegu, i im "zgniłe jaja" powszedniały.
- To były dobre czasy. Całe miasto kwitło dzięki siarce, mieliśmy mieszkania, pieniądze. Oprócz normalnych, comiesięcznych wypłat, nagrody z zysku przedsiębiorstwa - Kopalń i Zakładów Przetwórstwa Siarki Siarkopol, specjalne nagrody na Barbórki, czyli górnicze święta, wczasy, kolonie, przedszkola, szkoły, dom kultury, mieszkania...
ĆWIERĆ WIEKU W KOPALNI
Ale i dziwne czasy to były, bo pieniędzy, które leżały na wyciągnięcie ręki, gdzieś w domowym kredensie, nie zawsze było na co wydać.
Najważniejsze, co pamięta Lech Wójcik z tamtym lat, to poczucie stabilizacji i pewność, że jutro też będzie praca, bo kto wtedy myślał, że siarka się skończy, że przestaną ją wydobywać, a na miejscu kopalni powstaną jeziorka?
Kiedy po pierwszych wolnych wyborach nastał kapitalizm, siarkowi górnicy myśleli, że teraz może być tylko lepiej. A tu, jak na złość, wszystko szło coraz gorzej. Ceny siarki poszły w dół, zapotrzebowanie na nią stało się coraz mniejsze, więc i zarobki spadały. Dlatego pan Lech, nie czekając na ostateczny krach, w 1995 roku odszedł z kopalni, by spróbować pracy w prywatnej firmie. - Pożegnałem się z kopalnią po 25 latach pracy - mówi. - Nie doczekałem niestety górniczej emerytury, zabrakło mi trzech lat.
SIARKA WCIĄŻ CZEKA W ZIEMI
Dla Lecha Wójcika czasy największej prosperity kopalni to lata jego młodości, kiedy się żenił, rodziły się jego dzieci, dlatego z sentymentem do nich wraca. - "Ale to już było i nie wróci więcej" - nuci czasem słowa piosenki, kiedy odwiedza okolice Jeziórka. - Ale czy na pewno nie wróci? - zastanawia się głośno były siarkowy górnik.
- Przecież w okolicy Grębowa wciąż pod ziemią leżą pokłady tego "polskiego złota", jak mówiono o siarce w latach pięćdziesiątych.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?